Rozdział 9

360 32 13
                                    

Harry nie spał już od kilku minut. Mieszanina nad jego głową sprawiała, że nie był w stanie na powrót zmrużyć oka. Ciepłe i wygodne łóżko, było jednak zbyt przyjemne, by unosić powieki. Dopiero kiedy do jego uszu, na przemian dochodziły przeplatające się nazwiska jego i Malfoya, zmuszony był do otwarcia oczu. Nie rozumiał, dlaczego nawet we śnie, ślizgon musiał mu przeszkadzać.

— Uważam, że mimo wszystko powinnismy pójść po któregoś z profesorów, Herm. — Głos Rona doszedł gdzieś zza niego, a po uchyleniu powiek, pierwszym co zauważył był fakt, że znajdował się we własnym dormitorium w wieży Gryffindoru.

— Oh, Harry obudziłeś się. — Hermiona nagle zawisła nad jego łóżkiem, przesłaniając widok. Wyglądała na zmartwioną i zakłopotaną. — Wybacz, ale w ostatniej chwili kazałam Ronowi zaczekać z powiadamianiem kogokolwiek o twoim stanie. Nie miałam pojęcia co się stało, ale mam już pewne podejrzenia — zaczęła, ale dla Harry'ego jej słowa brzmiały jak zlepek niezrozumiałych fraz. Uniósł się na łokciach, do połowy wysuwając spod kołdry. Nie miał pojęcia co się stało, ani dlaczego leżał we własnym łóżku, skoro jeszcze przed chwilą znajdował się na boisku. Rozejrzał się wokół siebie i z ulgą zauważył, że w pokoju znajdowała się jedynie jego przyjaciółka w towarzystwie Nevilla, a Ron stał z boku, przypatrując mu się uważnie.

— Hermiono, sądziłem, że ty jako ostatnia wpadłabyś na pomysł, by nikomu nic nie mówić — stwierdził, a Harry wciąż nie był do końca pewien, co stało się po tym jak razem z Malfoyem spadli z miotły.

— Co z Malfoyem? — To były pierwsze słowa jakie wypowiedział po tym jak otworzył oczy. Sam wzdrygnął się słysząc swój zachrypnięty głos. Ron jak na zawołanie zrobił zbolałą minę i jęknął przeciągłe, zwracając się do Hermiony.

— Widzisz? Mówiłem ci, że na pewno uderzył się w głowę, a ty powstrzymałaś mnie przed pójściem po Pomfrey i McGonagall. — Harry przesunął wzrokiem po sylwetkach przyjaciół i zmarszczył brwi w zamyśleniu. Doskonale pamiętał, dlaczego spadł z miotły, dlatego chciał się dowiedzieć, co dokładnie widzieli inni.

— Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, Harry? — Hermiona zdawała się zignorować uwagi Rona.

— O czym? — zdziwił się, nie mając pojęcia co ma na myśli przyjaciółka. Jej wyraz twarzy nie zdradzał niczego, prócz szczerego zmartwienia.

— Harry, już o wszystkim wiem. To znaczy, tak mi się wydaję. — Hermiona podeszła od drugiej strony łóżka, kładąc mu dłoń na czole, żeby sprawdzić czy aby nie dostał gorączki. — Twoje ciało wszystko zdradza. To cud, że jeszcze nikomu nie zrobiłeś krzywdy. Myślę, że to załagodzi twoje pragnienie, choćby na jakiś czas — powiedziała cicho i sięgnęła za siebie, wyciągając coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na fiolkę z eliksirem. Dopiero po kilku sekundach, Harry zauważył, że ciecz w naczyniu miała lekko brunatny kolor.

— Co to takiego? — wychrypiał. Ron w mgnieniu oka znalazł się przy łóżku, a Neville wciąż przyglądał się wszystkiemu z dystansu. Mimo to, to właśnie on odezwał się w następnej chwili.

— Krew, Harry — powiedział szybko, a Hermiona podała mu fiolkę z brunatnym płynem. Harry zamrugał kilka razy, próbując przetworzyć w głowie słowa chłopaka. Ron zbliżył się do nich, również spoglądając badawczo na fiolkę.

— Co to ma znaczyć? — spytał, krzyżując ręce na piersi. — Dlaczego dajesz Harry'emu krew? Wiesz coś o tym? — Teraz spojrzał pytająco na Nevilla, jednak ten zacisnął usta w wąską kreskę.

— Pamiętasz, co się przed chwilą stało? — spytała, wciąż zwlekając z udzieleniem odpowiedzi Ronowi. Harry pokiwał głową uważnie, odtwarzając w myślach wszystkie wydarzenia. W ostatniej chwili powstrzymał się przed ponownym zadaniem pytania o stan Malfoya.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz