rozdział osiemnasty

1K 63 1
                                    

Sali

Stół był już w pełni zastawiony, wszyscy goście siedzieli na swoich miejscach, brakowało tylko... naszych chłopaków. I choć byłam potwornie zła na sposób, w jaki pożegnaliśmy się z Matt'em, nie mogłam udawać, że się o niego nie martwię. Prawie zjadałam paznokcie i coraz bardziej nerwowo zerkałam na drzwi, a z każdą kolejną godziną moje serce z większą siłą łomotało mi w piersi, grożąc zawałem.

- Na pewno nie chcecie nam nic powiedzieć? - zapytał James i musiałam skarcić Aubrey spojrzeniem, bo niemal zdradziła mu powód ich nieobecności.

Pamiętałam, co mówiłyśmy dziś o lepszej gorzkiej prawdzie, niż słodkim kłamstwie, ale przy stole siedziała też moja matka, która była już na tak silnych antydepresantach, że w grę wchodziłby tylko oddział zamknięty, gdybyśmy poczęstowały ją tą gorzką prawdą... Nie zdążyłam Aubrey o sobie opowiedzieć, musiała więc wystarczyć jej moja mina, by nie wypowiedzieć na głos tego, co wyraźnie miała na końcu języka.

- Oni tak zawsze mają. - Agnes machnęła ręką i przejęła od James'a Jack'a, po czym utuliła go do piersi, a na jej twarzy pojawił się błogi spokój.

Zauważyłam, że często tak się dzieje, kiedy bierze małego na ręce. Tak, jakby w jakiś sposób pochłaniał całą złą energię i wysyłał w kosmos, oddając jej potrzebne ukojenie. Niesamowite zjawisko, widoczne gołym okiem, które za każdym razem mnie rozczula.

- Tak, idą niby na chwilę na miasto i zawsze coś ich zatrzyma - dodała Mia, ale jej ton głosu zdradzał już większe zdenerwowanie.

By nie zrujnować całego planu, ja postanowiłam się nie odzywać i na szczęście to nie było konieczne, bo do moich uszu dobiegł szczęk otwieranego zamka i wszystkie trzy w moment znalazłyśmy się przy drzwiach, zostawiając naszych gości przy stole.

Pierwszy wszedł Thom, zgarniając Mię z szerokim uśmiechem i oddał jej dziki pocałunek, po czym do Agnes podszedł Noah, całując Jack'a najpierw w czółko, by po chwili wrócić do jej ust i wyszeptać, że ją kocha i jest nieludzko głodny... Ostatni wszedł Matt. Zimnym wzrokiem omiótł pomieszczenie, po czym zatrzymał się na mnie i bez wyrazu skinął mi głową. Skinął. Głową. Ot, czego mogłam oczekiwać po zaledwie kilku wspólnych nocach, bo wraz z moimi gówno wartymi słowami, ja cała najwyraźniej tyle samo znaczę.

Przywiodłam na twarz dawno nie zakładaną i już lekko zakurzoną maskę obojętności, po czym przejęłam od Agnes małego, by mogli się swobodnie przywitać i wróciłam do stołu. Gdy usiedliśmy wszyscy, mama zaczęła się rozglądać, rzucając mi pytające spojrzenie i nim zdążyłam ją powstrzymać, przyparła mnie do muru.

- A gdzie ten Twój chłopak, kochanie?

Siedzi obok Ciebie i właśnie sztyletuje mnie wzrokiem...

- Coś mu wypadło - mruknęłam niewyraźnie. - Nie będzie go.

Poprawka... napieprza z łuku pochodniami.

- Och, szkoda... Miałam nadzieję, że w końcu poznam młodzieńca, który skradł serce mojej małej dziewczynce.

- Ta... Może innym razem - odparłam i zwróciłam się do Agnes, próbując odgadnąć zagadkę malucha. - Czy wszystkie małe dzieci działają tak... kojąco?

Ledwie wypowiedziałam te słowa, Matt zaczął się krztusić, strącając wszystko, co miał pod ręką.

- Dobrze się czujesz? - zapytała Mia z wyraźną troską w oczach, a on poluzował krawat, by bo chwili całkowicie z niego zrezygnować i położyć na stole.

Nie mogłam oderwać od niego wzroku, wyglądał tak... elegancko i łobuzersko zarazem, w tej jasnej koszuli z podpiętymi guzikami pod szyją, a im gniewniej przewiercał mnie spojrzeniem, tym większą wilgoć czułam między nogami. Jego oczy zaczęły się szklić i nie wiedziałam, czy to wina zakrztuszenia, czy myśli, jakie kłębią mu się w głowie, ale zaciśnięte mocno szczęki podpowiadały mi, że nie powinnam ich znać.

Nowy Szef - Tom 3. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz