Szliśmy za babcią, która faktycznie nie miała kapci. Po paru minutach weszliśmy do jegoś pomieszczenia.
-Teraz wejdźcie do kabin.- coś mi tu śmierdzi. Blondyn wszedł do swojej, a tamta staruszka czekała, kiedy ja się w końcu odwarze wejść.
-Na pewno to jest bezpieczne?- zapytałem. Chwilę później kabina Clay'a się zamknęła. Jakiś zielony dym panoszył się po całej powierzchni kabiny. Rzuciłem kubkiem w szybę, a wszystko co znajdowało się w środku kabiny, zaczęło się ulatniać. Wziąłem szybko Clay'a pod ramię i próbowałem z tamtąd jak najszybciej wyjść. Blondyn ledwo co chodził przez substancję unosząca się w powietrzu. Sam zaczynałem się robić senny. Lecz musiałem nas wyprowadzić. To mój obowiązek. Gdy byliśmy przed drzwiami, zielonooki upadł, a ja razem z nim.
-Wstawaj! Słyszysz!?- Krzyczałem ze łzami w oczach.
-Uciekaj sam. Ja nie jestem ci potrzebny.- mówił cicho.
-Nawet tak nie mów *kaszel* jesteśmy już nie daleko, dasz radę, musisz dać radę.- mówiłem łamiącym się głosem.
-No już, wstawaj.- pomogłem wstać blondynowi, wziąłem go ponownie pod ramię i doprowadziłem do wyjścia. Chwilę później byliśmy na tej samej polanie co wcześniej.
-Wow.- Tylko to mi się udało z siebie wydusić.
-G-George?- wyszeptał blondyn. Wywrócił się, przez co ja poleciałem na niego. Spojrzałem w jego twarz. Powoli zamykał oczy.
-Clay, nie odpływaj. Proszę cię.- Do moich oczu cisnęły się łzy, którym nie pozwalałem spłynąć.
-J-jestem zmęczony, ale postaram się b-być przytomny dla ciebie.- oznajmił. Cmoknąłem go w usta i bawiłem się jego włosami.
-Może zjesz coś?- zapytałem z troską. Blondyn skinął głową. Dałem więc mu tosta, a zielonooki go przyjął, po czym wziął pierwszy gryz. Nagle się zatrzymał i zaczął patrzeć na jedzenie.
-No jedz. Nie myśl ile przytyjesz po tym.- blondyn spojrzał na mnie, a później na tosta po czym wziął drugi gryz. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
-Jestem dumny.- oznajmiłem i pocałowałem go w czółko.
-Nie masz żony przypadkiem?(od autora:jebać ją!)
-No tak, przepraszam.- oznajmiłem, a on się uśmiechnął.
-Nie no jak chcesz, to możesz dać i jeszcze tysiąc takich pocałunków.- powiedział blondyn, a ja mu dałem pstryczka w nosek.
-Nie ma, ale pomarzyć sobie możesz.- blondyn się wkurzył i odsunął się ode mnie trochę.
-No nie obrażaj się.- blondyn obrócił się na drugi bok.
-No weź.
-Dostanę buziaka?- zapytał Clay.
-Ehh niech ci będzie.- oznajmiłem i przysunąłem się do niego. Kiedy moje usta prawie były na jego policzku, blondyn przekręcił lekko głowę przez co wycelowałem w jego usta. Jednak na tym nie zaprzestałem. Zacząłem go całować namiętnie, a Clay oddał.
Położyłem swoje ręce na polikach chłopaka przybliżając jego głowę bliżej. Blondyn umiejscowił swoje żylaste dłonie na moich biodrach przybliżając me ciało do siebie. Gdy zabrakło nam powietrza cały zarumieniony spojrzałem na Clay'a. On również miał całe różowe poliki.-Przepraszam George. Wiedziałem, że masz żonę i... Nie powinienem tego robić. Przepraszam.- oznajmił blondyn. Do mnie to dopiero dotarło. Znowu się całowaliśmy, a miało już nigdy do tego nie dojść. Z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza.
CZYTASZ
Time|| DreamNotFound ||
AdventureOpowieść opowiada o naukowcu, który dostał partnera do pracy. pewnego dnia stało się coś, czego nikt się nie spodziewał...