Kalendarz adwentowy 11/24 🥶
– Gdzie byłem – odezwał się Harry. – Musiałem się przejść.
– Po co? – dopytał szatyn. – Wampiry potrzebują świeżego powietrza?
Brunet uśmiechnął się lekko.
– Chciałem sobie przemyśleć parę rzeczy – oznajmił. – Poza tym to już było drugie pytanie.
Louis zmierzył go wrednym spojrzeniem.
– A co to ma do rzeczy? – zapytał. – Nie było powiedziane, że mam tylko jedno pytanie, kiedy jest mój ruch.
Brunet uśmiechnął się lekko i pokręcił głową z politowaniem.
– Niech ci będzie – stwierdził. – W takim razie wiedz, że musiałem po prostu pomyśleć i doszedłem do wniosku, że wystarczy mi siedzenia tutaj, chcę wrócić między ludzi, zwłaszcza teraz, kiedy powiedziałeś, że kończysz ze ściganiem mnie. Jeśli tego nie zrobię, zdziczeję tutaj. Czy ta odpowiedź cię satysfakcjonuje? – zapytał Harry i tym razem to on przesunął swój pionek, nawet nie czekając na odpowiedź Louisa. – Teraz ty powiedz mi o tym, jak dołączyłeś do tego waszego Zakonu? Kiedy odkryli, że coś jest z tobą nie tak?
– To były dwa pytania, wampirku – odpowiedział szatyn – ale dobrze, na jedno na razie odpowiem. Po prostu spotkałem kiedyś jakichś wędrowców i poszedłem z nimi, byli Łowcami. Przekonałem ich, że chcę do nich dołączyć i tyle, a teraz ty powiedz mi, dlaczego akurat ja?
– Nie mówiłem ci tego? – odpowiedział pytaniem Harry, obserwując, jak tym razem Louis przesuwa swój pionek. – Błąkałem się po świecie i w którymś momencie wyczułem twój zapach. Był niesamowity. Nie wiedziałem, skąd dochodził, ale podążyłem za nim i zanim cię znalazłem, czułem go już z dobrych dziesięciu kilometrów. Pachniałeś tak nieziemsko. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto pachniałby tak, jak ty wtedy. Byłeś młody i może to była kwestia burzy hormonów w twoim organizmie, a może po prostu się przyzwyczaiłem, bo teraz już nie pachniesz aż tak intensywnie, jak wtedy albo tak mi się wydaje. Ten zapach jednak sprawił, że poszedłem za nim i w końcu trafiłem na ciebie. Obserwowałem cię przez jakiś czas, ledwie mogąc się powstrzymać, aż w końcu nie wytrzymałem, dosłownie musiałem poczuć smak twojej krwi i wiesz co? Była nawet bardziej intensywna w smaku niż twój zapach – powiedział.
Uśmiechnął się lekko na wspomnienie tamtych dni. Louis naprawdę pachniał tak, że nie mógł się powstrzymać i nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się to wtedy przez kilka dni.
– To zawsze jest dość powiązane – mówił dalej. – Widać to często na zwierzętach, które, nie czarujmy się, nie pachną czasami rewelacyjnie i wtedy ich krew jest też gorsza w smaku, ale tutaj było odwrotnie, pachniałeś nieziemsko, a smakowałeś jeszcze lepiej. Gdyby nam nie przerwano, nie powstrzymałbym się. A teraz ty odpowiedz na moje drugie pytanie – oznajmił Harry, przesuwając swoim białym pionkiem po planszy.
To był całkiem dobry pomysł z tą grą, dziwił się tylko, że Louis faktycznie mu odpowiada. Szczerze wątpił, że tak się stanie, kiedy w ogóle wpadł na ten pomysł, a tutaj proszę, takie zaskoczenie. Oczywiście, że nie miał nic przeciwko, bo dlaczego miałby mieć, skoro właśnie jego marzenie o rozmowie z szatynem się spełniało? Nareszcie mogli porozmawiać jak starzy dobrzy znajomi, nie jak odwieczni wrogowie i było w tym coś cudownego, nawet jakby magicznego. Nie wiedział, jak ta rozmowa jeszcze się potoczy, ale uwielbiał to. Uwielbiał ten moment, w którym właśnie się znajdowali. Czuł, że naprawdę wreszcie nastąpił przełom.

CZYTASZ
You're the hunter and I'm your prey
FanficLouis od lat tuła się po świecie, od kiedy znienawidzony przez niego wampir sprawił, że stał się nieśmiertelny. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie przysiągł zemścić się na tej istocie i w końcu jej dopaść. Harold, Howard, Henry, czy jakie imię teraz...