Rozdział 7

1.5K 122 9
                                    

-Julia-

Słyszę ten charakterystyczny dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Nie dalej jak rok temu ten sam dźwięk wywoływał we mnie przyspieszone bicie serca. Przyczyną tego stanu było przerażenie ogarniające każdą komórkę mojego ciała. Za każdym razem gdy Marco otwierał drzwi moje serce chciało wyrwać się z mojej piersi. Czasem miałam wrażenie, że jedyne co do mnie dociera to głośne walenie niemal rozrywające mnie od środka. Jakby chciało pokazać swoją obecność. I wówczas jedyne co mogło być wyraźniejsze to paraliżujący mnie strach.

Teraz otwieranie drzwi również sprawia, że moje serce przyspiesza, a krew dudni mi w żyłach. Różnica jest jednak taka, że organ bijący w mojej piersi wystukuje szaleńczo swój rytm z powodu ekscytacji oraz pragnienia ujrzenia w progu jakiegokolwiek człowieka. 

Choć nie będę zaprzeczać i udawać, że najbardziej pragnę towarzystwa Diabła. 

Dlaczego? Nie mam pojęcia. 

Niezaprzeczalnym jest fakt, że coś przyciąga mnie do tego człowieka. Jakaś niewidzialna siła łączyła nasze spojrzenia za każdym razem gdy pojawiał się obok. 

Jak bardzo dziwna musze być, że czuje podekscytowanie na myśl o przebywaniu w jednym pomieszczeniu z mężczyzną, który chce mnie zniszczyć? 

Zapewne bardzo gdyż jak tylko dostrzegam Diabła moje serce na moment przestaje bić by po chwili znów rozpocząć szaleńczy galop. 

Jak tak dalej pójdzie wrodzona wada serca, która do tej pory rzadko dawała o sobie znać przypomni mi o swoim istnieniu. 

Jego wzrok od razu pada na moją twarz. I to nie jest byle jakie spojrzenie rzucane ukradkiem czy zerknięcie w czyimś kierunku od niechcenia. Intensywność czarnych tęczówek przyszpila mnie do fotela powodując, że zamieram bez ruchu. 

Reflektuje się dopiero w momencie gdy Diabeł zaczyna stawiać kroki w moim kierunku. 

Łup, łup, łup. 

Dźwięk tłukącego się w mej piersi serca nie daje o sobie zapomnieć.

Przez chwilę jedyne co słyszę to rytmiczne uderzenia które nie napawają optymizmem.

I choć ani  na chwilę nie odwraca wzroku od mojej twarzy to jestem pewna, że on również wyczuwa tę dziwną ciężkość w powietrzu.

Ledwie można tu oddychać. 

Zmuszam się do spojrzenia w bok, a właściwie gdziekolwiek byleby tylko nie zatracić się do końca w otchłani ciemności. 

W końcu układam usta w uśmiechu. Na prawdę cieszę się, że go widzę. 

To popaprane, że martwiłam się o niego. 

Ja jestem popaprana, bo martwię się o każdego kogo napotkam na swojej drodze. Żyję dla ludzi i tak już zostanie bez względu na konsekwencje tego stanu rzeczy. 

- Dzień dobry - rzuca chłodno, po czym łapie za metalowe krzesło stojące w rogu pomieszczenia. 

- Witaj Diable - odpowiadam wciąż się uśmiechając. Zanim usiądzie mam kilka sekund na otaksowanie go wzrokiem. Mam na nosie swoje bryle, które są niezawodne w tak szybkich akcjach. 

Kilka sekund wystarczy by dostrzec pomiętą koszulę niedbale włożoną w ciemne materiałowe spodnie. Podwinięte do łokci rękawy również czarnej koszuli odkrywają opaloną skórę przedramion oraz ciemne malunki sięgające aż do palców u rąk. 

Choć na pozór wydaje się, że wszystko jest jak dawniej, a wyraz jego twarzy jest obojętny jak zawsze czuję jak nigdy, że coś się zmieniło.

Diabeł siada na krześle układając je tak, że z przodu znajduje się jego oparcie na którym z resztą opiera swoje dłonie. 

Bo leczysz duszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz