Kennedy Evans
Ciało mojej nowej asystentki cały czas odtwarza mi się w głowie. Ma krągły tyłek i całkiem płaski brzuch, długie do pasa czarne włosy i brązowe oczy. Jednak, gdy posyła mi swój zalotny uśmiech, od razu moje myśli schodzą na inny tor. Jest w niej coś pociągającego, ale nie wystarczającego, żeby wciąć ją pod ścianą jeden jedyny raz. Wygląda na taką, która by jęczała jak gwiazda porno i błagała o więcej, a później by chciała jeszcze więcej i więcej, każdego dnia. - Niestety, jedyne co mógłbym jej zapewnić to to, że miałaby skrępowane nogi, żeby nie móc wstać od pierdolonego biurka jak Mackenzie.
Przeglądam właśnie raporty i analizy, gdy natrafiam na papiery spięte spinaczem z podpisem Charlotte. Są przedstawione wykresy i porównane kwartały z ostatnich dwóch lat, oraz...
Co do chuja?
Na trzeciej kartce narysowała małego tygryska z piłeczkami, którymi żongluje nad głową. Siedzi on na środku diagramu kołowego, który przedstawia procenty mężczyzn na całym świecie z długościami penisów.
Wybucham śmiechem mówiącym ,,zemsta" i wyrywam to gówno, a następnie podnoszę się z fotela i wychodzę ze swojego biura.
- Panie Craig? - Kennedy wstaje zza swojego miejsca. - W czymś panu pomóc?
Posyłam jej wkurwione spojrzenie i wymijam, żeby wejść do prywatnej windy. Wciskam okrągły przycisk i drzwi rozsuwają się, a ja wchodzę do środka i klikam numer trzydzieści, bo niestety, ale moja prywatna winda zatrzymuje się tylko na pełnych numerach.
Wysiadam i wchodzę na klatkę po której niedawno uciekała McMillan, po czym na odpowiednim piętrze popycham drzwi. Wszyscy w tym Hailey wystawiają głowy zza swoich boksów i, gdy dociera do nich kto to taki, podnoszą się z przerażonymi minami.
- Dzień dobry, panie prezesie. - Wszyscy mówią w tym samym czasie, jakby ćwiczyli to od dawna.
- Nie będzie on dobry dla wszystkich - Kwituję wściekle.
Dosłownie dwa metry ode mnie ktoś prycha lekceważąco, myśląc, że mu się upiecze.
Nie dzisiaj, kotku.
Odwracam się w stronę tej osoby, zaciskając wściekle szczękę.
Jednak ktoś nie wstał - myślę. McMillan nadal siedzi na czterech literach, wpakowując w swoje usta sałatkę i uśmiechając się do mnie z ustami pełnymi sałaty.
- Jaja sobie, kurwa, robisz, McMillan?! - Rzucam w nią wyrwanym dokumentem.
Czarnowłosa nie przestaje rzuć, ale kątem oka spogląda na papier.
O tak, zrobię Ci siarę, skarbie. - Mam ochotę wykrzyczeć jej to w twarz, ale jest zdecydowanie za dużo osób.
- Oh, ja robię sobie jaja? To przecież ty je masz, Craig. - Robi słodkie oczka.
Kilka osób za nami parska śmiechem.
Zobaczymy kto będzie się śmiać jak polecą wypowiedzenia.
- Masz za dużo wolnego czasu? Może dojebać Ci jeszcze roboty?! - Krzyczę, a wokół nas zbiera się coraz więcej ludzi. - Aż tak ci na łeb padło, żeby robić wykresy długości fiutów w Korei? - Podchodzę i uderzam pięścią w jej biurko. - Może za mało w życiu widziałaś, co?
Ktoś z tyłu znów parska.
- Wystarczy... - Zaczyna stukać końcówką widelczyka w zęby. - że widziałam twojego, szefuńcio.
Tłum wybucha głośnym śmiechem, ale, gdy odwracam się w ich stronę z wypisanym na czole ,,zaraz was zwolnię", milkną od razu.
Kobieta wstaje z miejsca, aby dorównać mi trochę wzrostem.
CZYTASZ
PERFECT ENEMIES
RomanceCzy wrogowie mogą stać się kochankami? Charlotte McMillan 7 lat temu wyjechała z Chicago do Phoenix, aby zacząć nowe życie. Niestety, ale zostaje zwolniona ze swojego stanowiska w firmie i nie zostanie przeniesiona do nowego oddziału, więc od razu j...