KOCHANIE

929 36 17
                                    


-Jak sobie radzisz Vera? - Alan zadał kolenie pytanie i wyglądał przy tym na naprawdę zainteresowanego i zmartwionego. -Wiesz, że możesz powiedzieć szczerze.

Zastanowiłam się chwilę nad słowami chłopaka. Od mojego powrotu ze szpitala byłam cały czas na silnych lekach, co w większości mogło wpłynąć na moje dziwnie dobre samopoczucie. Szczerze bałam się jak będę się czuć po odstawieniu antydepresantów.

Natomiast relacje z jedzeniem niezbyt mi się poprawiły. Zaczynałam wątpić, żeby kiedykolwiek to się stało. Przyzwyczaiłam się już do wszystkich natrętnych myśli i wymiotów. Takie życie stało się moją codziennością i nie sądziłam, że uda mi się wyzdrowieć.

Podczas rozmowy z Alanem, dowiedziałam się, że on również ma się znacznie lepiej. Ucieszyło mnie to, bo zaczynało mi na nim powoli zależeć.

Lubiałam z nim rozmawiać, bo wiedziałam, że mie rozumie, jak nikt inny. Carlos i Nate mogą starać się robić wszystko, ale nie umieją w pełni postawić się w mojej sytuacji. Nie przeżyli tego co ja, a Smith tak.

-Chciałbys wyskoczyć gdzieś razem... w sensie wiesz.

-Właśnie... -zaczął chłopak drapiąc się po głowie z widocznie zmieszaną miną. -Wtedy w szpitalu ja... nie zrozum mnie źle, naprawdę bardzo cię lubię, ale...

-Nie, jasne, nie było tematu, po prostu myślałam, że też to czułeś -wyjaśniłam odrobinę zraniona słowami Alana.

-Vera, naprawdę wtedy czułem coś do ciebie, ale ja mam dziewczynę...

Popatrzyłam na Smith'a z niedowierzaniem. 

-Czekaj, jesteś w związku, a całowałeś się ze mną?! 

-Tak, przepraszam -odparł widocznie zasmucony. -Powiedziałem jej o wszystkim i wybaczyła mi. Wiesz, ja wtedy byłem na tak silnych lekach, że nie wiedziałem do końca co się dzieję. Dosłownie czułem się jak na haju.

Nie do końca wiedziałam co o tym myśleć. Nie miałam teraz na to siły, więc tylko pożegnałam się z chłopakiem i wróciłam do domu. Ten dzień był zdecydowanie zbyt ciężki, by siedzieć jeszcze w szkole. 

Gdy weszłam do środka usłyszałam rozmowę mojego brata z Natem. Stanęłam w korytarzu i zaczęłam nasłuchiwać.

-Tylko nie mów jej, że kazałem ci się nią zajmować -powiedział poważnie mój brat. -Zachowuj się jakbyś po prostu chciał spędzać z nią czas.

-No rozumiem, rozumiem - przytaknął mu kolega. -Znaczy nie to, żebym nie chciał...

-Nate! - przerwał mu Carlos. -Jak wrócę nie chcę się dowiedzieć, że zapłodniłeś mi siostrę, słyszysz? 

-Spoko, no to się nie dowiesz -chłopak wzruszył ramionami, jakby nigdy nic.

-Japierdole, dobra, więcej tu nie wytrzymam -usłyszałam głos mojego brata, a potem kroki więc szybko weszłam do łazienki znajdującej się obok.

Stanęłam cicho pod ścianą, modląc się, by nikt tu zaraz nie wszedł. Jak to mówią? Nadzieja matką głupich. Drzwi otworzyły się na oścież. Kucnęłam na podłodze, chowając się za koszem na pranie. Zobaczyłam przechodzącego obok Nate'a. Zaczął iść w kierunku toalety. Nie, tylko nie to. Bijąc samą siebie w myślach, krzyknęłam, gdy chłopak zaczął rozpinać rozporek.

-Nie!

Blondyn natychmiast przerwał wykonywaną czynność i gwałtownie obrócił się w moją stronę.

-Veronica? -zapytał zdziwiony.

-W serduszka? -zamrugałam przyglądając mu się dokładniej.

-Co? -ewidentnie nie wiedział co mam na myśli.

-Nosisz bokserki w serduszka? -powtórzyłam, nie próbując już nawet ukryć rozbawienia.

Nate stał przez chwilę w osłupieniu, aż w końcu spojrzał ze zrozumieniem na swoją bieliznę.

-A ty gdzie patrzysz? -odparł z wyzywającym uśmiechem.

Wcale mi się to nie spodobało.

-Co tak w ogóle tu robisz? -zaśmiałam się nerwowo.

-Nie zmieniaj tematu kochanie -przyglądał mi się z rozbawieniem.

Kochanie.

-Mam oczy to patrzę -odburknęłam cicho.

-I co wypatrzyłaś? -nie odpuszczał.

-Że masz w chuj dużego! -krzyknęłam nie wytrzymując. -Zadowolony? -zapytałam wybiegając z łazienki.

Czy zachowuję się jak dziecko? Tak. Czy mnie to obchodzi? Absolutnie nie.

-Vercia? -usłyszałam tym razem głos mojego brata. -Dlaczego nie jesteś w szkole?

-A dlaczego nie masz dziewczyny? -odparłam złośliwie, wiedząc, że mój brat miał już dużo nieprzyjemnych sytuacji z kobietami.

-To był cios poniżej pasa -powiedział obrażony.

-No dobra, dobra -zaczęłam. -Tak naprawdę to wszyscy teraz mnie tam obgadują to sobie wyszłam, no nie?

-Dobrze, to nie rozmowa na teraz, bo się spieszę -powiedział Carlos. -Wyjeżdżam na kilka dni, uważaj na siebie okej?

-Jak zawsze -mruknęłam. -Przecież nie jedziesz pierwszy raz. 

-Ale i tak się martwię -powiedział szczerze, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno uściskał i pocałował w głowę.  -Kocham cię, papa. 

No i zostałam sama.

Sama z Natem. 



Nie było okejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz