5.

271 20 5
                                    

Październikowe słońce oświetlało zmęczoną twarz Adama, kiedy ustawiał rower na stojaku przed zamkiem. Nękało go paranoiczne przeświadczenie, że wszyscy tłoczący się dookoła fontanny studenci, bez wyjątku, gapią się na jego zmechacony sweter w romby i sprane dżinsy.

Ze wzrokiem wbitym w bruk, na którym szeleściły uschnięte liście, wszedł do środka zamku przez otwarte na oścież drzwi. Podtrzymywał je gargulec tak paskudny, że – zdumiony jego brzydotą – na chwilę przystanął i mrugał oczami, przekonany, że ktoś wyjął tę kamienną istotę prosto z jego koszmarów.

Pierwsze zajęcia – z zakazanej archeologii – odbywały się na trzecim piętrze. Z okien jasnej, wielkiej sali, rozciągał się widok na spienione morze oraz zielono-fioletowe pagórki Skully. W oddali majaczyły góry oraz lasy, powoli nabierające jesiennych barw.

Czując się odrobinę mniej żałośnie, bo przebrał się już w mundurek, zajął miejsce przy drewnianej boazerii, na przedzie. W gablotach lśniły zwierzęce szkielety, popiersia z ułamanymi nosami, globusy i greckie wazy. Podłogę pokrywała szaro-różowa mozaika z Różą Wiatru na środku, a ściany niknęły pod pożółkłymi mapami – Skully, archipelagu, Kontynentu, świata.

Sala powoli się zapełniała. Niepewnym krokiem, rozglądając się na boki z podszytą lękiem ciekawością, do środka weszła Skye. Ciemne włosy zebrała w koński ogon, z którego wymsknęło się parę kosmyków okalających jej drobną, nakrapianą tu i ówdzie pieprzykami twarz.

Na widok Adama uśmiechnęła się delikatnie, jakby z ulgą.

– Można? – zapytała nieśmiało, kładąc rękę na oparciu wolnego krzesła.

– No jasne – odrzekł Adam, choć niezbyt miłym tonem.

Skye przybrała skruszoną minę i próbowała go zagadać.

– Jak myślisz, o czym będzie wykład? – Rzuciła torbę na ławkę, odsunęła krzesło i usiadła na nim.

– Nie mam pojęcia.

– Jak byłam mała, to chciałam zostać archeologiem – paplała, wspierając brodę na ręce. – Chociaż teraz za bardzo sobie tego nie wyobrażam. Mam strasznie wrażliwe dłonie.

Adam był zbyt zajęty poszukiwaniem notesu, aby jej odpowiedzieć. Tak go to zaaferowało, że kiedy podniósł wzrok, za pulpitem stał już wykładowca – chudy, przygarbiony, w drucianych okularach. Pamiętał go z dziekanatu. Emanował pewną niezręcznością oraz oderwaniem od rzeczywistości.

Profesor klapnął na krzesło za dużym, półokrągłym biurkiem. Stała na nim figurka Artemidy z łanią oraz ludzka czaszka. Do góry pięły się sterty starych książek, notesów w skórzanych oprawach oraz kremowych kartek.

Przeczesał chudymi rękami włosy i położył dłoń na czaszce, jakby czerpał od niej jakąś mądrość. Zwrócił się do grupy, patrząc w ścianę:

– Dzień dobry. Nazywam się Joseph Tivoli. W tym roku będę waszym nauczycielem zakazanej archeologii. Co bada, według was, ten przedmiot?

Z początku nikt nie wydawał się chętny do dzielenia się swoimi przemyśleniami.

– Śmiało – zachęcił wykładowca, poprawiając okulary. – Nie gryzę.

Skye wyglądała, jakby bardzo chciała się odezwać, ale za bardzo się wstydziła. Wpatrywała się intensywnie w profesora, który w końcu odwzajemnił jej spojrzenie.

Uśmiechnął się do niej i zapytał:

– Jak masz na imię?

Dziewczyna drgnęła nerwowo.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz