Rozdział 6 Rzeka Snów cz.3

175 31 28
                                    

Sebastian zarzucił na głowę kaptur od peleryny, który szczelnie zasłonił jego twarz. Jak dziecko chował się przed spojrzeniem partnera. Kiedy postanowił wziąć udział w misji, liczył się z tym, że w czasie podróży może wyjść na jaw cała prawda o nim i jego rodzinie. Jednak ważniejsze od zachowania tajemnicy, było pokonanie czarnoksiężnika. Dla niego samego pochodzenie nie miało znaczenia, ale bał się reakcji Daniela. Wiele razy chciał mu powiedzieć prawdę, ale jakoś nie mógł znaleźć odpowiedniego momentu na tak poważną rozmowę.

– Nie sugeruj się tym. To zależy, co spotkamy na swojej drodze – zarechotał przewoźnik.

– Jak to? – spytała Mira.

– Wy nic nie wiecie na temat Rzeki Snów? Przecież płynie koło wszystkich krain, nie ciekawiła was? Ciebie nie pytam, byłaś wychowywana jak dzikuska, więc nie ma w tym nic dziwnego, że nie wiesz – stwierdził Lenard, kierując ostatnie zdanie do Rozalii. Ku jego zdziwieniu zignorowała ona zaczepkę.

– Nie mieliśmy powodu tam wcześniej bywać, samobójstwo to nie nasza bajka. W Krainie Słońca ludzie są mega szczęśliwi, sam wiesz, bo nie raz nas odwiedzałeś – odpowiedziała Mira, szczerząc się do niego, co było ledwo widoczne w nikłym świetle pochodni. – Wiemy, że pływają w niej ludzie, którzy wybrali wieczny sen, ale oni chyba nie są już groźni? Co to znaczy że byłaś wychowana jak dzikuska? – zapytała na koniec czarodziejkę, która nadal milczała, jak zaklęta. Nawet nie drgnęła, tylko patrzyła na swoje splecione na kolanach dłonie.

– Oni nie – powiedzieli równo Sebastian i Lenard.

Sebastian dał znać ręką Lenardowi, żeby ten kontynuował.

– Masz rację, oni śpią, a ich ciała nam bezpośrednio nie zagrażają. Jednak musimy płynąć bardzo wolno i ostrożnie, bo jest ich tu tak wiele, że tworzą istny tor przeszkód, a nie chcemy wywrócić łodzi. Choć jeśli miałbym wybór, to wolałbym walczyć z topielcami, niż z Rzeką Snów, bo tutaj miecz się nie przyda, wszystko odbywa się w naszej głowie. Potrafi ona zamącić w niejednym umyśle. Wyczuwa ludzkie pragnienia i potrzeby, przyciąga obietnicą spełnienia najskrytszych marzeń, to właśnie one mogą stanąć nam na drodze. Jeśli nie chcemy dołączyć do jej ofiar, to musimy być czujni, bo w okamgnieniu rzeka może zachęcić nas do skoku w głębie, a stamtąd już nie ma powrotu. – Lenard, wiosłując, opowiadał poważnym tonem, co chwilę zerkając na Rozalię. Wydawała mu się bledsza niż zwykle i nie była to wina nikłego światła księżyca, jakie na nią padało. Zdziwił się, że uwagę o dzikusce zostawiła bez komentarza. Postanowił, że będzie ją obserwować. Choć sama się do tego nigdy nie przyzna, to według niego mogła zostać idealną ofiarą dla Rzeki Snów. Romin skazując ją na samotność, zrobił jej dużą krzywdę. Kiedyś zapłaci mu za wszystko. Lenard na wspomnienie króla Krainy Mgły, nerwowo zacisnął mocno zęby.

– Uczono nas, że ludzie z własnej woli wybierają taki los – oznajmił Daniel.

– Bo tak jest najczęściej. Ludzie przychodzą tu w jednym celu, żeby skoczyć. Ale tak jak w naszym wypadku, zdarzają się i tacy, którzy płyną na drugą stronę Rzeki Snów na wycieczkę. A wówczas nie przepuści ona okazji, aby spróbować wizjami zachęcić podróżnych do skoku. Jednak w jakiś pokrętny sposób, zawsze ostateczna decyzja należy do nas i naszej siły woli. Fajnie chyba też mieć zdolność odróżniania prawdziwego życia od snu, to pewnie wiele ułatwia. Ale pewności nie mam, bo jak dotąd mnie nie kusiła. Dlatego nie polecam samotnych podróży, czasami głos kogoś bliskiego potrafi zawrócić znad krawędzi przepaści. – Lenard skończył mówić i skupił się na ciągle uderzającym o jakieś ciało wiośle.

– Strasznie uczciwa ta Rzeka Snów – mruknął Daniel.

Lenard tylko wzruszył ramionami i wiosłował dalej.

Miriam zaintrygowała opowieść przyjaciela. Ją tam nic nie wołało. Właśnie spełniała swoje największe marzenie, więc rzeka nie miała jej co zaoferować. Odwróciła głowę i w skupieniu obserwowała czystą, spokojną wodę, czuła bezustannie uderzające w łódź ciała topielców. Wychyliła się lekko. Rzeka przepięknie zabłysła, odkrywając przed nią jeszcze więcej dryfujących istnień ludzkich, które z brzegu były niewidoczne. Dziewczyna spostrzegła młodego chłopaka o jasnych, kręconych włosach, więc musiał pochodzić z jej krainy. Zmarszczyła nos, co tak młodą osobę mogło popchnąć do zakończenia życia i to w taki sposób? Mira podskoczyła. Topielec znienacka otworzył powieki, jak gdyby przebudził się z wiecznego snu. Księżniczce zrobiło się niedobrze. Jego oczy nie były zielone, jak wszystkich mieszkańców Krainy Słońca, ale całe białe. Łódź zakołysała się gwałtownie, wszyscy nagannie popatrzyli na nią.

– Niech panienka uważa, bo zaraz wszyscy podzielimy ich los. – Onahi upomniał Miriam, skupiony nie przestawał wiosłować.

Dziewczyna wymamrotała przeprosiny. Brat ręką przygarnął ją do siebie i czule pocałował w czoło. Dobrze widział, co ją tak przestraszyło. Daniel żywił ogromną nadzieję, że szybko dopłyną na miejsce. Jak na razie Rzeka Snów nie podsyłała mu żadnych szczęśliwych wizji, ale i tak czuł się jakoś dziwnie, nieswojo. Wolał walczyć z ludźmi, czy choćby z potworami, one przynajmniej miały ciała, które mógł dźgnąć mieczem. Tutaj jego siła nie mogła się na nic zdać, bo Rzeka Snów nie miała serca, które mógł przebić, by ich wszystkich uratować.

Wszechobecna cisza potęgowała napięcie. Droga bezlitośnie się dłużyła. Rozalia o ten stan obwiniała złośliwą rzekę. Musiała ona nimi manipulować, ciągle oddalając utęskniony brzeg. Popatrzyła po twarzach przyjaciół, wszyscy wyglądali na spiętych. Czarodziejka zastanawiała się, czy oni też słyszeli szepty w głowie. W duchu pocieszała się, że na pewno musiało to być normalne, a Lenard, jak to mężczyzna, zapomniał im o tym wspomnieć. Przecież, gdyby rzeka upatrzyła sobie właśnie ją na kolejną ofiarę, to pokazałyby jej szczęśliwe wizje, a nic takiego się nie działo. Zresztą, czym niby mogłaby ją omamić? Przecież miała moc i była świetną wojowniczką, czego mogła chcieć więcej? Rozalia powtarzała sobie to w myślach, jakby próbowała przekonać samą siebie do tego, że była szczęśliwa. Jak bardzo czarodziejka się myliła, miało się dopiero okazać. Kiedy w końcu dopłynęli do celu, wojownicy z wielką ulgą postawili stopy na suchym lądzie. Podziękowali przewoźnikowi, który odebrawszy zapłatę, pożegnał się z nimi, życząc im zwycięstwa i szybkiego powrotu do domu. Onahi z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy, oddalał się od Wulkanu.

Wojownicy zgodnie odwrócili się plecami do Rzeki Snów. Chcieli o niej zapomnieć do czasu, aż być może przyjdzie im nią wracać do domu. Onahi pouczył ich, a Lenardowi przypomniał, jak w myślach mają przywołać przewoźnika. Dzięki swojej magicznej zdolności usłyszy on ich telepatyczną prośbę o przybycie. To dlatego niewielu wybierało to zajęcie, nie każdy chciał pływać po wrednej rzece, a i dar należał do bardzo rzadkich.

Otaczał ich mrok. W blasku pochodni przytomnie zabranej przez Lenarda z łodzi, zobaczyli rosnące przy brzegu zwyczajne krzaki i drzewa. Na pierwszy rzut oka nie było tu nic magicznego. Jednak tak spokojnie było tylko tutaj, na ziemiach neutralnych. Dalsze tereny zamieszkiwały różne magiczne istoty, a tam to one ustalały zasady. Dlatego wojownicy dobrze wiedzieli, że dotarcie do Wulkanu nie będzie tak proste i bezpieczne, jak choćby przebywanie w tym miejscu.

Przebudzenie mocy - Tom1 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz