24.

91 17 2
                                    

Nakładał na talerz ziemniaczaną zapiekankę, kiedy Theo na ułamek sekundy oparł głowę na jego ramieniu. Korzenny zapach goździków zamroczył Adama. Na chwilę zupełnie zapomniał, gdzie się znajdują.

– Po kolacji u ciebie? – Szept Theo był uwodzicielski i natarczywy.

Adam skinął głową. Obejrzał się na niego z zaskoczeniem.

– Nie powinieneś...

Ale Theo już maszerował w stronę stolika, przy którym siedziała Juliet, Murdoch i Joseph. Nie było jego stałych kompanów z trzeciego roku.

Jedząc ziemniaczaną zapiekankę, Adam usiłował podsłuchać, o czym gadali – z miernym rezultatem, choć ledwo przeżuwał jedzenie, tak bardzo starał się czegoś dowiedzieć. Do jego uszu dobiegały strzępki informacji i pojedyncze słowa, ale jedno było pewne – Juliet wcale nie była tak sceptyczna co do jego wersji wydarzeń, jak utrzymywała.

Adam wyszedł z kolacji bardzo szybko, niezbyt najedzony i poddenerwowany. Czekał na Theo, krążąc po swoim przygnębiającym pokoju bez okien. Podskoczył, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.

– Wejdź – zawołał.

Theo wyjrzał zza drzwi, z parującym kubkiem w jednej ręce i teczką w drugiej.

– Trzeba kupić ci czajnik. – Wszedł do pokoju, rzucił teczkę na krzesło i odłożył kubek z herbatą na biurko.

A potem objął Adama, mocno i zaborczo. Pocałował blady policzek, kącik uchylonych ust i delikatną skórę szyi. Adam odchylił głowę i przymknął oczy, wsuwając dłoń w jego aksamitne włosy. Pozwolił Theo się całować, rozkoszował się dreszczami rozchodzącymi się po całym ciele.

– Następnym razem, kiedy będziesz podsłuchiwać, postaraj się nie robić tego aż tak ewidentnie – szepnął Theo, przystawiając wargi do jego ucha. – Nawet Joseph zauważył, a on rzadko cokolwiek zauważa.

– No cóż, gdybyś dzielił się ze mną większą ilością faktów, to tak by mnie nie kusiło. – Odsunął się lekko, aby spojrzeć na Theo. Musnął jego nos swoim, po czym zachłannie wpił się w jego wargi.

– A więc o to chodzi? – zamruczał Theo, kiedy się od siebie oderwali. – Chciałeś zrobić mi na złość?

– Nie. Chciałem się czegoś dowiedzieć.

– I co? Czy ta rozmowa zmieniła coś w twoim życiu?

– Nie bardzo, bo niewiele udało mi się usłyszeć. Może tak byś mi powtórzył?

Theo puścił Adama z prychnięciem. Otarł wargi i przeszedł parę kroków.

– Basil widział Karakallę w lesie – obwieścił po chwili wahania, stojąc tyłem do Adama.

– Serio? – zdziwił się.

– Wiesz, co to znaczy?

Adam wytężył umysł.

– Że nie jestem szalony?

Theo nie zaśmiał się. Przeczesał włosy szybkim ruchem.

– To było rytualne morderstwo – powiedział cicho. – Ofiara dla Karakalli, która go wzmocniła. To dlatego widziałeś go w fizycznej formie.

Adam zamarł, a potem delikatnie dotknął pleców chłopaka. Theo odwrócił się w jego stronę.

– Jak się domyślasz, to nie stawia mnie w dobrym świetle – dodał ze wzrokiem wbitym w zakurzoną podłogę. Uniósł głowę i uśmiechnął się smutno.

Adam nie wiedział, co powiedzieć. Jeśli oskarżą o wszystko Theo... Gapił się na niego zaniepokojonym wzrokiem.

– Bardzo mi przykro – wybąkał Adam.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz