Rozdział 16 Pomocna dłoń cz.1

254 29 31
                                    

Zielona polana tonęła w ciemnościach. Jednak Lenardowi to nie przeszkadzało, śmiało kroczył po niewidzialnej polnej ścieżce, nie zbaczając z niej nawet o milimetr. Umiejętność tę zawdzięczał swojej decyzji sprzed lat, kiedy to postanowił, że jeśli dojdzie do wybudzenia czarnoksiężnika, to on pomoże wybawicielce ponownie go uśpić. Wpadł na pomysł, jak może się przygotować na ten dzień. Wiedział, że aby unicestwić Anastola, najpierw będą musieli dotrzeć do Wulkanu, gdzie prowadziła pełna niebezpieczeństw droga. Dobrze znał też sytuację Rozalii, której nie pozwalano wyściubić nosa poza pałac Krainy Mgły. Dlatego on zamierzał zostać jej przewodnikiem. W tym celu odbył wiele podróży za Rzekę Snów, starając się jak najlepiej poznać tereny wokół magicznej góry, z czym sobie całkiem nieźle poradził.

Lenard uśmiechnął się szeroko do swoich myśli. Był w połowie drogi do celu, więc spodziewał się, że jego przyjaciele znajdują się już na bezpiecznych ziemiach wróżek. Nadszedł czas, aby i on do nich dołączył.

Ledwie zaczął biec, a w miejscu, z którego dopiero co zabrał stopę, wylądowała fioletowa kula mgły. Lenard automatycznie odwrócił się w kierunku napastnika. Zobaczył czarne niebo, na którym niczym spadające, błyszczące gwiazdy, leciały prosto na niego kolejne magiczne ciosy. Lenard, chcąc uniknąć zranienia, zaczął skakać to na jednej, to na drugiej nodze. Czarodziej, atakując go, szyderczo śmiał się, obserwując jego skoczny taniec w rytmie swojej magii. Nagle mężczyzna zamilkł, a kule mocy przestały płynąć.

Lenard zmrużył oczy, aby w mroku dostrzec, co się dzieje. Tym razem to on zarechotał, gdy zobaczył leżącego twarzą do ziemi przeciwnika. Jego odznaczająca się w ciemności śnieżnobiała szata na plecach była cała we krwi. Przynajmniej tak podejrzewał, bo w ciemności nie mógł określić koloru ciemnej plamy. Ale to, co go najbardziej cieszyło, kryło się nad ciałem czarodzieja. Widział to tak wiele razy w swoim życiu, że poznałby je wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Było to delikatnie falujące powietrze, które uratowało mu skórę, wbijając miecz w plecy jego wroga.

– Dziękuję, Henrietto! Tylko co ty tutaj robisz? – zapytał beztrosko Lenard, zwracając się do drgającego powietrza, jakby to było coś normalnego.

– Gdy wróciłam do miasta Nahran, to twoja matka mi powiedziała, że wyruszyłeś z czarodziejką na Wulkan. Jak widać, ruszyłam za wami – odpowiedział mu damski, jednotonowy głos.

– Nie mówiłaś, że chcesz iść z nami.

Lenard zaledwie mrugnął, a przed nim zmaterializowała się dwudziestojednoletnia dziewczyna, która chwilę wcześniej ukrywała się pod czarem niewidzialności.

– A pytałeś? – spytała Henrietta. Jej delikatnie niebieskie, przezroczyste oczy błyszczały w ciemności. Przeszywająco wpatrywały się w Lenarda, który jak zawsze w takiej sytuacji czuł, jakby przyjaciółka czytała w jego duszy.

– No nie, ale...

– To już nieistotne. Co robimy? Twoi towarzysze dosłownie chwilę temu byli przy ziemiach wróżek.

– Skąd wiesz, że to byli moi towarzysze? – Czarodziejka nie zdążyła mu odpowiedzieć na pytanie, bo sam to zrobił: – Mirela! – Przytaknęła. – Widziałaś ich? – zapytał nachalnie. Był spragniony informacji.

– Tak. Ta mała, dziecię słońca, co dużo gada do siebie, to prawie odkryła mój czar.

– Księżniczka Miriam. Pamiętasz? Opowiadałem ci o niej. – Henrietta ponownie przytaknęła. – Bystra dziewczyna, ale zbuntowana. Lubi chodzić swoimi ścieżkami.

– Ooo, to macie wiele wspólnego. – Henrietta uśmiechnęła się lekko, gdy przyjaciel prychnął. – Czy to wy spaliliście krzywy las potworów Errare? Nawiasem mówiąc, już się on odradza, ale magiczne istoty, gdzieś się pochowały, co ułatwiło mi przejście.

Przebudzenie mocy - Tom1 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz