14 - W(Y)PADKI CHODZĄ PO LUDZIACH -

127 26 196
                                    

#CzystkaPL


ADONIS

Powinienem wziąć go znienacka czy dać mu szansę na obronę?

Najrozsądniej będzie wybrać pierwszą opcję. Cholernie kusi. Element zaskoczenia na ten moment to jedyna przewaga, jaką mam. Nic więcej nie wymyślę, a działać trzeba. Czas przecież wyślizguje mi się z rąk niczym za rzadka masa na ciasto. Zatrzymuję więc również gotową do interwencji Rue, prosząc, by się w to nie wtrącała. Niech zostanie w cieniu. Poradzę sobie sam.

Jeden na jeden to sprawiedliwa walka, prawda?

Prawda.

Powoli, na paluszkach, ostrożnie, jakby na ziemi poustawiano rozżarzony węgiel, a ja chciałbym zgrabnie przeskoczyć wszystkie gorące elementy, stąpam w kierunku upolowanej ofiary. Jak to dziwnie brzmi – ja, Adonis Fitch, gliniarz, zamierzam kogoś zaatakować. To już pewne, zamieniam się w bestię. Ale mam ku temu sensowne powody. Włączam tryb „czujność" na maksymalny poziom. I staję się nieprzyjemnym typem. Wersją siebie, która w tym przypadku jest konieczna, a której naprawdę nie lubię.

Gość chichocze pod nosem, przeliczając w kółko pliki pieniędzy, które pewnie komuś zwędził. Poznaję to zachowanie – niespokojne kręcenie szyją, zagryzanie szczęki do granic możliwości, zwiększona aktywność ruchowa, przez którą tupie energicznie nogą. Jest naćpany, a ja zastanawiam się, jakie gówno wybrał.

Amfę? Herę? Kryształ? Ekstazę? A może dopalacze wyżerające mózg i inne wnętrzności już po pierwszym zażyciu? Po jego stanie wnioskuję, że mógł zaaplikować sobie wybuchową mieszankę wszystkiego z dodatkiem alkoholu. Bo w powietrzu wisi zapach stężonej wódki, jakby się w niej wykąpał.

— Tak, słonko, odzyskałem twoje pieniądze — mówi do kogoś, ale w pobliżu przecież nikogo nie ma. To kolejna oznaka tego, że ma niezły odlot. Dopadły go halucynacje. Odruchowo rozglądam się wokół, ale w zasięgu wzroku dostrzegam tylko przestraszoną Rue. — Powinnaś być dumna. I wdzięczna. Skurwiel nie miał szans.

Marszczę brwi w konsternacji. Staram się pojąć sens. I dopiero kiedy przyglądam się mu wystarczająco długo, milimetr po milimetrze, a on opuszcza jedną rękę, zauważam w dłoni nóż z licznymi śladami krwi. Jakby dźgał kogoś w szale, co wydaje się sensowne, biorąc pod uwagę fakt, że się naćpał. Temu często towarzyszy skłonność do agresji.

Świetnie. Lepiej trafić nie mogłem.

Obchodzę go szerokim łukiem. Rozmyślam nad strategią. W międzyczasie dobija mnie smutna myśl, że dzisiaj nie chodzi już o żadną czystą grę. Przez ostatnie godziny nauczyłem się ważnej lekcji. Gdy trzeba walczyć, wszelkie zasady stają się bezużyteczne, idą w niepamięć, a nawet lepiej – nie istnieją. Kop intymne miejsca. Syp solą w rany, piachem po oczach. Gryź, gdzie popadnie. Pociągaj za spust. Wbijaj nóż. Obojętnie.

Tylko idź po wygraną.

Czystka udowodniła, że prawdziwa walka to walka o przetrwanie w świecie pozbawionym moralności, etyki, granic. Nie dostaje się za to żadnej nagrody ani pochwał. Jest tylko zadowolony zwycięzca. I nieszczęśliwy przegrany. Tyle. Nikt nie przejmuje się tym, czy grasz fair, czy wręcz przeciwnie.

Zjawiam się za jego plecami jak przyczajony tygrys tak, by nie dojrzał mnie w ciemnym odbiciu szyby. Garbię się mocno i staję niemal na baczność, bo jest ode mnie minimalnie niższy, a także węższy. Posturą przypomina Yeatsa – nie mogę pozbyć się tej myśli z głowy. Na szczęście nie zwraca uwagi na otaczający go świat. Jakby się wyłączył lub był postacią w grze. Jego uwagę przyciągają tylko pieniądze, które mieli w spoconych dłoniach, przyozdabiając je kolejną warstwą krwi.

CZYSTKA | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz