Rozdział 9: Chwila radości

444 10 0
                                    

Min Azter
Od godziny bawię się z Abigail. Zostałyśmy same w jej nowym pokoju. Wciąż byłm wzruszona gestem Parka. Nie za bardzo rozumiałam, skąd u niego ta nagła przemiana. Ale byłam bardzo, bardzo szczęśliwa.
Po około dwóch godzinach zaburczało nam w brzuchu. Przypomniałam sobie, że Park pozwolił nam przemieszczać się do woli po domu. Wyjątkiem była piwnica i jego biuro.
Postanowiłam zrobić sobie i Abigail kanapki. Zaprowadziłam ją do kuchni. Nie spodziewałam się jednak, że kogoś tam zastanę i to nie będzie on.
W kuchni był jakiś dobrze zbudowany mężczyna. Pomyślałam, że to jeden z jego ludzi, więc stwierdziłam, że jest "niegroźny". Jednak on stanął nam na drodze. Uśmiechał się przebiegle. Nie powiem, wystraszyłam się. Chciałam się wycofać, więc złapałam Abigail za rękę, jednak on się odezwał.
- Stój. - o dziwo wykonałam jego rozkaz, chociaż nie chciałam. Jego ton głosu skojarzył mi się z surowością Parka, na co zadrżałam. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Może to jakaś pomyłka? Facet nagle podszedł do mnie i pociągnął mnie do siebie. Pisnęłam.
- Czego chcesz? - spytałam. Coraz bardziej się bałam.
- To ja ci teraz zadam pytanie i oczekuję natychmiastowej odpowiedzi. - to powiedziawszy przyłożył mi pistolet do głowy. Wstrzymałam oddech.
- Kim jesteś i co robisz w rezydencji szefa?
Od razu odpowiedziałam.
- Jestem jego dziewczyną. Puść mnie.
Wtedy on przeładował broń. Zamarłam.
- Jeśli usłyszę jeszcze jedno kłamstwo, dostaniesz kulkę.
Nie uwierzył mi? No to po mnie.
- Więc będziesz musiał mnie zabić, bo ja naprawdę jestem jego dziewczyną. - to powiedziawszy zamknęłam oczy, czekając na śmierć. Jednak nim zacisnął palce na pistolecie, w pomieszczeniu rozległ się dobrze znany mi głos.
- Co ty kurwa robisz z moją kobietą James? - to był Park. Pojawiła się nadzieja. Czyli jednak dzisiaj nie zginę?
Nie czułam już przy głowie pistoletu. Powoli otworzyłam oczy. Ten cały James stał teraz kilka metrów ode mnie, wlepiając wzrok w podłogę.
- Min, chodź tu. - polecił mi Park. Odwróciłam się w jego stronę i szybko podbiegłam do niego, wpadając w jego obięcia. Przez chwilę byłam naprawdę przerażona.
- Przepraszam szefie. Nic nie wiedziałem. - powiedział James. Ciągle patrzył w podłogę. Pomimo, że chciał mnie zabić, było mi go szkoda. Wiedziałam, że zapewne mój nowy chłopak go za to zabije. A ja nie mogłam się wtrącić. Oderwałam się od Parka. Posmutniałam. Jednak byłam wdzięczna mężczyźnie, który mnie uratował. Gdyby nie on, już bym nie żyła.
- Lim! - zawołał Park a już po chwili stanął przed nim jakiś napakowany koleś. Ukłonił się lekko i czekał na istrukcje.
- Zamknij go w piwnicy, i wszystkich odpowiedzialnych za ten incydent.
- polecił mu.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Jaki incydent szefie?
- James chciał przed chwilą zastrzelić Min. Jakimś cudem nikt mu nie powiedział do kogo ona należy. Zajmij się tym. - powiedział z wyczuwalną złością a nowo przybyły mężczyna usłyszawszy to otworzył szerzej oczy i zdumniony spojrzał na Jamesa. Po chwili do niego podszedł, złapał go za kark i wyprowadził z pokoju.
Wtedy się rozryczałam. Emocje wzięły górę. Park prztulił mnie bardzo mocno. Zaczął gładzić dłonią moje włosy.
- Ćśś... - uspokajał mnie. - Już dobrze. Już jesteś bezpieczna.
Spojrzałam mu oczy.
- Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry?
- Ponieważ ja również cię kocham. - powiedział a ja znowu go przytuliłam. Po policzach spłynęły mi łzy szczęścia. Abigail widząc naszą dwójkę, podeszła i również nas objęła.
Wciąż. jeszcze nie dowierzałam. Ja naprawdę miałam rodzinę.

Potem poszłam z Parkiem do sypialni, położyliśmy się na łóżku a ja wtuliłam się w mojego chłopaka. Leżeliśmy tak do obiadu.
Po południu usiedliśmy do stołu. Tym razem z Abigail. Kucharka przyniosła nam jedzenie. Abigail niemal skakała z radości, że może jeść ze mną. W pewnym momencie Park wziął ją na kolana i chciał nakarmić. To było takie urocze. Jednak Abigail zaczęła się wyrywać. Chciała iść do mnie.
- Chcę do Min! - krzyczała. Domyśliłam się, że meżczyźnie mogło zrobić się przykro, dlatego zabrałam głos.
- Abigail, uspokój się. Spróbuj polubić wujka.
Jednak ona zrobiła coś czego się po niej nie spodziewałam. Kopnęła go. Zamarłam, widząc wyraz twarzy Parka. Zrozumiałam, że jest źle. Wkurzył się. Nie wiedziałam co robić. Chciałam wstać i wziąć ją na ręce, aby przestała się tak zachowywać, jednak kiedy się podniosłam, powstrzymał mnie jego głos.
- Stój. - powiedział ostro. Powoli usiadłam z powrotem. Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś przed siebie. Abigail słysząc jego ton głosu, znieruchomiała. Obserwowała go ze strachem. Zaczęłam się bać. A co jeśli on ją skrzywdzi? W końcu to gangster.
Obserwowałam Parka, który zamknął oczy i ciężko oddychał. Wstrzymałam oddech.
Po chwili otworzył oczy i zwrócił się do małej, już spokojniej, jednak stanowczo.
- Czy siostra nie nauczyła cię jak odnosić się do wujka? - zapytał a ja byłam w szoku. Rzeczywiście, nic jej nie powiedziałam. To był mój błąd.
- Przepraszam. - powiedziała Abigail ze skruchą. Obawiałam się jednak, że jest już za późno.
- Lim! - wrzasnął tak że aż podskoczyłam. W oczach Abigail natomiast zaczęły się gromadzić łzy. Bała się go.
Byłam przerażona. Nie wiedziałam co on chce zrobić.
Kiedy w jadalni zjawił się wspomniany mężczyzna, znieruchomiałam i czekałam na wyrok.
- Zaprowadź Abigail do jej pokoju. - mruknął władczo a ten od razu potrzedł do dziewczynki i siłą wyciągnął ją z jego kolan. Abigail płakała.
- Delikatnie. - upomniał go jego szef patrząc na niego twardo.
- Przepraszam szefie. - powiedział ze skruchą, patrząc w podłogę.
Po tym złapał Abigail za rękę, tym razem delikatniej i zaczął prowadzić w kerunku wyjścia z jadalni. Moja siostra ostatni raz spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Potem zniknęła w holu.
Park nagle podszedł do mnie i stanął nade mną. Czułam na sobie jego twarde spojrzenie.
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. - to powiedziawszy wyciągnął mnie z krzesła i zaczął prowadzić po schodach na górę. A ja w duchu zastanawiałam się co mnie czeka.

Stalker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz