Rozdział 15 To jeszcze nie koniec! cz.1

197 18 22
                                    

Czerwony dzień wyczarowany przez Anastola był darem, którego ten z pewnością nie chciał dać swoim przeciwnikom. Gdy tylko zrobiło się jasno, oczom Lenarda ukazało się to, co do tej pory skutecznie ukrywało się przednim w ciemności. Zadowolony ze szczęśliwego zbiegu okoliczności, szybko podbiegł do dużego kamienia przy kraterze. Leżała tam niespecjalnie ukryta torba Aidy. To właśnie jej tak usilnie szukał, a w zasadzie to rzeczy, która według jego wiedzy, miała się w niej znajdować. Liczył, że pomoże ona uwolnić Rozalie, a może też i im stąd uciec.

Znalazłszy się przy kamieniu, wojownik przykucnął, próbując skurczyć się do jego rozmiaru. Zależało mu, aby jego aktywność, jak najdłużej umknęła uwadze wroga. Nerwowo zerknął w kierunku nieprzyjaciół, którzy pewni swojego zwycięstwa chwilowo na nich nie patrzyli. Nawet przez myśl im nie przeszło, że dzieciaki mogłyby coś jeszcze kombinować. Nie doceniali ich, co teraz było mu bardzo na rękę.

Chłopak niespokojnie zaczął grzebać w torbie. Odprężył się, dopiero gdy na samym jej dnie wymacał skórzaną sakiewkę. Wyciągnął ją delikatnie, aby przypadkiem nie wysypać jej drogocennej zawartości. Mocno przycisnął swoje znalezisko do piersi i ponownie zerknął na wroga. Anastol nadal skupiał się na Rozalii, której ciągle kradł moc, a generał Sambor ślepo patrzył na swego pana. Lenard uznał, że był bezpieczny i pobiegł do przyjaciół.

– To jeszcze nie koniec! – oznajmił stanowczym głosem, machając towarzyszom przed oczami odnalezioną przez siebie niedużą, do połowy pełną sakiewką. – To znaczy na razie to jest koniec, ale znajdziemy inny sposób, że zabić czarnoksiężnika. Teraz jednak wynośmy się stąd, bo musimy przeżyć, żeby to zrobić, bo inaczej nic nie będziemy mogli zrobić, żeby powstrzymać tego szaleńca. Rozumiecie, o co mi chodzi? – zapytał po swojej nieco chaotycznej mowie.

Nie spuszczając wzroku z pozoru zwykłej, ale znając Lenarda i jego niedopowiedzenia, to zapewne z magicznej sakiewki, wojownicy dynamicznie przytaknęli głowami. Już raz niesłusznie zwątpili w przyjaciela, kiedy pokazał im ardemerdum i ukryty w nim kawałek lustra, dlatego tym razem, jednomyślnie zamierzali mu ślepo zaufać. Mieli nadzieję, że odnaleziony przez niego tajemniczy przedmiot, wybawi ich z nie lada opresji.

– Jaki jest plan? – zapytał rzeczowo Daniel.

– W skrócie, bo coś czuje, że polecimy na żywioł. Ja rzucę magicznym pisakiem w tych kretynów, którzy są pewni, że się poddaliśmy. Jeśli połączenie zostanie przerwane, to wy bierzcie Rózię i chodu na dół. Nie odwracajcie się za siebie, bo nie wiem ile osłona będzie działać.

– Co to za magiczny piasek? – zapytała Mira. Nadal była śmiertelnie obrażona na Lenarda, ale ciekawość wygrała.

– Desertum harenae. – Wojownicy się uśmiechnęli. – Dobrze, że Aida miała go jeszcze trochę. Powinno wystarczyć.

– Desertum harenae to dar od Wulkanu, czyli Bóstw dla Krainy Pustyni! Jest szansa, że podziała na magię czarnoksiężnika, bo pochodzą z tego samego źródła – podsumował podniesiony na duchu Sebastian.

– Gdzie się spotykamy w razie rozdzielenia? – zapytał Daniel.

– Udajmy się do Motyli! Tam jest bezpiecznie. Zastanowimy się, co robić dalej. No i może wróżki wyleczą Rozalię, bo wątpię, żeby moja magia dała radę – wyznał Sebastian.

– Znowu tam – jęknął Daniel.

– A masz inny pomysł? – zbeształa go Miriam, kończąc tym samym dyskusję na ten temat.

Księżniczka bardzo chciała pomóc w ratowaniu Rozalii albo chociaż zostać z przyjaciółmi do momentu, aż wszyscy razem będą mogli uciec z Wulkanu. Jednak zmuszona przez brata, który bezczelnie wypomniał jej niski wzrost, przez co niby wolno biegała i miała ich spowalniać, zła ruszyła w kierunku, z jakiego przybyli.

Przebudzenie mocy - Tom1 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz