4.

283 23 3
                                    

W ostatni dzień września, stał przed pękniętym lustrem w mundurku kupionym z drugiej ręki. Beżowe spodnie, czarny sweter bez rękawów, granatowo-brązowy krawat – wszystko trochę za duże i wystrzępione, ale całkiem wygodne. Narzucił pelerynę na ramiona, założył wielki kaptur na głowę i parsknął śmiechem.

To nie mogła być prawda, że stanie się studentem w brązowej pelerynie.

W piwnych oczach mignął jakiś cień, ścierając uśmiech z twarzy Adama. Czarny błysk wywołał nagłe poczucie, że w lustrze odbija się obca osoba. Przeszedł go dreszcz i zalała fala obezwładniającego strachu, od którego zaczęły drżeć mu ręce.

Zamrugał, przetarł twarz dłonią.

To pewnie wina migren i zmęczenia, pomyślał. Odwrócił wzrok od swojego odbicia i oddychał głęboko, póki drżenie nie ustało.

Kiedy udało mu się uspokoić, zdjął mundurek i upchnął go na półce w szafie. Po chwili zastanowienia, przykrył go jeszcze swoimi normalnymi ubraniami. Nie sądził, żeby pani Sangster była aż tak bezczelna, aby grzebać w jego rzeczach, ale nigdy nie wiadomo.


Wieczorem w Lulu's Café był straszny ruch. Studenci przyjechali do miasteczka na zakupy i przy okazji wstępowali na ciastko i kawę. Po wylaniu herbaty na jakąś kobiecinę w wyleniałym futrze, upuszczeniu na ziemię trzech talerzy oraz wielu sprzeczkach z wyjątkowo wściekłą Amandą, był na skraju załamania nerwowego.

Cisnął swój nieszczęsny fartuch na kontuar i zniknął na zapleczu, aby się ubrać.

– Jeśli sądzisz, że możesz już wyjść... – zaczęła Amanda, stając za nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Memłała w ustach tabletkę na gardło, pachnącą cytryną i miodem.

– Jest pół godziny po zamknięciu – odrzekł, wpychając ręce w rękawy płaszcza – a ja muszę zdążyć do księgarni. Nie mam zamiaru siedzieć tu do rana.

– Ale klienci... – wymamrotała, machając kartką z niezliczoną ilością zamówień.

– Nic na to nie poradzę. Powiedz im, że to jest kawiarnia, a nie jakaś tawerna. Niech idą sobie gdzie indziej.

– Ej no, Adam! – krzyknęła za nim ze złością, jednak on już wychodził.

Księgarnia wciąż była otwarta. Popchnął drzwi i wziął głęboki oddech, usiłując pozbyć się ciemnych plamek sprzed oczu. Zapach papieru wniknął w jego płuca.

W przypominającej labirynt księgarni – z podłogami w dywanach, ciemnej i ciepłej – poza nim była tylko jedna osoba. Jakaś dziewczyna czytała książkę w sekcji z fantastyką, w przykurzonym świetle lampy z rżniętego szkła.

Szybko chwycił pierwszy z brzegu notes (cienki, brzydki, z czarną okładką) i wręczył go pulchnemu kasjerowi. Ten patrzył na niego jakoś dziwnie.

– Siedem pięćdziesiąt – powiedział, wciąż uważnie mierząc go spojrzeniem świńskich oczu. – Dobrze się czujesz?

Adam zignorował pytanie i bez słowa dał mu pieniądze. Wepchnął notes do torby i skierował się do wyjścia ciasną alejką – regały napierały na niego z obu stron, pięły się do góry jak krzywe wieże.

Zdążył zrobić może trzy kroki po ulicy, kiedy bruk i światło latarni zastąpiła kompletna ciemność. Po omacku znalazł ścianę budynku i osunął się po niej na mokrą od deszczu kostkę.

Wtedy usłyszał głos. Czerń przed jego oczami pochodziła z wnęki w skale. Coś wołało go zza grobu. Szeptało. Desperacko pragnęło, aby skierował się w stronę jaskini. Przekaz był jasny jak nigdy wcześniej. Nie wiedział, czym jest to coś, bo swoją energią w żadnym calu nie przypominało człowieka.

ciemna strona historii [fantasy/romans]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz