NADZIEJA

1.2K 55 10
                                    


Po jedzeniu Nate zarządził, że jedziemy dalej. Trochę się bałam, bo nie wiedziałam, co ten chłopak może mieć w głowie. W dodatku czułam się dziwnie, obejmując go z całej siły, by nie spaść z motoru. 

Podziwiałam mijające przez nas widoki, mając nadzieję, że zauważę coś znajomego, ale nie miałam pojęcia gdzie się znajdujemy. Przez tę myśl jeszcze bardziej się zestresowałam. Nie, przecież nie wywiózłby mnie do jakiegoś lasu. Chyba. 

W końcu chłopak się zatrzymał, a ja jak oparzona oderwałam się od niego i zsiadłam z pojazdu. 

-Było aż tak strasznie? -zaśmiał się chłopak i sam stanął na ziemi.  

-Nie, po prostu nie ufam ci za kierownicą -odparłam całkiem niewzruszona i odłożyłam kask na motor. 

-Tak, to może ty poprowadzisz z powrotem? -zapytał Nate i ściągnął swoje nakrycie. 

-Nie ma problemu -popatrzyłam na niego wyzywająco, a następnie rozglądnęłam się dookoła. -Dobra, a teraz powiesz mi gdzie mnie zabrałeś? 

-Chodź -odparł tylko i zaczął iść przed siebie. 

-No jakiś nienormalny -burknęłam pod nosem -Ale czekaj na mnie! -dodałam zaraz głośniej i pobiegłam roześmiana za przyjacielem. 

Ten po chwili zwolnił, abym mogła go dogonić, a gdy to zrobiłam objął mnie ramieniem. Przyciągnął mnie delikatnie do swojego boku i zaczął iść dalej razem ze mną. 

Słońce powoli już zachodziło, a w oddali było słychać szum fal. Czy zabrał mnie nad morze?

-Wiesz, długo się zastanawiałem gdzie mógłbym cię zabrać, ale ostatecznie uznałem, że to miejsce będzie najlepsze -powiedział nagle cichym i zamyślonym głosem, po czym niespodziewanie pociągnął mnie w bok. 

-Czy ty chcesz wrzucić mnie do tych krzaków? -spytałam przerażona, bo chłopak dalej prowadził mnie w stronę gęsto rosnących roślin. 

-Cii -nie odpuszczał i dopiero, gdy byliśmy już bardzo blisko zauważyłam, że pomiędzy krzewami znajduje się małe przejście. 

-Gotowa? -zapytał wyraźnie podekscytowany, ale też zestresowany. 

Pokiwałam potwierdzająco głową, więc ten nic już nie mówiąc, splótł mocno nasze dłonie i przeszedł ze mną, pomiędzy drzewami.

Dopiero gdy puścił moją rękę odważyłam się spojrzeć przed siebie. Staliśmy na klifie, a przed nami rozciągało się pomarańczowe od słońca morze. Widok był tak niesamowity, że przez chwilę zastanawiałam się, czy aby napewno nie śnię. 

Ale to było piękniejsze niż wszystkie moje sny. 

-I jak, podoba ci się? -zapytał nieśmiało Nate po chwili ciszy. -Wiem, że to nic..

-Jest idealnie -przerwałam mu zachwycona. 

Widziałam, że bardzo bał się mojej reakcji, ale po usłyszeniu tych słów wyraźnie się rozluźnił. 

-Naprawdę? -upewnił się, a gdy potwierdziłam wskazał głową, żebyśmy usiedli.

Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę mnie tu zabrał. Że pomimo tego, jaka jestem, on i tak się stara i chyb nawet trochę mnie lubi, prawda? Chyba inaczej nie spędzałby całego wolnego popołudnia ze mną. 

-O czym myślisz? -zapytał nagle i przeniósł na mnie wzrok. 

-Dlaczego tu ze mną przyjechałeś? -również na niego spojrzałam i to był błąd. Jego niebieskie tęczówki były jeszcze piękniejsze i świeciły jeszcze mocniej niż zazwyczaj. Czy ja umieram. 

-Bo chciałem spędzić z tobą czas - odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. 

-Ale ja nie jestem dobra Nate, ja... 

-Vercia - przerwał mi w połowie. -Nie wiem co mam zrobić abyś mi uwierzyła, ale jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam, nie znam drugiej, tak silnej i równie pięknej kobiety jak ty. Jesteś po prostu idealna i musisz w końcu to zrozumieć. 

Nie wiedziałam co powiedzieć. Zamurowało mnie. Czy on właśnie to wszystko o mnie powiedział? Tylko problem w tym, że nie wie, jak bardzo się myli. Nie jestem silna, ani ładna, a tym bardziej idealna. Wręcz przeciwnie. Jestem wrakiem człowieka i tylko szkodzę Nate'owi, a bardzo tego nie chcę. 

-Nie... -wyszeptałam, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. -Jestem okropna Nate, tylko krzywdzę innych. 

Chłopak zaczął znowu coś mówić i zaprzeczać moim słowom, ale ja juz go nie słuchałam. Nie mogę go zniszczyć, tak jak zniszczyłam siebie.

Przestałam rozmyślać dopiero, gdy wyłapałam pojedyncze słowa z ust przyjaciela:

...bo cię kocham.

-Przestań! -nie wytrzymałąm i krzyknęłam zrozpaczonym głosem. -Nie możesz mnie kochać, nie mnie. Powinieneś znaleźć sobie normalną dziewczynę, z którą będziesz szczęśliwy. 

-Ale ja już ją przecież znalazłem odparł i przybliżył się do mnie. -To z tobą jestem najszczęśliwszy na świecie. 

Powiedziawszy te słowa, całkowicie zamknął przestrzeń między nami, łącząc nasze usta. Delikatnie muskał mnie wargami, a ja nie wiem dlaczego, oddawałam pocałunki. Coś w mojej głowie podpowiadało mi, że nie powinnam, ale uczucie pożądania wygrało i całkowicie oddałam się chwili z chłopakiem. 

-Jesteś taka piękna -wyszeptał w moje usta, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy.

-Nie, nie jestem -zaprzeczyłam niemal od razu i odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość. 

-Kurwa, Vera -przeklną wyraźnie zmartwiony. - Jesteś cudowna i będę ci to powtarzał, dopóki w końcu tego nie zrozumiesz. 

Nie wiedziałam co mam mu na to odpowiedzieć, więc zmieniłam temat na bardziej przyjemny. Tak też spędziliśmy resztę wieczoru na rozmawianiu o wszystkim, śmianiu się, wymienianiu spojrzeń, a czasem nawet pocałunków. 

Właśnie tego dnia zrozumiałam, że chcę jeszcze walczyć. Bo dla takich chwil było warto żyć. 


Vercia <3



Nie było okejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz