Rozdział 11: Strach

384 7 0
                                    

Równo po dziesięciu minutach, już ubrana, znalazłam się w jadalni. Kiedy zobaczyłam Abigail, siedzącą przy stole zamarłam. Szybko podeszłam do niej.
- Skarbie, jak się tu dostałaś? - zapytałam ze strachem. Co będzie jak Park ją zobaczy?
Wtedy do pokoju wszedł on. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się.
Patrzyłam na niego ze strachem.
Na to zmarszczył brwi.
- Coś nie tak? - zapytał.
Wtedy Abigail przełknęła jedzenie i zaczęła mówić.
- Wczoraj, jak ciebie nie było, wujek przychodził do mnie. Był bardzo miły, dał mi czekoladę. Polubiłam wujka. - powiedziała, po czym dodała, patrząc na mnie. - Dlaczego jesteś smutna?
Ja nie byłam smutna, tylko wystraszona. Z jednej strony cieszyłam się, że Park był dla niej taki miły. Z drugiej jednak obawiałam się co teraz zrobi. W końcu wciąż był naszym oprawcą, uwięził nas. To że był miły, nie zmieniało faktu, że był gangsterem. Bardzo niebezpiecznym gangsterem.
Wciąż patrzyłam na Parka z szeroko otwartymi oczami. Co jeśli Abigail przyszła tu bez jego zgody?? Zaczęłam się zastanawiać czy byłabym w stanie ją ochronić przed nim. Odpowiedź jednak była prosta. Oczywiście, że by mi się to nie udało. On miał pod sobą ludzi. W dodatku sam był niebezpieczny. Nie miałam przy nim szans. Obie byłyśmy na jego łasce.
Mężczyzna wciąż stał w miejscu, obserwując mnie. A ja obejmując Abigail patrzyłam z przejęciem w jego oczy. W końcu się odezwał.
- Min, chodź tu. - nakazał patrząc na mnie twardo.
Wahałam się przez chwilę. Jeśli to zrobię, nie będę mogła ochronić Abigail. Ale przecież i tak bymi się to nie udało. Wstrzymałam oddech i w końcu puściłam ją i podeszłam powoli do niego.
- Czego się boisz? - zapytał mnie kiedy stanęłam przed nim. Spojrzałam nieśmiło w jego oczy. - Boisz się o Abigail? - dodał po chwili patrząc na mnie z przejęciem.
Wzięłam głęboki wdech i kiwnęłam głową, spuszczając wzrok.
Nagle poczułam jego palec na moim podbrudku. Podniósł moją głowę do góry. Znowu spojrzałam na niego.
- Musisz się nauczyć kiedy powinnaś się bać a kiedy nie. - powiedział po czym wyminął mnie. Szybko się odwróciłam i podąrzyłam za nim wzrokiem. A on tak po prostu usiadł obok Abigail i objął ją ramieniem. Uśmiechnęła się do niego i kontynuowała jedzenie. Park patrzył na mnie wyczekująco. Dotarło do mnie, że nie jest zły. Uspokoiwszy się nieco, podeszłam do nichi usiadłam naprzeciw ich.
- Smacznego. - powiedział do Abigail, całując ją w czoło.
Uśmiechnęłam się na to. Następnie spojrzał na mnie.
- Dlaczego nie jesz?
- Przepraszam. - powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam nakładać sobie jedzenie. Po chwili Park uczynił to samo.
Po skończonym śniadaniu, siedzieliśmy w ciszy przy stole. Nagle Park zabrał głos.
- Słońce, chciałabyś wyjść do ogrodu? - zapytał Abigail a ta niemal wykrzyknęła z radością.
- Tak! Bardzo chcę! Wujku, proszę, zabierz mnie!
Jednak ja byłam poważna. Abigail często się nie słucha. Bałam się, że znowu popełni jakiś błąd.
- Może lepiej nie. - powiedziałam nim zdążyłam pomyśleć. Przecież nie mogę mu się przeciwstawiać.
Wtedy Park spojrzał na mnie.
- Spokojnie Min, spokojnie. - powiedział, po czym ponownie zwrócił się do Abigail.
- To idziemy?
- Taaak!
- Tylko Abigail, bądź grzeczna. - powiedziałam do niej z obawą.
- Dobrze. Będę. - odpowiedziała i posłała mi uśmiech. Odwzajemniłam go.
- Chcesz iść z nami? - zapytał mnie Park. Otworzyłam szerzej oczy. Szybko przytaknęłam. Naprawdę pozwolił mi wyjść?
Kiedy wychodziliśmy do ogrodu, miałam bardzo dobry humor. Teraz mogłam mieć oko na Abigail. Na pewno nie pozwolę aby znowu zrobiła coś głupiego.
Bawiliśmy się w ogrodzie. Nie wiadomo skąd Park wytrzasnął piłkę i frezbee. Jego ogród był naprawdę duży. Po godzinie zachciało nam się pić.
- Kochanie, pójdziesz po sok pomarańczowy? - zapytał mnie mój chłopak. Dom był otwarty, wiedziałam, że sok jest w lodówce. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
Kiedy weszłam do kuchni, znowu ktoś tam był. Pomyślałam, że po ostatnim incydencie, nikt mi nic nie zrobi.
Chłopak był młody, może nawet w moim wieku. Krzątał się po kuchni. Kiedy mnie zobaczył, posłał mi uśmiech.
- Cześć. - powiedział wesoło. Podszedł do mnie i podał mi rękę. - Jestem Mateusz.
Zdziwiło mnie jego imię.
- Pochodzę z Polski. - wyjaśnił.
Przytaknęłam i również się przedstawiłam.
- Jestem Min.
- Min Azter? - zrobił wielkie oczy.
- Tak.
- Gratuluję. - posłał mi jeszcze rzerszy uśmiech.
Znowu byłam zdziwiona.
- Nikt nigdy nie przykuł jego uwagi tak bardzo, jak ty to zrobiłaś. - wyjaśnił. - Wszyscy jesteśmy w szoku. Szef dzięki tobie ma dobry humor. Chcemy ci za to podziękować. - to powiedziawszy przybliżył się do mnie. Zamarłam. Czy on chciał mnie pocałować?? Chciałam wyjść z kuchni, ale dwóch obcych mi ludzi zatarasowało mi drogę. Chłopak był coraz bliżej. Zaczęłam się cofać, dopóki nie wpadłam na ścianę. Byłam w pułapce.
- Co jest? Nie chcesz mnie pocałować? - zaśmiał się. - Myślałem, że taka dziwka jak ty chce się z każdym puszczać.
Dziwka?? Zrobiło mi się nagle smutno. To zabolało. Ale...czy faktycznie nią byłam?
- Proszę, zostaw mnie. - chciało mi się płakać, jednak on położył palec na moich ustach.
- Ćśś... - i zaczął się śmiać. A z nim cała reszta. I wtedy stało się. Pocałował mnie. Zrobił to bardzo mocno i zachłannie. Chciałam się wyrwać, jednak on mocno przytrzymał moje ręce. Kiedy w końcu się ode mnie oderwał i mnie puścił, spoliczkowałam go. Była we mnie złość.
- Jak śmiesz?! - krzyknęłam po czym ze łzami wybiegłam z kuchni. Słyszałam za sobą ich śmiech. Wbiegłam do łazienki, zakluczyłam się i zaczęłam płakać. To naprawdę się stało. Pocałował mnie. A ja mu na to pozwoliłam. Ale przecież nie miałam wyboru, prawda? Chyba go nie zdradziłam...na pewno nie. Ten chłopak mnie zmusił. Oni wszyscy mnie zmusili. Tylko po co im to było? Nie boją się reakcji Parka, jak się o tym dowie? Nie. Nie mogę im tego zrobić. Nie chcę aby kolejna osoba przeze mnie cierpiała. Wytarłam łzy i postanowiłam wziąć się w garść. Po chwili wyszłam z łazienki. W tej samej chwili do budynku wszedł Park, nawołując mnie. Pewnie długo mnie nie było.  Wyszłam mu naprzeciw. Był w salonie. Za nim stała Abigail. Kiedy mnie zobaczył, podszedł szybko do mnie i mnie przytulił.
- Myślałem, że uciekłaś. Jeden z moich ludzi powiedział mi, że coś kombinujesz. Gdzie byłaś? - spojrzał na mnie badawczo.
- Byłam w łzaience. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Wybacz. - dodałam.
On na moje słowa tylko się uśmiechnął i razem weszliśmy do kuchni. Mężczyzn już tam nie było.

Stalker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz