22.

139 18 1
                                    

Adam był absolutnie ociężały po wepchnięciu w siebie indyka, pieczonych ziemniaków i dużej ilości ciasta z kajmakiem.

– Szybciej, szybciej – pospieszała ich Kate, opierając się o drzwi wejściowe, już w butach i puchowej kurtce. – Spakował ktoś te ciasteczka?

Śpiący i lekko wcięty, opróżnił kieliszek, narzucił na siebie płaszcz i razem z innymi opuścił przytulny dworek. Księżyc w pełni – mlecznobiały, łaciaty, złowróżbny – rozpraszał mrok mroźnej nocy. Szli przez wrzosowiska w stronę ciemnej plamy lasu, trzęsąc się z zimna i wpadając w dołki.

– Zatrzymajmy się na chwilę, dobra? – poprosiła zziębnięta Skye, gdy dotarli na brzeg jeziora.

Usiedli na skałkach wyrastających z ziemi, a Kate wykorzystała moment, żeby puścić w obieg butelkę białego wina.

– Nie, ja nie chcę – stwierdziła Skye w obłoku pary. – Głowa mnie boli.

– Ciebie wiecznie coś boli – skomentowała kąśliwie Kate i podała butelkę Adamowi.

Upił łyka i zerknął na jej różową buzię.

– Ej, Kate – powiedział cicho, przesiadając się bliżej niej. – Ty mnie wypytywałaś o Theo. Jesteś mi winna coś w zamian.

Zwróciła ku niemu nieprzytomną, piegowatą buzię.

– Czemu powiedziałaś mu o tamtym domu? Domu Karakalli? – zapytał, patrząc w ciemnoszare oczy.

– W sensie?

– Chyba większość ludzi raczej by mu nie pomogła, no nie?

Kate wzruszyła ramionami.

– Jak dla mnie to fajnie by było, gdyby mu się udało z Karakallą.

Adam pochuchał w piekące dłonie. Milczał, bo jakoś wcale nie czuł ekscytacji na myśl o nekromancie wstającym z grobu. Wręcz przeciwnie – taka wizja prowokowała w nim mdłości.

– Wyobraź sobie, co by było, gdyby naprawdę go znalazł – dodała, wbijając rozmarzony, senny wzrok w pokryte cienkim lodem jezioro.

– Właśnie w tym rzecz, że nie potrafię.

– Niby czemu? – Kate wstała i przeciągnęła się, jakby właśnie ucięła sobie drzemkę. Głośno i dość bełkotliwie powiedziała: – No dobra, idziemy.

Gabriel i Skye, wcześniej pogrążeni w rozmowie, zamilkli i popatrzyli po sobie.

– Nie, posiedźmy jeszcze trochę – poprosiła Skye, zaplatając włosy na palec. Siedziała skulona, z kapturem na głowie. – Źle się czuję.

– Przejdzie ci, jak się ruszysz – odparła Kate.

Adam ulepił ze śniegu kulkę skostniałymi dłońmi. Cisnął ją w jezioro.

– Siadaj – powiedział spokojnie Gabriel, patrząc na siostrę.

Kate parsknęła i podeszła chwiejnie do brzegu jeziora.

– Jak chcecie, to sobie siedźcie – wymamrotała, kopiąc nogą cienki lodów. – Ja spadam. – Po czym ruszyła w stronę lasu.

Gabriel błyskawicznie poderwał się z kamienia.

– Skye, chodź – powiedział, wyciągając do niej rękę.

– Pewny jesteś?

Oboje wyglądali na bardzo zdenerwowanych.

– Nie możemy jej zgubić – oświadczył Gabriel. – Jest w takim stanie, że... – Pociągnął Skye za sobą.

Szli przed siebie, kompletnie ignorując Adama i szeptając gorączkowo.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz