4. Charlotte

12.5K 343 50
                                    

Wesołych Świat!

Pieprzony śnieg jest, kurna, wszędzie!

Gdy się obudziłam, pierwsze co usłyszałam to jeden wielki huk na ulicy pod budynkiem, bo jak się okazało, to już ósmy wypadek od godziny piątej rano, a nie mamy nawet południa.

Zmęczona już na samą myśl o dzisiejszej kolacji, wsuwam stopy w miękkie i ciepłe kapcie renifery. Odłączam telefon od ładowania i idę zrobić sobie ciepłą czarną kawę, bo tylko taka jest najlepsza. Nie rozumiem ludzi, którzy piją jakieś wymyślne latte, cappuccino albo cokolwiek innego.

Siadam z kubkiem pełnym ciepłej cieczy na kanapie i przykrywam się kocem. Przeglądam chwilę instagrama, ale dochodzi do mnie, że są przecież święta i leci „Kevin sam w domu". Sięgam do stoliczka kawowego po pilot, a następnie włączam telewizor i szukam odpowiedniego kanału. Następne kilka godzin spędzę na oglądaniu świątecznych filmów.

***

Ubieram się w białą sukienkę ze złotymi dodatkami. Jest ona bez jednego rękawa, a drogi od łokcia jest rozkloszowany. Dopełniam to złotą biżuterią i szpilkami, a na wszystko zarzucam biały, wełniany płaszcz.

Ostatni raz przeglądam się w lustrze i upewniam, że mój kok jest idealny, wraz z makijażem. W pośpiechu łapię wszystkie torebki z prezentami i wybiegam z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Droga mija dość szybko - zważając oczywiście na stan pogody. Przez te kilkanaście godzin napadało dość dużo śniegu, wystarczająco wręcz, na obrzucenie mordy Oliviera kulami śnieżnymi.

Uśmiecham się sama do siebie na ten intrygujący plan i wychodzę z taksówki. Ręce mam zajęte przez torby z prezentami, więc mam nadzieję, że mama lub Pike akurat będzie obok drzwi.

Idąc przez podjazd obok renifera, prawie się wywalam, bo cholerny lód przebija przez warstwę puszystego śniegu. Rozglądam się szybko, ale wygląda na to, że Olivier i nasi członkowie rodzin jeszcze nie przyjechali. Brak aut, to naprawdę dla mnie dobry znak.

Stało się to, na co liczyłam. Drzwi domu otworzyły się na oścież, gdy byłam blisko wejścia. Brunetka w pięknej czerwonej sukience otworzyła mi, a teraz pomaga zamieść prezenty pod ogromną sześciometrową choinkę w salonie.

Tego roku dominuje czerwień, a zaraz po niej złoto. Wygląda to onieśmielająco! Odkąd tylko zamieszkałyśmy tutaj, mama zaczęła przyozdabiać ten dom po swojemu, jak i na każde święta czy przeróżne okazje.

- Wow, mamo... - rozglądam się zafascynowana - zawsze było tu pięknie, ale tego roku przeszłaś samą siebie. - A zwłaszcza ilość prezentów pod choinką.

- E tam. - Wzrusza ramionami. - Po prostu to nasze wspólne święta od kilku lat, a na dodatek w tym roku będą twoi dziadkowie. Wiesz przecież, jak bardzo wymagająca i marudząca jest babcia Verity.

Oj tak, ta kobieta miewa problemy do wszystkiego.

- Wiem, wiem. Potrafi przyczepić się nawet do krzywo położnej serwetki.

- Chyba bardziej od mojej własnej matki... - Przełyka ciężko ślinę - Stresuje mnie teściowa, Lotte.

Pani Reagan Craig... Broń nas Boże, jeżeli naprawdę tam jesteś.

- Ja tam się boję spotkania babci z Reagan. To dwa ciężkie charaktery, mamuś.

- Taaa... Za to Chanel była inna. Matka twojego ojca była wspaniałą kobietą, szkoda, że umarła zanim się urodziłaś - uśmiecha się smutno.

PERFECT ENEMIES Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz