rozdział trzeci

2.1K 84 11
                                    

Matt

- Jacob, przekaż na kuchni, że ósemka czeka na swoje zamowienie - warknąłem, nalewając browar do kufla.

Z jednej strony cieszył mnie młyn, jaki mieliśmy od kilku tygodni, bo świadczył on o tym, że interes się rozkręca, z drugiej jednak... dostawałem już kurwicy na myśl o kolejnym wieczorze z rzędu, spędzonym wśród przewijających się setek obcych ludzi.

Kiedy podjąłem decyzję o otwarciu baru, nie wziąłem pod uwagę opcji, w której sam będę musiał wychodzić z zaplecza. Nie żebym traktował to jak ujmę na honorze, po prostu... rzygałem ludźmi. Dosłownie. Ich historiami, lamentami, najebanymi gośćmi, którzy zamiast wziąć się w garść, przesiadywali tu co wieczór i zapijali smutki do upadłego. Aż za często widziałem laski, które doprowadzały się do stanu, w jakim traciły wszystkie hamulce. Wydawało im się, że są ponętne, a w rzeczywistości wyglądały jak jedna wielka kupa gówna z rozmazanym nocnym makijażem. Gdyby każda z nich na drugi dzień zobaczyła swoje zdjęcie w szczycie najebania, ponad połowa zrezygnowałaby na długo z alkoholu.

Podobnie było z gościem męczącym mnie od godziny swoim dennym monologiem. Gdyby wysłuchał na trzeźwo swojego nagrania, być może zastanowiłby się nad wszywką. W przypadku jednak spełnienia obu moich przypuszczeń, nie miałbym stałych klientów, którzy nabijają mi kabzę swoją głupotą.

Czy gardzę ludźmi? Nie, to chyba za duże słowo. Oni mnie po prostu... wkurwiają. I nawet nie oni sami, a ich bezmyślność i żałosne użalanie się nad sobą, zamiast ruszyć dupę i zrobić cokolwiek, byle wyjść z gówna. Nie... Oni się w nim taplają i jeszcze przerzucają na mnie sporą część swojego bagażu, wychodząc stąd lżejszymi z nadzieją, że ja za nich trochę ponoszę.

- 40 lat małżeństwa... - wybełkotał Bill, nasz stały bywalec. Znałem już dalszą część. Równie dobrze mógłbym wyjść i wrócić po godzinie, zastając go przy słowach: „dałem suce wszystko, a ona zostawiła mnie z niczym".

- Jacob, co z tą ósemką? - wydarłem się, przekrzykując muzykę.

- Pamiętam, jak ją poznałem... Była taka... Delikatna... jak mak. - Oczy mu się zaszkliły szczerym wzruszeniem. - Co ledwie dotkniesz, a jego płatki urywają się i... są zbyt lekkie, by wiatr ich nie porwał. Ucieka sprzed twojej dłoni, choć byłeś tuż od niej. Ulotna istota...

Ja pierdolę. Shakespeare się znalazł.

- Gotowe, szefie. Zaniosę. - Młody wyszedł zza drewnianych drzwiczek, trzymając w dłoniach tacę, którą szybko przejąłem.

- Ja zaniosę, Ty nalewaj piwo.

Jacob spojrzał na Bill'a zatraconego w opowieści i jęknął z rezygnacją, po czym stanął przy kiju, przyjmując dalsze zamówienia.

- Coś jeszcze dla was? - zapytałem, kładąc zamówienie na stolik, a po stanie siedzącej przy nim pary mogłem zgadnąć, że gościowi na pewno dziś nie stanie. A nawet gdyby, to laska była tak najebana, że nie trafiłaby nim do ust.

Zajebista randka. Dzisiejsze pokolenie ma po prostu nasrane w głowach.

- Czternastka gotowa! - krzyknęła Aubrey z kuchni, a Jacob odskoczył od kija i pognał po tacę, nim zdążyłem powiedzieć, że ja to zrobię.

Z rezygnacją wróciłem do stanowiska, gdzie Bill dalej bez krępacji rozwodził się na temat swojej byłej żony.

-... taki stary kurnik, w którym mieliśmy dwa koguty i dziesięć kur. Znosiły nam jajka i co niedzielę robiła najpyszniejszą jajecznicę na pomidorach. Ze szczypiorkiem... - Rozmarzył się, układając brodę na zaciśniętych dłoniach. - Chciała mieć swój ogród, więc go zrobiłem...

Nowy Szef - Tom 3. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz