Rozdział 15

333 28 6
                                    

Po wyjściu z gabinetu ojca, Draco nie do końca wiedział jak znalazł się w swojej komnacie. Opadając na łóżko słyszał jedynie swój własny, ciężki oddech. Dopiero po kilku minutach bezwstydnego gapienia się w sufit, otrząsnął się po tym, czego dowiedział się od Lucjusza. Niestety było już za późno, by żałować, że w ogóle zaczął drążyć temat. Jednak była to jedna z cech, których w sobie nie lubił. I mimo że mogłoby się wydawać, że Draco kochał siebie bezgranicznie i był ślepo zapatrzony w swoją idealną wersję, tak często jego własna przekora i bycie upartym nie prowadziły do niczego dobrego. Podobnie było i w tym przypadku.

Dlatego kiedy w końcu mógł dać upust, długo skrywanym emocjom jakie upchał na dnie swojego umysłu, chowając je pod maską obojętności przed ojcem, poczuł że był zbyt słaby by podnieść się z łóżka. Mrugnął spokojnie, wciąż wpatrując się w niewidzialny punkt na suficie. Mimo że jego głowę jeszcze godzinę wcześniej zalała fala informacji, tak teraz czuł niezmierzoną pustkę po środku której jedynie odbijało się jedno, krótkie słowo. Tak dobrze mu znane, dogłębnie znienawidzone, a jednak wciąż to samo, które stało się częścią jego życia. Potter. Związany z nim nieodłącznie. Stwierdzenie to nabierało całkiem innego znaczenia w odniesieniu do sytuacji w jakiej aktualnie się znajdował. Połączony z nim magiczną więzią, o której nawet nie myślał wspominać ojcu. Szczególnie po tym, co ten mu powiedział.

Czarny Pan szukał przedmiotów, w które za sprawą czarów przesiąkniętych czarną magią, rozdzielił swoją własną duszę. I gdyby na tym Lucjusz zakończył swoją opowieść, Draco jedynie wzruszyłby ramionami, a po kilku godzinach zapewne wyrzuciłby te słowa z pamięci. Nie poświęciłby więcej czasu na analizowanie poczynań czarodzieja o wątpliwej poczytalności umysłu, uważając historie o tajemniczych horkruksach za kolejną z cyklu tych, których nie chciałby usłyszeć do poduszki.

I o ile naprawdę chciał, żeby tak właśnie było to fakt, że nazwisko Potter zbyt często przeplatało się w tej historii, nie pozwalało mu wyrzucić z pamięci dziwnej opowieści o przedmiotach przepełnionych duszą Czarnego Pana. Bo Harry Potter również miał w sobie jej część, a Draco do cholery jasnej był z nim połączony w jakiś pokrętny sposób. Diadem, który przyniósł ojcu należał do kolekcji owych horkruksów i z tego co zrozumiał przedmiotów było jeszcze pięć, a Potter był ostatnim elementem, który nie pozwalał Czarnemu Panu osiągnąć pełni swoich magicznych sił. Dlatego tak ważne było dla niego zdobycie wszystkich przedmiotów nim ktoś zrozumie ich prawdziwe znaczenie i postanowi je zniszczyć. Gdyby tak się stało, Voldemort straciłby swoją magię na zawsze. Ostatnim kto trzymałby go przy życiu, byłby Potter. Draco zastanawiał się czy ten głupi gryfon w ogóle zdawał sobie sprawę z tego kim był, oprócz tego, że aktualnie nie był w pełni władz umysłowych. Za jakie grzechy przyszło mu w ogóle dzielić więź z Potterem. W tak chory i zdeprawowany sposób.

Draco przymknął powieki, starając się nie dopuścić do własnego umysłu obrazów wspomnień zeszłej nocy. Było już jednak za późno, by powstrzymać się od cichego westchnienia, kiedy Potter znów stanął przed jego oczami, tak bardzo zmagający się z samym sobą, walczący ostatkiem sił, by powstrzymać własne pragnienie. A pośród tych wszystkich, krążących emocji był Draco. Niemogący oderwać wzroku z zafascynowania Potterem oraz jego uległością.

Nie miał pojęcia czy już doszczętnie oszalał, skoro jego własny umysł nie potrafił wyrzucić z pamięci kogoś tak irytującego jak Potter. Osoby, która spędzała mu sen z powiek przez wszystkie lata szkoły, a teraz stała się kimś całkiem innym. Kimś na kogo nie potrafił patrzeć w ten sam sposób co wcześniej, obojętny i pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych odczuć.

— Do jasnej cholery, Potter — warknął pod nosem, podnosząc się z łóżka. Musiał znaleźć jakiś sposób by jak najszybciej rozdzielić się z gryfonem. W głębi duszy liczył na to, że Granger i Longbottom coś wymyślą, choć fakt, że musiałby przyjąć pomoc od kogoś takiego jak Neville Longbottom nie napawała go radością.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz