Rozdział 5 Władza cz.2

189 37 22
                                    

Poszła pierwsza, zakrywając nos i usta rękami, bo duszący smród pochodzący od służącego był nie do zniesienia. Ren złapał Tanię za ramię, a ta bez słowa przystanęła, robiąc mu miejsce. Wyprzedził ją i zamyślony zaczął wspinać się po stromych schodach.

To on wpadł na pomysł, żeby spróbować zabić Minoru, zanim przybędzie Anastol, bo to, że się zjawi w Krainie Pustyni, było pewne. Wtedy, zamiast jednego, będą mieć dwóch tyranów. A tak mogliby chociaż spróbować zatrzymać czarnoksiężnika, bo zapewne karzeł przywita go tutaj z wszelkimi honorami.

Ren westchnął. Tania i Otton od razu zgodzili się na ten nieco szalony pomysł. Oczywiście nie pytali o pozwolenie przywódcy, wiedzieli, że ten się nie zgodzi. Uznałby, że to misja samobójcza i może tak było, ale trzeba chociaż spróbować. Nie mogli przecież czekać założonymi rękami na to, co nadchodziło i z każdym wstrząsem było coraz bliżej.

Kiedy znaleźli się na szczycie schodów, Ren ponownie przyłożył ucho do drzwi i tym razem mieli szczęście, bo po drugiej stronie panowała cisza. Dla pewności odczekał chwilę. Popatrzył na przyjaciół, którzy skupieni z bronią w ręku dali znak gotowości lekkim skinieniem głowy.

Ren nacisnął na klamkę, zawiasy zaskrzypiały. Dobrze oświetlony korytarz, do którego dotarli, został wyłożony na całej długości czerwonym, puszystym dywanem. Ren pewnie poprowadził ich w prawo. Z każdego kąta bił po oczach niewyobrażalny przepych. Złote ściany zdobiły pokaźnych rozmiarów obrazy z wizerunkiem władcy w różnych pozach. Grymas na twarzy wojowników mówił, co myśleli o takim rodzaju sztuki. Przy każdych drzwiach, a było ich tu sporo, stał złoty monument prezentujący oczywiście Minoru. Otton podszedł do jednego z nich i podrapał się w głowę, bo posąg był prawie tej samej wielkości co on. Tania i Ren stanęli obok niego z uniesionymi brwiami.

– Ten kurdupel ma fantazję – szepnął Otton.

Pozostali przytaknęli, w końcu nie dało się temu zaprzeczyć.

Ren nie mógł się nadziwić, wręcz doznał szoku, widząc zmiany, jakie zaszły w pałacu od czasu kiedy cztery lata temu wraz z rodziną go opuścił. Musieli to zrobić zaraz po tym, jak stary król umarł. Jego śmierć zapoczątkowała lawinę tragedii, przez co życie w pałacu stało się niemożliwe. Do dziś bolesne wspomnienia kazały mu omijać to miejsce szerokim łukiem. Jednak Ren dobrze pamiętał, jak wraz z małą siostrzyczką biegali po tych korytarzach. Od podłogi po ściany zdobił je wtedy jedynie czerwony piasek pustyni. W pokojach poza podstawowymi meblami, jak łóżko i szafa, nie było nic. Ren nie miał z tym problemu, nic więcej nie potrzebował. A czerwony piasek pustyni jako symbol tej krainy pasował tu bardziej niż złoto.

To głód był najgorszy. Król bardzo oszczędzał na jedzeniu, ale oczywiście nie sobie i pierworodnemu odejmował od ust, tylko im i mieszkańcom krainy. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, ludzie tak jak kiedyś, tak i dziś byli wyzyskiwani.

Ren pokiwał głową zniesmaczony. Sam nie wiedział, który z nich był gorszy. Nie powinien tracić czasu na bezsensowne porównywania, wniosek mógł być tylko jeden – obaj to szaleńcy.

Ruszyli dalej. Kiedy doszli do przedostatnich drzwi, Ren tym razem bezceremonialnie wszedł do środka. Wiedział, że pod nieobecność króla, nikomu nie wolno być w jego pokoju, a gdyby on sam znajdował się w środku, to na korytarzu roiłoby się od straży. Głowy buntowników chodziły na wszystkie strony.

Sypialnia została urządzona w równie tandetnym stylu, co korytarz. Na środku stało wielkie łoże z baldachimem pokryte złotą narzutą i wieloma poduszkami tego samego koloru. Ogromna szafa i komoda zajmowały prawie całą boczną ścianę. Stały one naprzeciwko obszernych okien prowadzących na otwarty balkon zdobiony przez złote, zwiewne zasłony. Jednak to, co było tu najdziwniejsze, to lustra ze złotymi ramkami. W dużych ilościach, o przeróżnych kształtach, stały i wisiały one na każdej wściekle żółtej ścianie.

– Cholerny narcyz – mruknęła Tania i zdegustowana zmarszczyła nos. – Ren, to na pewno twoja rodzina? – spytała szeptem. Nie mogła zrozumieć, jak dwie tak bliskie osoby potrafią się tak bardzo od siebie różnić.

Odwróciła się do przyjaciela stojącego wraz z Ottonem za nią. Widząc jego zmartwioną twarz, od razu pożałowała swoich słów. Mogła mu tylko współczuć, w końcu nie miał wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodził.

– Dobre pytanie – odpowiedział ze smutkiem Ren. Już nieraz zadawał sobie to pytanie. Dawno temu dosadnie odpowiedział mu na nie ojciec:

Ich życie w pałacu nie było usłane różami, ale innym wiodło się gorzej. Dlatego Ren, będąc dzieckiem, wraz z rodzicami pomagał głodnym i potrzebującym mieszkańcom Krainy Pustyni. Kiedy dorósł, dotarło do niego, że to rządy wuja doprowadzają ludzi do nędzy. Pewnego dnia nie wytrzymał i zapytał rodzica, dlaczego jego brat nie był tak dobry jak on? Ojciec ze łzami w oczach powiedział zdanie, które pamiętał po dziś dzień. Władza psuje słabych i zakompleksionych ludzi, którzy chcą zbudować wyśniony przez siebie świat, a ich szaleństwo i obsesje tworzą terror, w którym muszą żyć inni. Jedno zdanie dobitnie przedstawiające, sytuację panującą w Krainie Pustyni.

Głosy dobiegające z korytarza sprawiły, że buntownicy oprzytomnieli. Ren i Otton w ostatniej chwili weszli na balkon, natomiast bardzo szczuła Tania, bez trudu zmieściła się po prawej stronie za złotą zasłoną. Dziewczyna gorączkowo zastanawiała się, czy materiał, aby nie prześwituje. Jednak widok miała o niebo lepszy od przyjaciół. Oni ukryci po przeciwległej stronie nie widzieli za wiele. Pozostało im tylko słuchać i z nadzieją wyczekiwać na odpowiedni moment, aby zaatakować.

Tania obserwowała pokój. Gdy drzwi otwarły się na oścież, a do środka wszedł bardzo niski mężczyzna, na jej twarzy pojawił się grymas niechęci. Jego długa, złota szata ciągnęła się po czerwonym dywanie. Nucąc pod nosem, podszedł on do stojącego blisko okna jednego z luster. Nawet nie zerknął w stronę balkonu. Tania odetchnęła z ulgą, ich kryjówka jak na razie była bezpieczna. Władca wziął do ręki grzebyk i przeczesał czarne, ulizane włosy sięgające mu za ucho. Z podziwem przyglądał się swojemu odbiciu, zamrugał szybko skośnymi oczami i puścił sobie oczko, następnie łobuzersko uśmiechał się do siebie. Tania była zniesmaczona.

– Niebawem w naszej krainie zjawi się czarnoksiężnik, musimy go godnie powitać. Nie będziemy mu stać na drodze – powiedział władca.

Buntownicy uśmiechali się pod nosem, jak na tak małego człowieka Minoru miał zaskakująco śmiesznie gruby głos.

Minoru mówił do dwóch swoich ludzi. Stali oni na baczność przy drzwiach i potulnie potakiwali głowami. Tania wymownie popatrzyła na przyjaciół. Od razu zrozumieli, że to czarodzieje. Na palcach pokazała ich liczbę. Ren mocno zacisnął dłoń na rękojeści noża, którym wcześniej groził służącemu. Tania wybrała dwa długie sztylety, a Otton miecz. Zaszli tak daleko, że nie zamierzali się teraz poddać, może przy odrobinie szczęścia któremuś z nich uda się zabić karzełka.

– Może zorganizujemy przyjęcie, tak to jest wybor...

Świst przecinającego powietrze sztyletu spowodował, że Minoru zamilkł.

Przebudzenie mocy - Tom1 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz