Rozdział 7

418 36 15
                                    

Wymiganie się od zajęć, tłumacząc się złym samopoczuciem, nie należało do szczytu jego możliwości w tej dziedzinie, jednak wiedział, że musi zrobić wszystko by uniknąć spędzenia tylu godzin w zamkniętej sali, z Malfoyem w środku. Hermiona nawet nie zdążyła skomentować jego dziwnego zachowania, bo Harry szybko ulotnił się zanim jeszcze zaczęły się lekcje. Po tym jak w pośpiechu opuścił Wielką Salę, postanowił spędzić jeszcze kilka chwil przy oknie, by odetchnąć świeżym powietrzem. Jego przyjaciele pojawili się na zewnątrz po kilku minutach, Hermiona wyraźnie niezadowolona z braku czasu na zgłębienie przyczyn jego zachowania, posłała mu jedynie badawcze spojrzenie, z którego wynikało, że od pytań nie wymiga się już tak łatwo, kiedy tylko lekcje dobiegną końca.

Wrócił do Pokoju Wspólnego gryfonów, wzdychając z ulgą, kiedy nikogo w nim nie zastał. Cisza i pustka w Wieży Godryka, była niecodzienna, ale trochę kojąca. Szczególnie dla jego rozszalałego serca, oraz kłębiących się w głowie, myśli.

Wiedział już, że w jakiś sposób Malfoy oddziaływał na niego, sprawiając, że wszelkie zmysły odmawiały mu posłuszeństwa.

Paradoksalnie, jego myśli i tak kręciły się wokół osoby ślizgona, bo jak na złość, po obiedzie czekał go jeszcze trening Quidditcha, zaraz po tym jak zawodnicy drużyny Slytherinu zejdą z boiska.

Na samą myśl o tym, miał ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Reakcje, jakie budził w nim Malfoy, a raczej jego zapach, nie były naturalne, a już na pewno nie były społecznie akceptowalne. Nie miał pojęcia, jak miałby wytłumaczyć przyjaciołom, że Malfoy pachniał w sposób, który dosłownie pozbawiał go rozumu, i kusił w ten najgorszy, najbardziej zdeprawowany sposób. Ostatkami sił powstrzymał się przed rzuceniem na ślizgona, na oczach wszystkich w Wielkiej Sali. Kiedy ten tylko pojawił się na śniadaniu, Harry wyczuł go z oddali. W jednej sekundzie zapragnął znów znaleźć się blisko niego i dobrać do jego krwi. To uczucie utwierdziło go tylko w tym, że wszystko co pamiętał z minionej nocy, wydarzyło się naprawdę i nie miał pojęcia, co było bardziej przerażające. To, że dopuścił się czegoś tak odrażającego, czy to, że Malfoy zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Bo o ile Harry wiedział, że ślizgon był dobry w udawaniu, o tyle sam nie potrafił poradzić sobie ze świadomością, że naprawdę ugryzł Malfoya, i smakował jego krwi.

— Chore — szepnął pod nosem, przechodząc przez Pokój Wspólny, kierując się prosto do swojego dormitorium. Zamykając za sobą drzwi, poczuł nieznośne burczenie w brzuchu, przeklinając cicho, na to, że w amoku emocji, zostawił to cholerne jabłko. Usiadł na łóżku, zastanawiając się, czy nie miał nic pod nim zachomikowanego. Czasami z Ronem trzymali jakieś słodkości na czarną godzinę. — Ron! — Genialny pomysł zaświtał mu w głowie, sprawiając, że ochoczo podszedł do kufra przyjaciela i otworzył go, od razu szukając pod palcami ukrytego w jego pokrywie, schowka. Ron zawsze miał kilka skrytek na słodycze, ale Harry miał nadzieję, że przyjaciel nie obrazi się, że uraczył się jedną czekoladową żabą. O ile w ogóle zauważy jej brak.

Kolejny pomruk, rozszedł się po jego żołądku, aż poczuł się nieswojo. Nic, jak do tej pory nie wskazywało, że będzie aż taki głodny. Szczególnie po nagłym i ostrym bólu żołądka. Siedząc przy stole i patrząc na śniadanie, w ogóle nie miał apetytu, a zapach jedzenia nie wydawał się wcale atrakcyjny. W przeciwieństwie do Malfoya.

— Cholera jasna — jęknął, szybko rozpakowując słodycz z folii. Czekoladowa żaba wyglądała jak zawsze, nie zwrócił nawet uwagi na kartę jaka wypadła z opakowania. Od razu wgryzł się w czekoladę, ułamując żabie, głowę.

W pierwszej sekundzie, smak jaki poczuł na języku niczym nie różnił się od tego co zawsze, jednak w następnej już, zaczął się zmieniać, tak jakby słodka czekolada, którą do tej pory tak lubił, nagle zmieniła się w coś, czego nie dało się przełknąć. Zaskoczony i przerażony smakiem, sądząc, że po prostu zjadł już długo przeterminowany słodycz, wypluł to, co jeszcze nie zdążyło się rozpuścić w jego ustach, wzrokiem szukając czegoś do przepicia. W jego żołądku znów rozległo się nieznośne burczenie, a on jak na złość nie znalazł nic, czym mógłby przepłukać ten okropny smak. Spojrzał na niedojedzoną czekoladę, po czym wrzucił ją spowrotem do kufra Rona. Nie miał zamiaru sięgać nawet po coś innego. Nie wiedział przecież, czy inne słodycze nie były tak samo przeterminowane jak ta żaba. Westchnął ciężko, wracając na łóżko i kładąc się na nim. Był głodny i sfrustrowany, nie mówiąc już o tym, że w głowie nadal miał mętlik.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz