26.

101 17 1
                                    

We wtorek Henry nie pojawił się na historii zbrodni. Theo raz na jakiś czas zerkał ze strapioną miną w stronę pustego, nasączonego upiorną energią miejsca, na którym zwykle siedział. Pod koniec tygodnia, kiedy jego nieobecność była już więcej niż niepokojąca, Adam uznał, że musi porozmawiać z Otisem. Czaił się na niego i czaił, aż w końcu nadarzyła się okazja.

Wieczorem, jeszcze przed kolacją, poszedł do uniwersyteckiej biblioteki, aby pouczyć się na kolokwium z łaciny. W holu huczało od ulewnego deszczu, bębniącego w witraże i strzelisty dach, ale przechodząc do biblioteki, odgłos zmieniał się w cichszy, przyjemniejszy, niemal kojący.

Było bardzo ciemno i Adam ledwo widział, gdzie idzie. Tylko przy paru stolikach paliły się zielono-złote lampy, kojarzące się ze święcącymi w ciemnościach wielkimi owadami. Przez łukowate okna do środka wpadało światło księżyca, oblewając drewnianą podłogę oraz przeszklone półki srebrnym światłem.

Przy jednym z podłużnych stolików siedziała Skye i bliźniaki. Kate pisała zawzięcie w notesie i co chwila zerkała do notatek Gabriela, który rękę umyślnie trzymał tak, aby jak najbardziej jej to utrudnić.

– O, cześć. Chodź do nas – zaprosiła go Skye, patrząc na niego znad książki.

Adam położył rękę na krześle i wtedy jego spojrzenie padło na grupkę studentów zajmujących stolik przy oknie. Rozpoznał Otisa, który pokładał się na stole pod oknem z barwnym witrażem, całym w szybko płynących strugach deszczu. Rozmawiał szeptem z innymi chłopcami z trzeciego roku.

– O matko – jęknął pod nosem Adam. – Czekajcie sekundę, muszę coś załatwić.

– ...a ta suka mi powiedziała, że nie mogę pisać o handlu ludzkimi organami, bo to nie jest żadna wiedza ukryta – usłyszał Adam – a przecież Theo pisał o jakichś moralnych bzdetach i nikt mu nie robił problemów...

Adam przelotnie dotknął ramienia Otisa.

Chłopak wzdrygnął się i gwałtownie zwrócił twarz w jego stronę. Adama uderzyło, jak młodo wygląda – nieokiełznane włosy, delikatne usta oraz dołeczki w policzkach nadawały mu wygląd licealisty.

– Mogę z tobą porozmawiać? – zapytał cicho.

– O czym? – Zamrugał szybko, widząc stanowczą minę Adama. – Zaraz wrócę – powiedział do swoich kolegów.

Wszyscy świdrowali Adama spojrzeniem – trzech chłopców w brązowych pelerynach, przywodzący na myśl wielkie, drapieżne ptaki.

Weszli między mahoniowe regały skąpane w srebrnym świetle.

Otis skrzyżował ramiona na piersi i sprawiał wrażenie raczej nieprzyjaźnie nastawionego. Adama trochę to zdziwiło, bo na kolacji u Theo był czarujący i wesoły – sądził, że napięcie, obecne między nimi od Samhain, już się ulotniło, ale najwyraźniej się mylił.

Adam odetchnął głęboko.

– Kiedy ostatnio widziałeś Henry'ego? – zapytał prosto z mostu.

– A bo co?

– To ważne. – Adam próbował zachować spokój. Arogancki wyraz twarzy Otisa okropnie go denerwował. – No odpowiedz mi. Proszę.

Chłopak uniósł wzrok do góry i wpatrzył się w kasetonowy strop.

– A bo ja wiem? Na pewno jeszcze przed przerwą. Chodzi o to, że zrywa się z zajęć? Juliet cię na mnie nasłała czy co?

Adam zignorował jego pytania. Poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz