Od rana bolała mnie głowa i nie miałam na nic siły. Po zajęciach i wizycie u psychologa nareszcie mogłam odpocząć. Udałam się do swojego pokoju na oddziale, gdzie zapewne siedziała już Adelina. Otworzyłam drzwi i w środku zastałam płaczącą dziewczynę.-Co się stało?! -podbiegłam do niej, przerażona.
-Ver, ja mam już dość -wyżaliła się i skuliła nogi przy klatce piersiowej. -Zaczynam widzieć już skutki jedzenia i chyba sama rozumiesz.
Szatynka schowała twarz w kolana. Było mi jej szkoda, wiedziałam co czuje, bo sama obawiałam się przybrania na wadze. To nie jest łatwe. Teoretycznie są tu specjaliści, z którym można porozmawiać, ale i tak jest trudno. Co się oszukiwać, jest w cholerę przerąbanie w tym szpitalu.
-Spokojnie, nie płacz -usiadłam obok niej na podłodze i mocno objęłam.
I tak spędziłam resztę wolnego czasu, który miałam przeznaczyć na odpoczynek. Jednak są rzeczy ważne i ważniejsze.
Dopiero wieczorem pielęgniarka zawołała nas na kolacje. Nie powiem, trochę zmartwiłam się jak będzie wyglądać ten posiłek. Adelina teraz raczej nic nie zje, a wiadomo, że lekarze jej na to nie pozwolą.
Posłałam dziewczynie wspierające spojrzenie i razem skierowaliśmy się do jadalni. Tak jak sądziłam, nic nie zjadła.
Po chwili przy naszym stoliku stał już pan. Wiedziałam co to znaczy i szczerze współczułam Adel.
-Panno Ridley, a ty dlaczego nie jesz? -zapytał.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok na talerz. Jej oczy były już minimalnie zaszklone, ale widziałam, że próbuje z tym walczyć.
-Ja... ja nie dam rady -plątała się, a jej głos był wyraźnie załamany.
I co się teraz stało? Najgorsza rzecz jaka mogła. Na siłę kazali jeść kolację. Można powiedzieć, że prawie wpychali jej ją do ust.
Było mi jej tak strasznie szkoda...
Nie mogłam jednak nic zrobić, bo nam kazali wracać już do swoich pokoi. Bałam się zostawić tam dziewczynę, bo już nawet nie próbowała powstrzymywać łez.
Ona płakała. Nie, płakała to mało powiedziane. Adelina beczała i krzyczała, a ja mogłam na to tylko patrzyć, gdy wychodziłam ze stołówki.
To miejsce jest straszne.
Byłam bezsilna. Nie mogłam nic zrobić. Wyszłam za pielęgniarką z pomieszkania, zostawiając w nim samą dziewczynę i kilku lekarzy.
Widziałam na jej twarzy panikę i przerażenie. Bardzo chciałam z nią zostać i jej pomóc, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie nic zrobić i to zżerało mnie od środka.
Przytłoczona udałam się w stronę pokoju. Szłam długim, białym i przygnębiająco pustym korytarzem. Po drodze miałam wiele drzwi i otwartych sal, w których mieliśmy zajęcia.
Zastanawiałam się czy Adela będzie dziś w nich uczestniczyć. Czy może po sytuacji na stołówce coś się stanie.
Bałam się o nią.
Nagle wpadłam na czyjś, twardy tors. Zdezorientowana podniosłam głowę do góry i spojrzałam w szare tęczówki. Alan patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem.
-O przepraszam - odparłam głupio, nie wiedząc co zrobić.
-Vera... - oznajmił smutno.
-Tak? -odparłam na pozór normalnie, udając, że nie wiem o co chodzi chłopakowi.
CZYTASZ
Nie było okej
Teen Fiction2 CZĘŚĆ „WSZYSTKO OKEJ". Prawie osiemnastoletnia Veronica, która jest próbie samobójczej, próbuje wrócić do zdrowia. Po spędzeniu roku we śpiączce, trafiła do szpitalu psychiatrycznego. Jej starszy brat i jego przyjaciel, za wszelką cenę próbują po...