Rozdział 11

376 37 8
                                    

Odnalezienie się w nowej rzeczywistości stawiało przed Harrym wiele wyzwań, nie tylko to związane z Malfoyem i ryzykiem jakie łączyło się z przebywaniem z nim w jednym pomieszczeniu podczas zajęć. Zwykłe jedzenie wciąż stanowiło dla niego trudność, i mimo że bułeczki cynamonowe, których zawsze zjadał podczas śniadania conajmniej trzy, wyglądały naprawdę dobrze, tak dla niego były wręcz odrzucające. Hermiona podobnie jak Ron i Neville, którzy siedzieli obok niego w Wielkiej Sali, starali się nie zwracać uwagi na jego brak apetytu. Jedynie Hermiona zdawała się być nieco bardziej spięta niż zazwyczaj. To ona najbardziej martwiła się, że ktoś siedzący przy stole gryfonów może za bardzo zainteresować się Harrym.

On sam zdawał sobie sprawę z tego, że taka postać rzeczy nie może trwać w nieskończoność. Nie miał pojęcia przez jak długi czas uda mu się zachować swój sekret w tajemnicy przed resztą szkoły, nie mówiąc już o profesorach, a szczególnie przed dyrektorem. Minionej nocy nie zmrużył oka, bo bił się z myślami, czy nie powinien napisać do Syriusza i powiedzieć mu o wszystkim. Jego ojciec chrzestny znał Zakazany Las jak własną kieszeń, na pewno też posiadał większą wiedzę o czarnej magii niż oni wszyscy razem wzięci. Choć po ostatnich wydarzeniach, śmiał twierdzić, że Neville śmiało mógłby konkurować z Syriuszem.

No i w tym wszystkim pozostawał jeszcze Malfoy, przebrzydły drań, któremu za wszelką cenę nie pozwoli wygrać, choćby miał cierpieć do końca. Ostatniej nocy poprzysiągł sobie, że sprawi, że to Malfoy przyjdzie do niego błagać o pomoc, sam nigdy więcej się tak nie poniży. Jego zawzięte myśli ulatniały się jednak zbyt szybko, kiedy ślizgon pojawiał się gdzieś na horyzoncie. Świadomość, że całkowicie tracił kontrolę nad własnym ciałem, była conajmniej obezwładniająca. Neville zapewniał go, że z czasem choć trochę nauczy się panować nad własnym instynktem, jednak to nie to sprawiało mu największą trudność. Nienawidził uczucia, które obejmowało go do cna, kiedy tylko Malfoy pojawiał się gdzieś w pobliżu, bo wszystkie negatywne emocje jakie kierował w jego stronę do tego momentu, nagle znikały, ustępując niepohamowanej chęci zbliżenia się do ślizgona. Nie potrafił jednocześnie nienawidzić z taką samą siłą, jaką pragnął. Dlatego wszelkie negatywne emocje kierował w swoją stronę, a te z kolei sprawiały mu wręcz, fizyczny ból.

— Harry, jesteś pewien, że dasz radę wytrzymać? — Neville szturchnął go w bok, kiedy kierowali się w stronę lochów. Eliksiry były dla niego prawdziwym wyzwaniem i choć od całego wydarzenia nie był zmuszony spędzić z Malfoyem, aż tyle czasu w jednym pomieszczeniu, starał się wmawiać sobie, że podoła.

— Za bardzo ryzykujesz. — Hermiona zbliżyła się do nich, ciągnąc za sobą Rona. — Nie będziemy w stanie ci pomóc jeśli zaczniesz zachowywać się... — urwała na moment, jakby wahając się czy to co powie zabrzmi dobrze. — No wiesz — dodała, a Harry zauważył, że to był jeden z niewielu razy, kiedy jego przyjaciółka poczuła się niepewnie.

— Poza tym, to Snape — wtrącił Ron. — Już mogłeś sobie wybrać Trelaway, żeby jej jako pierwszej zaprezentować swoje wampirze skłonności. — Chłopak skrzywił się nieznacznie spoglądając na Harry'ego.

— Harry nie jest wampirem, Ron — warknęli jednocześnie Hermiona z Nevillem wyraźnie podirytowani.

— Już, już. — Ron uniósł ręce w obronnym geście i może w innej sytuacji, Harry nawet by się pokusił o uśmiech, jednak teraz wcale nie było mu do śmiechu. Szczególnie, że za kilka minut miały zacząć się eliksiry, a on sam nie ufał sobie na tyle, by zapewnić przyjaciół, że wytrzyma w zamkniętej sali razem z Malfoyem. O dziwo ślizgona nie było widać na horyzoncie ani podczas śniadań w Wielkiej Sali, ani na korytarzach.

Minęły dwa dni od ich nieszczęsnego spotkania pod osłoną nocy, kiedy to w najbardziej poniżający dla siebie sposób, płaszczył się przed Malfoyem. Dwa dni, podczas których zaczynał powoli tracić rozum z powodu braku możliwości, chociażby ujrzenia ślizgona. Za wszelką cenę starał się nie pokazywać po sobie, że Malfoy wciąż błądził mu po głowie i wcale nie zamierzał jej opuścić. Neville i tak co jakiś czas pytał go jak się czuje, i czy zauważył już jakieś zmiany z powodu braku krwi. I mimo że nie przełknął nic od momentu, w którym wypił całą fiolkę brunatnej cieczy, nie odczuwał już tak palącego głodu jak wcześniej. Jego umysł i tak zdawał się z nim pogrywać i co rusz podsuwał mu do głowy obrazy, ukazujące Malfoya w znacznie bliskiej odległości, bezbronnego i nieruchomego, tak jakby był zawieszony i czekał jedynie na niego.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz