13.

153 20 5
                                    

Theo chwycił poobijaną dłoń Adama. Zaczął formować się na niej brzydki siniak, który czarnowłosy chłopak zdawał się analizować.

– Chyba nie jest złamana – ocenił, muskając pokaleczoną skórę kciukiem.

Adam przełknął ślinę. Półleżał na swoim nieposłanym łóżku, a Theo stał nad nim.

– Czyli poza byciem super irytującym człowiekiem, jesteś też lekarzem? – zakpił, zabierając rękę. Nie wiedział, co z nią począć. Spróbował zacisnąć ją w pięść, ale za bardzo bolała, więc ułożył ją na nodze.

Ostrożnie zadarł podbródek i przekonał się, że Theo wciąż patrzy na jego rękę. Tak więc Adam gapił się na jego twarz. Długo, bezczelnie, delektując się tą chwilą. Sprawiało mu to niezrozumiałą przyjemność.

Ciemne oczy były lekko załzawione od wiatru, włosy – w kompletnym nieładzie. Zwykle schludne ubrania Theo pokrywało błoto, a buty zostawiły na kamiennej podłodze mnóstwo igiełek. Przez wystającą kość policzkową przebiegała ziemista smuga.

Impuls kazał Adamowi wstać i spróbować ją zetrzeć. Powstrzymał się.

– Wyglądasz tragicznie – powiedział Theo, przenosząc wzrok z dłoni Adama na jego twarz.

Adam błyskawicznie zainteresował się kształtem siniaka, który rozlewał się pod bladą, suchą skórą.

– Dzięki – mruknął, poprawiając ułożenie poduszki pod plecami. – Ty też raczej nie zrobiłbyś furory na salonach.

Theo wprosił się do pokoju w podziemiach, a teraz, również nieproszony, zabrał się za rozpalanie w kominku. Rozłożył podpałkę i zaczął układać na niej cienkie kawałki drewna.

Adamowi wiele słów cisnęło się na usta, ale wszystkie zduszał.

– Basil mieszkał koło mnie – powiedział nagle, aby nawiązać jakąkolwiek rozmowę.

Theo usiłował odpalić zapałkę od draski. Na podłodze rosła ich sterta.

– Cholera jasna – mruknął.

Poirytowany jego poczynaniami Adam zaczął podnosić się z łóżka, żeby mu pomóc, ale skrzypiące sprężyny przykuły uwagę Theo.

– Ani mi się waż – ofuknął go – masz leżeć, bo znowu coś ci się stanie.

Adam posłusznie wrócił do pozycji półleżącej, bo rzeczywiście wzrok zasnuły mu czarne plamki.

Theo w końcu udało się rzucić zapaloną zapałkę do kominka, a potem kolejną.

– Teraz się wyprowadził – wznowił temat Adam, gapiąc się w sufit. – Wiesz może, gdzie?

– Zajął twój ukochany strych u pani Sangster.

Adam wsparł się na łokciu.

– Chyba żartujesz. Czy ona wie, kim jest?

– A bo ja wiem? – Theo zamknął drzwiczki kominka i otrzepał pył z rąk. Kucając, przyglądał się malutkim, trzaskającym płomyczkom, powoli otulającym szczapy drewna. – Nie wnikałem. Pewnie nie. A może po prostu bardziej go polubiła – dodał złośliwie.

– Jest taka opcja. – Wcisnął głowę w poduszkę i obserwował opuszczającego się na lepkiej nici pajączka. – Dlaczego w ogóle zostałeś na wyspie?

Theo wstał z kucek i przysiadł na skraju łóżka.

– Skully nie pozwala mi wyjechać.

– Masz na myśli Karakallę? – Adam poczuł się jakoś niekomfortowo, tak przy nim leżąc, więc szybko poderwał plecy.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz