Rozdział 6

460 34 22
                                    

Moment, w którym Draco otworzył oczy, nie należał do najprzyjemniejszych. Ból, który rozsadzał mu głowę, był aż nazbyt znajomy i podobny do tego, który odczuwał prawie każdego sobotniego popołudnia, po tym jak spędzał piątkowy wieczór w towarzystwie ślizgonów w pokoju wspólnym przy kilku butelkach mocnego trunku. Jęknął przeciągłe, ponownie zaciskając powieki i kładąc sobie dłoń na czole. Tylko, że z tego co wiedział, nie było piątku ani soboty. Gdyby cokolwiek pił, pamiętałby przecież, a mimo to jego głowa zdawała się zionąć pustką.

— Obudziłeś się. — Znajomy głos wyrwał go z czeluści własnego umysłu i sprawił, że jak oparzony odskoczył o kilka centymetrów w bok, otwierając oczy szeroko ze zdziwienia. Na drugiej połowie łóżka, w całkiem rozluźnionej pozycji i na brzuchu z głową przekręconą w bok, leniwym wzrokiem wpatrywał się w niego Blaise Zabini.

Nie żeby widok chłopaka w jego łóżku dziwił go jakoś bardzo, jednak za cholerę nie był w stanie przypomnieć sobie niczego z ubiegłej nocy. Blaise musiał dostrzec jego konsternację, bo obrócił się tak, że oparł policzek na dłoni, uważnie mu się przyglądając.

— Byłeś wczoraj wyjątkowo okrutny, Draco — mruknął, ale na jego ustach zamajaczył nikły uśmieszek. Draco desperacko starał się odnaleźć w pamięci chociaż jeden fakt, który mógłby mu pomóc przypomnieć sobie jak Blaise znalazł się w jego łóżku, akurat tej nocy.

— Ja... — zaczął, choć w zasadzie nie miał pojęcia co miał mu powiedzieć.

— Daj spokój, przecież cię nie powstrzymywałem. — Blaise zdawał się chcieć uprzedzić go w przeprosinach, choć przecież dobrze wiedział, że Draco nigdy nie przepraszał. Mimo to, to krótkie słowo aż cisnęło mu się na usta, ponieważ nie miał bladego pojęcia co robił minionej nocy, ani jak doprowadził do tego, że obaj wylądowali w łóżku.

Sam chciałby wiedzieć, za co mógłby przeprosić chłopaka. Ostatnie jego wspomnienie dotyczyło wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego, a potem nagle film się urywał, dokładnie tak samo jak gdyby przesadził z alkoholem, i to mocno. Odetchnął głęboko, starając się uspokoić galopujące serce i przekręcił się na bok, odwracając się twarzą do Zabiniego. Chłopak wydawał się być w pełni spokojny, czego w obecnej sytuacji, obrzydliwie mu zazdrościł, choć to uczucie nie leżało w jego naturze. Błogość, która wręcz biła od Blaise'a na moment sprawiła, że jego galopujące serce zaczęło bić bardziej miarowo.

— Potter musiał ci nieźle zaleźć za skórę, nie pamietam kiedy ostatni raz pozwoliłeś mi doprowadzić cię na skraj. — Uśmiech Blaise'a sprawił, że ciarki przeszły mu po plecach. — Była to dosyć bolesna droga, aczkolwiek bardzo przyjemna — dodał po chwili szeptem. Dreszcz przeszedł po plecach Draco na samą myśl tego, do czego musiał posunąć się minionej nocy. Mimo że Zabini nie wyglądał na niezadowolonego, to najdziwniejszym uczuciem było niepamiętanie kompletnie niczego z nocy, która prawdopodobnie była bardzo upojna. A skoro Blaise rzucił coś o doprowadzeniu go na skraj, musiał znów posunąć się krok dalej. Zacisnął zęby z konsternacji. W takich sytuacjach zawsze stawiał na to, by być w pełni świadomym wszystkiego co robił, tak samo zależało mu na Zabinim, bez którego zgody nigdy nie zrobiłby czegoś, czego ten by nie chciał. W głębi serca miał nadzieję, że nie przekroczył tej umownej granicy, nawet jeśli niczego nie pamiętał.

— Potter — powtórzył w zamyśleniu, starając się odtworzyć po kolei wszystkie wydarzenia minionego dnia.

— Byłeś taki nakręcony — mruknął Blaise, przesuwając się bliżej, tak że jego oddech musnął lekko usta Draco. Przymknął powieki, starając się jakoś pozbierać myśli, których i tak nie był w stanie ułożyć w żadną logiczną całość, dlatego przez moment pozwalił sobie na bliskość drugiego chłopaka. — Lubię kiedy puszczają ci hamulce. Jesteś wtedy... — zaczął, a Draco uchylił powieki tylko po to, by spojrzeć wprost w rozpalone oczy Zabiniego.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz