Rozdział 5

441 40 7
                                    

— Harry! — Głos jaki dotarł do jego uszu stawał się nieznośny i upierdliwy z każdą, kolejną sekundą. Przyjemny chłód, jaki bił od marmurowych płytek, na których leżał, zniknął w momencie, w którym jego głowa uniosła się gwałtownie, a on zaskoczony otworzył oczy. — Harry! — Hermiona pochylała się nad nim, a jej ręce oplatały jego głowę, kręcąc nią w obie strony. — Merlinie, żyjesz. — Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ale zaraz jej twarz przybrała przerażony wyraz. — Gdzieś ty był?! Przecież kazałam ci leżeć i odpoczywać w łóżku. Poza tym, jak ty, do cholery jasnej, się tu znalazłeś? Nie wierzę, że byłeś tak nieodpowiedzialny, by spać całą noc na korytarzu! Na stado testrali, jesteś taki wychłodzony! — krzyk przyjaciółki nie był do końca tym, czego spodziewał się Harry, zaraz po otworzeniu oczu, po niezbyt przyjemnej nocy. Głowa bolała go jak diabli, ale czuł się w miarę wypoczęty. Z jękiem podniósł się do siadu, i poczuł chłód owiewający jego plecy.

Zamglone wspomnienia minionej nocy, wprawiały go w konsternację, bo naprawdę chciał odpowiedzieć Hermionie co robił tak wcześnie rano, śpiąc na posadzce, tuż pod portretem Grubej Damy. Zmarszczył brwi, nagle rozglądając się dookoła zmieszany. Na korytarzach wciąż było pusto, więc odetchnął z ulgą. Jego przyjaciółka jak zwykle wyszła z dormitorium wcześniej, zapewne by przed śniadaniem, zdążyć jeszcze pójść do biblioteki.

— Nie gap się tak na mnie. Spójrz jak ty wyglądasz! — Hermiona zdawała się być naprawdę przerażona jego stanem, dlatego sam zaczął obawiać się, czy faktycznie było z nim aż tak źle. — Gdzie byłeś? — spytała już nieco ciszej, lecz Harry tylko potrząsnął głową, starając się sobie przypomnieć, co stało się po tym jak w nocy wrócił do zamku. Pamiętał spotkanie z Syriuszem i wszystko, co nastąpiło zaraz po nim.

— Obudziłem się wieczorem i wyszedłem przewietrzyć — mruknął, pomijając prawdziwy powód swojego wyjścia. Ron i chłopaki widzieli go ostatni raz kiedy opuszczał ich dormitorium, by udać się do Wielkiej Sali po resztki z kolacji. Mógł przecież chcieć zaczerpnąć świeżego powietrza. Było to w miarę wiarygodne, choć i tak przewidywał, że Hermiona będzie mu wiercić dziurę w brzuchu. — Poszedłem na błonia, i coś mnie zaatakowało.

— Zaatakowało? Oberwałeś zaklęciem? — zdziwiła się, spoglądając na niego niepewnie. Wstał, nieco się ociągając, bo czuł, że był cały obolały po spaniu na posadzce.

— Nie, nie zaklęciem. Jakieś zwierze, chyba — westchnął, drapiąc się po głowie. Nie miał pojęcia jak opowiedzieć tą historię, wykluczając z niej spotkanie z Syriuszem, który powiedział mu o tajemniczej postaci, śledzącej go w Zakazanym Lesie.

— Chcesz mi powiedzieć, że wyszedłeś po zmroku na błonia, i zostałeś zaatakowany przez jakieś zwierze, które było na tyle duże, że nie potraktowałeś go żadnym oszałamiaczem? Poza tym wróciłeś do zamku, poturbowany jak po walce ze stadem Hipogryfów, po czym położyłeś się na ziemi i zasnąłeś. — No tak, w jego głowie historia ta, brzmiała zdecydowanie lepiej, a już na pewno bardziej wiarygodnie.

— Nie pamiętam — przyznał szczerze, bo taka była prawda. Po powrocie do zamku, miał czarną dziurę w pamięci, tak jakby ktoś potraktował po podrasowanym obliviate i wyciągnął tylko te kilka godzin, które doprowadziły go do zaśnięcia przed wejściem do Pokoju Wspólnego Gryfonów.

— Duże musiało być to zwierze, skoro rozszarpało ci cały sweter. — Hermiona dotknęła, zwisającego po bokach materiału, po czym zdecydowanym ruchem nakazała mu się odwrócić, tak by móc obejrzeć jego plecy. — Oh, Harry! — jęknęła. — Musisz natychmiast iść do pani Pomfrey. Ty nadal krwawisz. — Przyłożyła rękę do ust, nie mogąc pozbierać się po tym co zobaczyła. Harry odwrócił się, starając znaleźć w głowie logiczny powód, dla którego mógłby wykręcić się od wizyty w Skrzydle Szpitalnym. Nie miał ochoty na kolejną sensację ze swoją osobą w roli głównej. Harry Potter wyszedł w nocy do Zakazanego Lasu, by spotkać się ze swoim ojcem chrzestnym, byłym więźniem. Po czym dał się zaatakować bliżej niezidentyfikowanej, istocie i wcięło mu pamięć. Już widział, jak Rita Skeeter i inne dziennikarskie hieny, chętnie zainteresowałyby się tematem i opisały, jak to bawią się uczniowie Hogwartu, a w szczególności ci, którzy zostali okrzyknięci rzekomymi Wybrańcami.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz