Rozdział 2 Nadzieja cz. 2

280 55 47
                                    

– Po długich obradach, rada jednogłośnie postanowiła wysłać Rozalię na Wulkan, gdzie z pomocą dwóch wojowników z Krainy Słońca zaklęciem z Białej Księgi uśpi moce Anastola.

Rozalia zdziwiona tą nagłą zmianą planu wytrzeszczyła oczy, a zszokowany generał, nie wierząc własnym uszom, z otwartą buzią patrzył na króla. On bezceremonialnie udał, że nie widzi ich reakcji na informację o przydzielonych dziewczynie pomocnikach.

– Panie – zaczął generał Sambor, ubiegając tym samym Rozalie, która już otwierała usta, chcąc zapytać o to samo. – Jacy wojownicy? Po co? Przecież warunki tej wyprawy zostały ustalone wiele lat temu, odkąd wiemy, że poplecznicy czarnoksiężnika zaczęli szukać Zakazanej Księgi. Dzisiejsze zebranie rady miało być tylko formalnością. – Szybkość, z jaką wyrzucał z siebie słowa, zdradzała, jak bardzo był zdenerwowany.

Król zmarszczył czoło. Rzadko widywał powściągliwego generała tak wzburzonego, dlatego wyrozumiale postanowił przeczekać kolejny dziś wybuch gniewu. Doskonale rozumiał złość i niepokój, jaki towarzyszył jego rozmówcom. W końcu wybudzenie się czarnoksiężnika niszczyło kruchy pokój, który z tak wielkim trudem budowali przez ostanie szesnaście lat. On sam jednak nie miał wpływu na decyzje rady, która większością głosów uzgodniła wysłanie na Wulkan Rozalii wraz z wojownikami z Krainy Słońca.

Rada składała się z czterech osób po jednej z każdej Magicznej Krainy i najczęściej był to król, bądź wyznaczony przez niego doradca. Oczywiście w tym składzie omawiano tylko kwestie dotyczące Wulkanu, o wewnętrznych sprawach poszczególnej krain decydował jej władca. Rada najczęściej kontaktowała się za pomocą magicznych luster, które łączyły się ze sobą dzięki odpowiedniemu zaklęciu. Pomagały one komunikować się bez potrzeby podróży, która trwałaby o wiele za długo, jak na tak poważne sprawy.

Król przekrzywił głowę i zerknął w lewy kąt gabinetu, gdzie stało ponad dwumetrowe, magiczne lustro. W jego dolnym prawym rogu brakowało małego kawałka szkła, ale na szczęście ten ubytek nie miał wpływu na jego moc. Romin myślami powrócił do wczorajszego dnia, gdy srebrna gładka rama zwierciadła zabłysła na ognistoczerwony kolor, dając tym samym znać, że którychś z królów chce z nim rozmawiać. Pierwsze drżenia ziemi były ledwo odczuwalne. To królowa Krainy Lodu poinformowała ich, co się dzieje. Gdy w gabinecie nastała cisza, król Romin przeniósł wzrok na generała Sambora.

– Sam to powiedziałeś. Anastol ma wielu zwolenników, w pojedynkę się nie wybudził, potrzebował pomocy. Wojownicy z Krainy Słońca będą mieli za zadanie wytropić jego popleczników i unicestwić ich. Może z odrobiną szczęścia uda się im odnaleźć Zakazaną Księgę, wówczas musimy ją lepiej ukryć albo znaleźć sposób i wreszcie ją zniszczyć.

Generał Sambor przenikliwie spojrzał na Rozalie. Po chwili posłusznie pokiwał głową, najwyraźniej argumenty zwierzchnika trafiły do niego. Jednak czerwona twarz dziewczyny zdradzała, co ona sama myśli o tej sytuacji. Mimo to milczała, bo zdawała sobie sprawę, że nieważne, co teraz powie albo zrobi, i tak nie zmieni to decyzji, która bez jej udziału zapadła parę godzin temu.

– Rozalio, znasz swoje zadanie. Jedź do miasta Nahran, tam przy Rzece Snów spotkasz się z Danielem, synem króla Krainy Słońca oraz ich wojownikiem. – Zdziwiona czarodziejka uniosła brwi. – Tak dobrze słyszysz, król Leon wysyła swojego jedynego syna, to dobry wojownik. Musimy docenić ten gest.

– A tym drugim wojownikiem nie jest, aby jego przyjaciel, Sebastian? – zapytała dziewczyna.

Mężczyźni zachichotali. Plotki o romansie Daniela i Sebastiana niosły się echem po wszystkich Magicznych Krainach. Związek dwóch mężczyzn nie należał do niezwykłych, ale ten dotyczył osoby z rodziny królewskiej. Do tego Miriam, córka króla Leona, kategorycznie odmawiała wyjścia za mąż. Uparta dziewczyna. Romin nieraz próbował zaaranżować związek jej i swojego młodszego syna, jak to często czyniono w rodzinach królewskich, ale jak na razie z marnym skutkiem. To wszystko mogło zwiastować koniec ich dynastii, więc król Leon miał się czym martwić.

– Możliwe.

Dziewczyna westchnęła. Władca, chcąc ją pocieszyć, dodał:

– Wiedzą, ile od tej wyprawy zależy i mają być dla ciebie pomocą. Ruszaj w drogę! – Ostatnie zdanie powiedział tonem oznaczającym, że to już koniec rozmowy.

– Dobrze królu, zrobię wszystko, aby wykonać zadanie – oznajmiła Rozalia.

Ukłoniła się krótko. Już miała wychodzić, gdy przypomniała sobie o Borysie, który od chwili wygłoszenia swojej negatywnej opinii o jej udziale w wyprawie, milczał jak zaklęty. Popatrzyła na niego – mężczyzna nadal stał w tym samym miejscu, a jego małe oczka były w nią wlepione. Rozalia zawahała się, zerknęła na króla i generała Sambora, którzy wraz z zakończeniem narady, zagadani zwrócili się w stronę okna. Oczy jej zaświeciły. Nie mogła się powstrzymać i korzystając z okazji, że reszta nie zwraca na nią uwagi, puściła Borysowi oczko i buziaka. Następnie, pozostawiając zszokowanego mężczyznę, z szerokim uśmiechem na twarzy skierowała się w stronę, z której przyszła.

Kiedy Rozalia wyszła z gabinetu, skręciła w prawo. Drogę znała na pamięć, dlatego bez problemu przemierzyła długi, ciemny korytarz prowadzący do krętych schodów. Pospiesznie zeszła na dół, znajdował się tam kolejny korytarz rozchodzący się w dwie strony. Ona jednak ruszyła prosto, do dużych drewnianych drzwi, które przeraźliwie zatrzeszczały, kiedy je otwarła. Tym samym znalazła się na zewnątrz, a dokładnie na tyłach pałacu, gdzie znajdowała się boczna dróżka prowadząca bezpośrednio do stajni. Szła bardzo szybko. Eskortowała ją gęsta, popielata, magiczna mgła przysłaniająca niebo i tym samym bardzo rzadko dopuszczająca słońce do Krainy Mgły, która zresztą zawdzięcza jej swoją nazwę.

Jestem wolna, pomyślała Rozalia. Tak długo czekała na ten dzień, Kraina Mgły nie była jej domem i ona to czuła. Ludzie byli tu dla niej mili, ale to nie jej miejsce. Nadszedł czas by je w końcu odnaleźć.

W stajni już wszystko czekało przygotowane do drogi – czarna klacz Rozalii zachęcająco patrzyła na nią. Dziewczyna sprawdziła, czy na pewno ma wszystkie potrzebne do podróży rzeczy, następnie sprawnie wsiadła na konia. Musiała się spieszyć – czy jej się to podobało, czy nie, za dwa dni o zachodzie słońca nad brzegiem Rzeki Snów miała się spotkać z wojownikami z Krainy Słońca. Tak czy inaczej, to jej wyprawa udowodni wszystkim, że nie jest dziewczynką, tylko prawdziwą wojowniczką. Z tym postanowieniem, jak na skrzydłach, odjechała do miasta Nahran.

Przebudzenie mocy - Tom1 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz