28.

92 17 0
                                    

Wieczorem Adam poszedł do biblioteki. W pokoju nie mógł się skupić. Wilgotne powietrze podziemi łaskotało go w gardło, a szczur raz przebiegł mu po stopie. To nie były warunki do nauki. Dopił kawę, którą przyniósł w papierowym kubku z kawiarni, wsadził materiały do torby i wyszedł z pokoju.

Kręcił się chwilę po bibliotece, próbując znaleźć sobie miejsce wśród starych ksiąg i manuskryptów, poukładanych według kategorii w przeszklonych gablotach. Tylko kilku studentów pochylało się nad stolikami, czytając lektury i odrabiając prace domowe w ciepłym świetle zielonych lamp. Było cicho jak makiem zasiał, dało się słyszeć tylko szelest kartek, skrobanie piór i okazyjne spłoszone szepty.

W pewnym momencie stanął jak wryty – zobaczył Gabriela, siedzącego samotnie przy dwuosobowym stoliku. Nie zauważył Adama – bądź też, co bardziej prawdopodobne – udawał, że go nie widzi.

Wahał się przez chwilę. W końcu postanowił zaryzykować. Sprawdzić, jak się sprawy mają.

– Mogę się dosiąść? – burknął Adam, czując się głupio.

– Oczywiście – odparł lodowato Gabriel, nie unosząc wzroku znad artykułu, który czytał.

Adam odsunął z przeszywającym zgrzytem krzesło. Skrzywił się i rozejrzał dookoła, ale nikogo to nie zbulwersowało. Uspokojony, rozsiadł się na krześle. Pociągnął złoty sznureczek lampy. Zmrużył oczy, kiedy poraziła go nagła jasność.

– Chciałem pogadać – wymamrotał pod nosem, wyjmując plik papierów z torby. – O tym, co powiedziałeś na zajęciach.

– Darujmy to sobie, błagam – odparł Gabriel, nie przerywając lektury leżącego przed nim tekstu. W dłoni trzymał turkusowy marker, którym zakreślał ważne fragmenty. Czyli, sądząc z ilości kolorowych linii, prawie cały artykuł.

– Jak możesz go oskarżać o coś takiego? – nie wytrzymał Adam. – Bez żadnych dowodów? To jest jakiś absurd, Gabriel.

– On kazał ci ze mną pogadać? – zapytał, łypiąc podejrzliwie znad artykułu.

– Że co, proszę?

– We wszystkim każe ci się wyręczać, mam rację?

Adam zamarł. Gapił się na niego z niedowierzaniem.

– Co ty w ogóle insynuujesz? – wykrztusił.

Przez chwilę milczeli. Gabriel jakby się zbierał, aby coś powiedzieć.

– Wiesz, co jest strasznie dziwne? – szepnął wreszcie. – Że trafiłeś na ciało w takim wielkim lesie, jeszcze podczas śnieżycy.

Adam zaśmiał się nerwowo, kompletnie oszołomiony. Serce mocno waliło mu w piersi.

– Pewnie przyciągnęła mnie jego energia – odparł.

– Jasne – parsknął Gabriel, agresywnie przewracając kartkę.

– Gabriel, ty tak na poważnie? – Adam przełknął ślinę. – Poważnie sądzisz, że on go zamordował, a ja... a ja co? Pomogłem mu w tym?

Gabriel spojrzał na niego spod wysoko uniesionych brwi, jakby zdegustowany histerycznymi pytaniami Adama, a może jego drżącym głosem. A potem przerzucił kartkę w artykule i zaczął znów zakreślać fragmenty.

– Nie ignoruj mnie – powiedział nerwowo Adam. – Pogadajmy, proszę cię.

– Dla twojej wiadomości, nie tylko ja cię podejrzewam. Powiedziałbym nawet, że to dość popularna wersja wydarzeń.

– A według tej wersji, co konkretnie stało się w tym lesie?

Nie odpowiedział.

– No? – ponaglił go Adam. – O co konkretnie mnie oskarżasz? Pewnie sądzisz, że to ja coś dosypałem do tego wina?

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz