Rozdział 2

555 48 4
                                    

— Wyglądasz całkiem nieźle, po tym, jak spadłeś z półpiętra — mruknął Dean, wchodząc do ich wspólnego pokoju w towarzystwie Rona i Neville'a. Harry podniósł się z łóżka, spoglądając na przyjaciół spod półprzymkniętych powiek. Po tym jak wypił całą fiolkę mikstury od Hermiony, musiał zdrzemnąć się choćby przez kilka minut. Przynajmniej wydawało mu się, że spał naprawdę krótko. Zmrok za oknem jednak świadczył o czymś zupełnie odwrotnym.

— W rzeczy samej, upadek po prostu tak źle wyglądał z daleka — wtrącił Ron, widząc, że Harry dopiero się przebudził. Wzdrygnął się na wspomnienie koziołkowania po schodach, będąc splecionym z Malfoy'em w chaotycznym uścisku. Przetarł oczy dłonią i odetchnął z ulgą, nie czując już bólu w okolicach twarzy ani głowy. Szkiele-wzro potrafiło zdziałać cuda w krótkim czasie, tylko szkoda, że smakowało gorzej niż cokolwiek, co by do tej pory pił.

— Która godzina? — spytał lekko zachrypniętym głosem. Bójka z Malfoy'em całkowicie rozwaliła mu dzień i zaburzyła plan. Jedyne co zdążył zarejestrować, to fakt, że za oknem już zmierzchało, a przecież zaraz po kolacji, miał spotkać się z Syriuszem.

— Po dziewiętnastej. Nie budziłem cię na kolacje, bo Hermiona zagroziła, że jeżeli nie pozwolimy ci odpocząć, sama połamie nam kości — wytłumaczył zaraz Ron. Reszta już usiadła na swoich łóżkach. Harry jęknął pod nosem, bo skąd jego przyjaciółka miała wiedzieć, że umówił się na spotkanie z ojcem chrzestnym. Syriusz prosił go o dyskrecje za każdym razem kiedy się widzieli, mimo że magiczny świat wydał oficjalne orzeczenie w jego sprawie, odsuwając od jego osoby wszelkie podejrzenia, jakie pozostały niewyjaśnione. Syriusz jednak bywał przezorny, i wolał nie kusić losu, dlatego kiedy chciał się zobaczyć z Harrym, wysyłał mu zaszyfrowaną wiadomość, a ich spotkania miały miejsce zawsze przy granicy z Zakazanym Lasem, tak by Harry nie musiał łamać zasad i do niego wchodzić, jednak na tyle blisko, by Syriusz mógł szybko uciec w cień ciemnego lasu, gdyby była taka potrzeba.

Nie żeby Harry nigdy wcześniej nie był w Zakazanym Lesie, bo nawet w poprzednich latach, razem z przyjaciółmi bywał w nim zdecydowanie za często. Nie czuł jednak potrzeby wchodzić tam, kiedy było już ciemno, a już na pewno nie samemu.

— Może jednak zostało coś z kolacji, umieram z głodu — powiedział, schodząc z łóżka. Musiał wymknąć się z zamku jak najszybciej, by zdążyć jeszcze złapać Syriusza. Spał o wiele za długo, i miał nadzieję, że jeśli spóźni się na spotkanie kilka minut, Black wykaże się cierpliwością i zaczeka na niego.

Rozmowa z ojcem chrzestnym, była dokładnie tym, czego potrzebował po dniu pełnym emocji, i to nie do końca tych pozytywnych. Wiedział, że jeśli opowie Syriuszowi o kolejnej bójce z Malfoy'em, ten nie będzie zadowolony, że znów wpakował się w kłopoty, jednak z pewnością pochwali go za przyłożenie synowi Lucjusza, którego nie znosił równie mocno, co Harry jego młodszej wersji.

— Jeżeli się pospieszysz, może zdążysz złapać kilka ciastek, zanim skrzaty wszystko uprzątną. Jak wychodziliśmy, już zaczynały zbierać naczynia ze stołów. — Usłyszał głos Nevilla już po tym jak przeszedł przez pokój, otwierając sobie drzwi. Czuł na sobie zdziwione spojrzenie Rona, który zapewne liczył na jakieś szczegóły całego zajścia z Malfoy'em.

— Zaraz wracam — rzucił tylko i zamknął za sobą drzwi. Popędził schodami w dół, przez pokój wspólny, a potem zbiegł z drugiego piętra zamku, prosto do wyjścia bocznego, zaraz niedaleko korytarza, prowadzącego do Wieży Astronomicznej. Nie był pewien, co do tego, czy powinien się tak wysilać, zaraz po tym jak przebudził się po paru godzinnym dochodzeniu do siebie i zażyciu eliksiru na regenerację kości. Hermiona zapewne powiedziałaby, że nie, jednak teraz liczyło się dla niego jak najszybsze wydostanie się z zamku, i przedostanie się przez błonia aż pod granicę Zakazanego Lasu.

Diabeł tkwi w szczegółach • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz