prolog

669 49 8
                                    

Na widok woskowej pieczęci z czaszką jelenia, Adam mało co nie zemdlał.

Koperta była wilgotna i pokryta ciemnymi smugami. Nie do końca rozumiał, jak znalazła się w jego rękach. Miął ją drżącymi palcami, stojąc w ulewnym deszczu.

Odtworzył w myślach ostatnie parę minut. Wracał z porannego spaceru, z głową wciśniętą w ramiona i rękami w kieszeniach. Rozpadało się. Szedł skulony i patrzył w ziemię, jakby to mogło uchronić go przed deszczem. Znoszone trzewiki, lśniący bruk, rozbryzgujące się krople – to wszystko, co miał w zasięgu wzroku. Gdzieś daleko rzęził silnik samochodu i darła się wrona.

Był już na swojej uliczce, kiedy ktoś zastąpił mu drogę.

– Adam Campbell? – usłyszał cienki głos.

Uniósł wzrok. Nieznacznie, bo stojący przed nim chłopiec miał najwyżej dziesięć lat i był bardzo niski. Trupioblady, chudy i przemoczony, wyciągał w jego stronę małą, brudną rękę z tym, co było listem, lecz bardziej przypominało wyjęty z kosza śmieć.

Chwycił kopertę odruchowo, bez jednej myśli w głowie. Zanim zdążył przypomnieć sobie, że potrafi mówić, chłopca już nie było. Zniknął. Rozpłynął się we mgle jak zjawa.

Adam został sam – wpatrzony w górujący nad Kirmouth zamek i przekonany, że to tylko kolejny, dziwny sen.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz