UŚMIECH

1.7K 59 22
                                    


Dni w szpitalu mijały powoli. Bardzo powoli. Jestem tu dopiero trzecią dobę, a już mam ochotę się powiesić. 

Jednak po rozmowie z kilkoma osobami wiem, że to normalne. Nikt nie chce tu być i wszyscy, tak jak ja mają dość. 

Przed chwilą, niezbyt miła pani uznała, że super pomysłem będzie obudzenie nas o siódmej rano! Zajebisty poniedziałek, na serio. Wczoraj mogłam przynajmniej trochę dużej pospać, bo był weekend. 

Niechętnie wgramoliłam się z niewygodnego, ale ciepłego łóżka. Mimo, że to dopiero moja druga noc w psychiatryku, już odczuwam skutki uboczne tej cegły, zamiast materaca. Mogli, by się chociaż trochę postarać umilić nam ten pobyt. Ale nie! Przecież po co! Jebani debile. 

Po co do cholery mam wstawać, jak tak przyjemnie mi się tu śpi.

Tak, zbliża mi się okres.

Adelina, z którą dzieliłam pokój, również wygramoliła się spod kołdry i wyciągnęła swoje ubranie z szafy. Jak się możecie domyśleć, Camili nie ma narazie z nami... Po ostatnim incydencie już nie wróciła. Za to z Ridley, nawet się zaprzyjaźniłam. 

Znalazłam coś na przebranie z piżamy i razem z dziewczyną udałyśmy się do wspólnej łazienki. Ogarnęłyśmy też oczywiste, poranne czynności i niemając innego wyjścia poszłyśmy na śniadanie. 

Adelina ma anoreksje. Zmaga się z nią od trzech lat, czego skutki są bardzo widoczne. Trafiła tu z przymusu, ale ostatecznie zgodziła się na pozostanie w ośrodku. Zresztą tak, jak ja. 

Przy posiłku, byłyśmy wyjątkowo pilnowane, co trochę mnie krępowało. Nie lubiłam jak ktoś patrzy, gdy jem, ale muszę się przyzwyczaić. Nie mam innego wyjścia. 

-A ty kiedy tu trafiłaś? -zapytałam nagle Ridley. 

-Tydzień temu -oznajmiła, chwytając do ręki kromkę chleba. 

-W ogóle, wiedzieliście, że May jest zamknięta w izolatce? -wypaliła nagle jedna z dziewczyn, siedząca naprzeciwko mnie. 

Zrobiłam zdziwiona minę, bo nigdy nie słyszałam o takiej osobie, ale szczerze jej współczuje. Adelina chyba zobaczyła, że nie wiem o kim mowa, bo szepnęła mi do ucha:

-To Camila. 

O kurde. Tego się nie spodziewałam. Znaczy wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale izolatka? Aż tak z nią źle? 

-No, podobno próbowała się zabić w łazience -dodał kolejna osoba. -Nie wiem jak chciała to zrobić, ale widocznie się jej nie udało. 

Trochę przerażało mnie, że wszyscy mówią o tym z takim spokojem. Jakby nie obchodził ich ten fakt. Widać, że śmierć i próby samobójcze to dla nich normalne tematy. W sumie co się dziwić skoro jesteśmy w psychiatryku. Zresztą, ja sama trafiłam tu z takiego powodu. 

Tylko szkoda, że mi się wtedy nie udało...

-Blanco żyjesz? -pstryknął palcami przed moją twarzą Alan, siedzący obok. 

-Nie kurwa, nie żyje -odburknęłam smętnie i z niechęcią spojrzałam na swój talerz. 

-Ej, co jest? -zapytałam dość cicho, tak, żebym tylko ja usłyszała.

-Nie wiem, mam już dość -przyznałam szczerze, nie mając siły na kłamstwa. 

Oderwałam wzrok od  niezbyt zachęcającego jedzenia i spojrzałam w oczy chłopaka. Były dziwnie... puste? Nie wiem jak to nazwać, ale przerażały mnie. Smith, też na mnie patrzył tymi swoimi, szarymi tęczówkami. Zadziwiający kolor, muszę przyznać. 

-Życia, czy pobytu tutaj? -zapytał zmartwiony. 

Alan wiedział, dlaczego tu trafiłam i o moich problemach z jedzeniem, też. On również chciał ze sobą skończyć, ale podobno siostra weszła mu wtedy do łazienki. To musiało być dla niej straszne. Zobaczyć osobę, którą się kocha, gdy próbuję popełnić samobójstwo.

 U mnie w takiej sytuacji znalazł się Nate. Tylko, że on mnie nie kocha...

-Sama nie wiem -odparłam smutno i spuściłam wzrok. -Chyba nie chce się zabić, nie mogę tego zrobić bratu. 

Bo prawda jest taka, że gdyby nie on, już dawno bym to zrobiła.

-To dobrze, pamiętaj, że jesteś dla niego w cholerę ważna -powiedział troskliwie chłopak. 

Szkoda, że tylko dla niego...

-Może -szepnęłam do siebie obojętnie, ale Smith niestety to usłyszał. 

-Ja pierdole, Vera -zdenerwował się. -Nie może, tylko na pewno, on cię kurwa kocha! 

Zaśmiałam się pod nosem. Tylko, że nie było to szczere. Śmiałam się, by ukryć płacz. Aby nie pokazać swojej słabości i nie wybuchnąć. Bo jakby to się stało, nie wytrzymałabym już. 

-Wiesz o tym, prawda? -zapytał poważnie.

Czy o tym wiedziałam? Czy sądzę, że Carlos mnie kocha? Jak mógłby darzyć takim uczuciem osobę, która go skrzywdziła, a potem zostawiła. Która chciała opuścić go na zawsze. 

Miłość to bardzo skomplikowana sprawa. Wydaje mi się, że nie da się mnie kochać. W sumie nie chcę, aby ktoś mnie pokochał. Za bardzo krzywdzę ludzi. 

Co jeśli ktoś obdarzy mnie takim uczuciem, a ja bezpowrotnie go opuszczę?

Nie, zdecydowanie nie można mnie pokochać. To byłoby zbyt ryzykowne i bolesne. Może kiedyś, mojemu bratu mogłoby na mnie, aż tak bardzo zależeć, ale teraz? Teraz się zawiódł, a ja za wszelką cenę nie mogę dopuścić, aby stało się to ponownie.

-Tak -skłamałam. 

-Popatrz na mnie -poprosił mnie chłopak.

Znowu spojrzałam w jego oczy. Nie powiem, fascynowały mnie. Dostrzegłam w nich teraz jakieś uczucie, a mianowicie zmartwienie. Alan się o mnie martwił. 

-Veronica, Carlos cię BARDZO kocha, musisz to zrozumieć -powiedział, mocniej akcentując jedno słowo. 

Jego głos, był taki... pewny? Czy to możliwe, że mówił prawdę? Wiem, że w jakimś stopniu mojemu bratu na mnie zależy i tylko dlatego jeszcze się jakoś trzymam. Ale czy, aż tak mocno?

-Rozumiesz? -spytał, a ja pokiwałam tylko głową. -To powiedz to.

-Co? -zdziwiłam się. 

-Powiedz, że twój brat Cię kocha -odparł.

Na początku byłam pewna, że sobie ze mnie żartuję. Przecież nie mógł mówić poważnie. Ale, gdy po chwili cały czas mierzył mnie tym nieugiętym spojrzeniem, zrozumiałam, że nie kłamał. On naprawdę chcę, abym to zrobiłam. W sumie to miło z jego strony. Bardzo miło.

-Carlos mnie kocha -poddałam się w końcu. 

A potem, pierwszy raz od pobytu w szpitalu, zdarzyła mi się pewna rzecz. A mianowicie, uśmiechnęłam się. I może nie był to największy i najpiękniejszy uśmiech. Ba! Był on delikatny i niepewny, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że był szczery. 


Hej kochani!

Nudziło mi się, więc rozdział  wrzucam wcześniej, niż planowałam. Jak się wam podoba? Jakieś spekulacje? Mam nadzieje, że w tym tygodniu uda mi się napisać kolejni rozdział, ale nic nie obiecuje. 

Do następnego, buziak!

Nie było okejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz