W poniedziałek Adam wrócił do pokoju wyjątkowo przygnębiony i senny, po nieprzyzwoicie trudnym kolokwium z astrologii.
Rzucił torbę na łóżko i podjął niemrawe próby doprowadzenia sypialni do porządku, bo wyglądała jak istne pandemonium: wszędzie walały się nieświeże ubrania, brudne talerzyki ukradzione z jadalni i okrutnie potraktowane książki z biblioteki.
Łażąc w te i we w tę, kilkukrotnie przeszedł po postrzępionym świstku papieru, póki coś go nie tknęło, aby się po niego schylić. Rozprostował go i uświadomił sobie, że bezsensowne bazgroły, na które patrzy, to pismo Theo („Dzisiaj po twoich zajęciach w moim gabinecie. Ciepło się ubierz", brzmiała treść notatki).
Tak więc Adam zmienił mundurek na wystrzępiony, zgniłozielony sweter i chwycił w rękę płaszcz. Wdrapał się z trudem na trzecie piętro i wszedł bez pukania do gabinetu.
– Hej, hej – przywitał go dziewczęcy, wyprany z entuzjazmu głos.
Adam wytrzeszczył oczy na Kate. Siedziała rozwalona na fotelu, z nogami przewieszonymi przez powycierany podłokietnik i z wielkim tomiszczem na kolanach.
– A co ty tu robisz? – zapytał, ściągając brwi.
– No przecież idziemy do domu nekromanty.
W przejmującej ciszy sennego popołudnia było słychać tylko chrapliwy oddech Adama i szelest kartek przekładanych mechanicznie przez Kate.
– Jak to? – parsknął po pauzie.
– Nie wiedziałeś? – zapytała ze wzrokiem wbitym w książkę.
– Nie – wycedził Adam. Zaczął nerwowo spacerować po gabinecie, chłodnym i nierzeczywistym w szarym świetle wpływającym do środka przez zakratowane okno. – Ale po co niby tam idziemy? – Dotknął biblioteczki wypełnionej starymi, podniszczonymi książkami, zimnego brzegu fotela, krawędzi biurka.
Przy nim zatrzymał się na dłużej, bo pulsowała z niego upiorna, mroczna energia.
– Żeby Theo mógł się pozachwycać. Tylko gdzie on się podziewa?
Adam otrząsnął się z nieprzyjemnego transu i klapnął ciężko na drugi fotel. Lodowata skóra skrzypnęła przeraźliwie i pochłonęła jego zmęczone, napięte ciało.
– Nie rozumiem, po co ja mu jestem potrzebny – zastanowił się.
Drzwi otworzyły się z hukiem i Theo wszedł do gabinetu dziarskim krokiem, tak czymś zaaferowany, że nawet na nich nie spojrzał. Od razu podszedł do biurka i otworzył kluczem szufladę.
– Bogowie – wymamrotał z ulgą i teatralnie położył rękę na sercu. Wsunął szufladę z powrotem, nic ze środka nie wyjmując, a potem gwałtownie poderwał głowę.
Spojrzenia jego i Adama spotkały się.
Chłopak przypomniał sobie, że nie zrobił nic, o co Theo go poprosił – nie narysował jaskini, ani, tym bardziej, do niej nie wszedł. Zalała go fala nieznośnych wyrzutów sumienia.
– Jesteście – zauważył błyskotliwie Theo. – Sorry, że tyle czekaliście, ale... musiałem z kimś pogadać.
– Czyli tak to się teraz nazywa – szepnęła cichutko Kate.
Theo znów spuścił wzrok i zajął się układaniem papierów leżących na biurku w jedną kupkę.
– Masz ten obsydian? – zwrócił się ochrypłym głosem do Adama. Włosy miał poczochrane, a oczy rozgorączkowane, pałające jakąś niepokojącą ekscytacją.
– Nie wziąłem – odparł z wyrzutem. – Nie napisałeś mi nic o tym.
– No to zajdziesz do pokoju w drodze do wyjścia – rzekł, po czym stanął przed nimi z ramionami skrzyżowanymi na piersi. – Chodźcie, bo zaraz zrobi się ciemno.
CZYTASZ
ciemna strona historii [fantasy/romans]
FantasyMglista wyspa i miasteczko, nad którym góruje ponury zamek, siedziba Uniwersytetu w Kirmouth. Dwóch chłopaków: Adam, nękany koszmarami z jaskinią w roli głównej, i Theo, ogarnięty obsesją na punkcie odnalezienia legendarnego grobowca.