21.

149 17 2
                                    

Ktoś bardzo konsekwentnie pukał do drzwi Adama. Spokojne, miarowe puknięcia, jednak nieustępliwe. Z początku nie wiedział, gdzie się znajduje, kim jest, ani co te hałasy oznaczają.

Kiedy odzyskał mglistą świadomość tego, że nie nastawił budzika, gwałtownie poderwał się z łóżka. I z powrotem na nie klapnął, bo zakręciło mu się w głowie.

Schował twarz w kolana, policzył do dziesięciu. Pukanie nie ustawało. Na oślep dobrnął do drzwi, potykając się o rozrzucone ubrania, buty i książki. Wymacał chłodną klamkę i wyjrzał z pokoju.

Światło kinkietów, choć słabe i przytłumione, zakuło go w oczy. Przysłonił twarz ręką.

– Potrzebuję piętnastu minut – mruknął, widząc przez palce zarys piegowatej twarzy Gabriela. Zamrugał kilkukrotnie, aż obraz się ustabilizował.

Blondyn miał na sobie wełniany płaszcz, w ręce ściskał walizkę i wyglądał nieadekwatnie rześko. Adam patrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem, marząc o tym, aby zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i wrócić do łóżka.

– Jesteś w piżamie – zauważył Gabriel, taksując go wzrokiem.

Adam zerknął na swoją wymiętą koszulkę i spodnie w kratkę. Potarł zaspane oczy.

– Piętnaście minut i jestem na parkingu – wybąkał, próbując przygładzić poczochrane włosy. – Serio.

– Czekam na dziedzińcu – poinformował Gabriel, odwrócił się na pięcie i odszedł tonącym w ciemnościach korytarzem.

Adam szybko wciągnął na siebie brązowy sweter i dżinsy, umył zęby i wpakował do walizki trochę przypadkowych rzeczy.

Wyszedł z pokoju z niezawiązanymi butami i niezapiętym płaszczem. Szedł korytarzem, ziewając i przeklinając Gabriela, który wymyślił sobie, że muszą wyjechać z Kirmouth o szóstej. Adam zaczynał żałować, że w ogóle zgodził się obchodzić Przesilenie – nie robił tego od lat i jakoś szczególnie nie było mu z tego powodu przykro.

Świat tonął w ciemnościach i sypiących się z nieba gęstych płatkach śniegu. Adam szedł ze wzrokiem utkwionym w bruku. Był tak zaaferowany obserwowaniem brudnych śladów, jakie zostawiały jego buty na białym puchu, że w pewnym momencie zderzył się z czymś, co przypominało ścianę.

Uniósł wzrok i ku swojemu niebotycznemu zdziwieniu, zauważył grubo ciosaną twarz Basila. Miał na sobie ten śmieszny, ciemny garnitur. W jednej ręce trzymał rozłożoną parasolkę, a w drugiej papierowy kubek z kawą, który podniósł do góry, aby ochronić go przed Adamem.

Bom dia, bom dia – przywitał się idiotycznie arcykapłan, opuszczając rękę z kawą.

Straszna myśl wpadła Adamowi do głowy. Łypnął na Gabriela, który siedział na brzegu nieczynnej fontanny i spokojnie palił papierosa.

– Zaprosiłeś go? – zwrócił się do Gabriela.

– Basil ma inne plany na Przesilenie – odpowiedział, zaciągając się papierosem. – Rozmawialiśmy sobie tylko.

Płatki śniegu były mokre i ciężkie. Włosy Adama już zrobiły się wilgotne, podobnie jak twarz i płaszcz. Spojrzał na Basila – uśmiechał się. Ciężko powiedzieć, drwiąco czy nie.

– Aha, no to fajnie – skomentował Adam, próbując pozbyć się piasku z oczu intensywnym mruganiem. Ciaśniej owinął się chustką i myślał nad tym, czy zdąży wrócić do pokoju po czapkę i rękawiczki, których zapomniał. – Gdzie dziewczyny?

– Zaraz powinny być – odrzekł Gabriel.

Adam nie rozumiał, czemu śnieg nie niszczy ulizanej fryzury blondyna.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz