Prolog

3.8K 160 31
                                    

-Ethan-

Z rękoma w kieszeniach stoję jak posąg dyskretnie skanując teren i wypatrując zagrożenia. 

To ślub mojego szefa, brata i przyjaciela, a ponieważ należę do rodziny, na czele której stoi Lucas czuję się zobowiązany do zrobienia wszystkiego, by ta ceremonia odbyła się bez komplikacji. 

Chociaż ślubem obecnego wydarzenia raczej bym nie nazwał. Bardziej pasuje tutaj nieco inna nazwa, trafiająca w powód oraz prawdziwy charakter tego zgromadzenia. 

Przedstawienie, to bardziej pasujące do tej sytuacji słowo. 

Lustruje zebranych gości rozpoznając większość tych parszywych hien i jestem niemal pewny, że tylko czekają na jakiekolwiek powinięcie nogi ze strony Lucasa lub jego żołnierzy. 

Prawdziwy ślub, niewątpliwie różniący się od dzisiejszego spektaklu miał miejsce miesiąc temu. Wtedy jednak gości nie było wielu, jedynie najbliżsi. 

W porównaniu z dzisiejszymi obserwatorami, których na sali znajduje się blisko setka może to wszystko przytłoczyć nasza pannę młodą. 

Przenoszę wzrok na kruszynę i coś ciepłego pojawia się w okolicach miejsca, gdzie powinno znajdować się serce. Natychmiast atakuje mnie fala braterskiej opiekuńczości, a kiedy dostrzegam  stres i niepewność na pięknej twarzy Olivii mam ochotę wygnać tych wszystkich skurwieli jak bydło prosto na rzeź. 

Wszystko to co dziś się dzieje jest na pokaz, by inni zrozumieli, że żona Lucasa Castellato jest nietykalna. By dostrzegli władzę jaką ma szef kalifornijskiego półświatka. 

Spoglądam na Lucasa, który jest mi jak brat, a w mojej głowie od razu przelatują wspomnienia z dnia, w którym wraz ze swoim ojcem mnie znalazł i bez słowa wyjaśnienia przygarnął do swojej małej rodziny. 

Wiem, że będę mu służył do końca moich dni, a lojalność którą go darzę jest niezniszczalna. 

Mój wzrok pada na ludzi siedzących nieco dalej od naszego stolika. Przedstawiciele wysłani przez Luciano dumnie wyprężają napakowane klaty chcąc pokazać, że nie boją się tu nikogo. 

Ich harda postawa zmienia się jak tylko zdają sobie sprawę, że to ja im się przyglądam.

Tak reaguje na mnie każdy odkąd pamiętam. Skłamałbym gdybym powiedział, że mi się to nie podoba. 

Błyszczący w ich oczach strach prawie wywołuje uśmiech na mojej twarzy. 

Prawie, ponieważ potwory takie jak ja nie mają prawa do uśmiechu. Nie mówiąc już o tym, że jest to czynność niemal nam nieznana. 

Wyjątkiem są sytuacje związane z moją rodziną. Uśmiechałem się gdy Olivia wyznała, że nosi pod sercem dziecko. A także kiedy znaleźliśmy ponad miesiąc temu Lily i uwolniliśmy ją z rąk Rosyjskiego psychola. 

Ale to moja rodzina, a ja jestem dumny z tego, że do niej należę dlatego też uśmiecham się kiedy są szczęśliwi. 

Podświadomość na te myśli od razy wrzeszczy do mojego ucha, że przecież mam brata. Rodzonego brata, w którego żyłach płynie ta sama krew co w moich. 

 I tak samo skażona, tak przy okazji. 

Ponieważ jednak nie mam z nim kontaktu, to mogę śmiało stwierdzić, że tylko garstka ludzi, z którymi właśnie siedzę przy stole cokolwiek dla mnie znaczy. 

Z moich rozmyślań wybudza mnie dźwięk wibrującego telefonu. Nie zerkając na ekran akceptuje połączenie, które wywołuje we mnie irytacje. 

Musze się skupić, a ktoś zawraca mi niepotrzebnie głowę. 

- Ethan, ludzie Luciano przywieźli... - urywa Victor. Gdyby nie był jednym z moich najlepszych ludzi to poważnie by oberwał za to, że mi teraz przeszkadza.

- Zapomniałeś języka w gębie? Chciałeś powiedzieć, że przywieźli tego gnoja, z którego mam wyciągnąć informacje dotyczące pobytu szczura, który zdradził Luciano - tłumaczę obojętnym tonem, który mam dopracowany do perfekcji. 

- Tak w takim razie szef ci już powiedział, że nastąpiła zmiana planów i nie znaleźli tego, który okradł Luciano, za to mieli przysłać kogoś kto może posiadać istotne informacje o jego tymczasowym pobycie tak? - dopytuje sprawiając, że krew zaczyna buzować w moich żyłach. 

Spoglądam na Lucasa dając mu znać, że muszę na chwilę się ulotnić, na co mój szef przytakuje. 

- O wszystkim wiem więc nie rozumiem twojego upewniania się, Victor. Sprowadźcie naszego gościa na dół i tam niech sobie na mnie poczeka - mówię zaciskając zęby. - Jeśli to wszystko to się rozłączam, bo nie mam czasu na pogaduszki. No chyba, że nie potraficie sobie poradzić z tak prostym zadaniem -warczę już do telefonu spoglądając w ciemny korytarz oświetlony jedynie światłem wypełzającym z sali dla gości. 

- Ethan mamy problem - mówi niepewnie Victor, na co marszczę brwi w zdziwieniu. 

Chce coś jeszcze powiedzieć, ale nie daje mu dojść do słowa. Z korytarza dostrzegam kilkoro ludzi z obsługi, którzy idą w moim kierunku. 

- Nie rozumiesz. Powinieneś przyjechać Ethan i to zobaczyć, bo... 

- Jeśli przerasta cię tak błahe zadanie, to każ to zrobić komuś innemu. Jutro rano zajmę się naszym gościem. Teraz nie ma nic ważniejszego od ślubu i ochrony Lucasa i Olivii rozumiesz?! - puszczają mi nerwy, co rzadko mi się zdarza biorąc pod uwagę, że wszelkie emocje są mi prawie nieznane.

- Jasne rozumiem - duka, po czym rozłącza się, a ja od razu kieruje się z powrotem do sali, w której odbywa się to całe sfałszowane widowisko. 



Hejka kochani to znowu ja :) czy Wy również cieszycie się na myśl o nowym tomie ?:) miłego czytania :) 





Bo leczysz duszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz