32. Charlotte

7.7K 252 12
                                    

Kładę głowę na biurko, mając już dość tego dnia. Jestem cholernie zmęczona, a kolejne dni będą takie same, ponieważ grafik Oliviera jest napięty. Za chwilę ma przyjść Owen na jakąś rozmowę z Olivierem, a za godzinę Pan Williams - jeden z prawników Craiga.

Wyrzucam do kubła pusty plastikowy pojemnik po sałatce, i zaczynam przeglądać najbliższy grafik Craiga. Od połowy sierpnia do czwartego września jego plan dnia pęka w szwach, że nie mam pojęcia jak się z tym wszystkim wyrobi. Na wolną godzinę od ósmej do dwudziestej pierwszej nie ma nawet co liczyć.

Słyszę piknięcie windy, a następnie rozsuwanie drzwi.

- Szarlotka! - Owen idzie w moją stronę z uniesionymi rękoma. - Jak leci? Jak wypad do Włoch? - porusza zabawnie brwiami, a ja doskonale wiem, o co mu chodzi.

- Owenuś! - wstaję od biurka z uśmiechem prosto z horroru. - Jak miło cię widzieć. Nie miałeś przyjść dopiero za pięć minut? - pytam uszczypliwie.

- A co to za różnica? Przyjaciel zawsze znajdzie dla mnie czas - wzrusza ramionami kierując się do jego gabinetu.

- Macie godzinę - odpowiadam mierząc w niego palcem, po czym znów siadam na swoim biurowym fotelu.

Mężczyzna mi macha na odchodne, wyciągając z kieszeni spodni telefon. Później słyszę jak z rozmachem otwiera drzwi gabinetu i je z powrotem zamyka.

***

Równo dwadzieścia trzy minuty później z windy wychodzi postawny mężczyzna po pięćdziesiątce, z teczką w ręku. Uśmiecha się do mnie promiennie, po czym podchodzi do mego miejsca pracy.

- Dzień dobry, panno McMillan. Przyszedłem na spotkanie z panem Olivierem Craigiem.

- Dzień dobry, panie Williams. Proszę, aby poczekał pan jeszcze chwilę, ponieważ pan Craig ma jeszcze spotkanie - Uśmiecham się uprzejmie swoim wyrobionym przez te wszystkie lata uśmiechem.

- Oczywiście. Ale czy mogłaby pani spytać pana Craiga, ile to jeszcze mniej więcej potrwa? Przesunęło mi się kilka spotkań, a za półtorej godziny powinienem być na następnym.

Co oni mają dzisiaj z tym przychodzeniem przed czasem?

- Oczywiście, panie Williams - uśmiecham się... cierpko.

Wstaję od biurka i zmierzam w stronę biura Craiga, który na stówę nie będzie zadowolony z mojego wtargnięcia. Naciskam klamkę, ale przeczucie mi mówi, abym jedynie uchyliła drzwi.

- Nie możesz tego cały czas ukrywać, stary! - któryś uderza pięścią w blat. - Charlotte zasługuje na prawdę. Przecież doskonale wiesz, że miała być prezesem oddziału w Chicago!

Owen.

Nastaje chwila ciszy, a po niej pełne napięcia westchnienie.

- Nigdy się o tym nie dowie - słyszę głos, który należy do Craiga. - Masz nigdy się nie wygadać, Owen. Nigdy. - nie widzę ich, ale jestem pewna, że patrzy na niego wściekle.

- Olivier...

- Nie! Owen, kurwa. McMillan nie może się dowiedzieć, rozumiesz?! - słyszę uderzenia o podłogę jego butów. - Jeżeli dowiedziałaby się, że to przeze mnie straciła pracę... Nie wybaczyłaby mi.

Prze-przez... Przez niego?

- Znienawidzi cię, jeżeli dowie się później.

- Już mnie nienawidzi - znów chwila ciszy pełna napięcia, którą przerywa chrząknięciem. - Zapłaciłem im kilka milionów za jej zwolnienie. Tylko po to, aby była w dupie, i musiała zacząć pracę u mnie. Tak bardzo chciałem zepsuć jej życie, że pozbawiłam jej szansy na zostanie pierdolonym szefem.

Mrugam kilka razy. Przełykam ciężko ślinę, tracąc równowagę. Robi mi się słabo, kręci mi się w głowie, serce wali jak szalone i...

Pęka na kawałki.

Rozpada się jak szklana szyba, która miała być kuloodporna. Jak coś, co miało być trwałe. Moje serce miało być jak kamień, a nie jak kartka papieru.

- Nie może się dowiedzieć, Owen. Nie teraz, gdy w końcu...

Nie słucham dalej jego słów. Zamykam cichutko drzwi, a następnie nabieram powietrza do płuc i zamykam oczy, by powstrzymać paskudne łzy.

Przybieram zawiedzony wyraz twarzy - zakładam maskę, aby przekazać Williamsowi, że niestety, ale musi poczekać. Stukot szpilek odbija się od ścian piętra, gdy idę szybkim krokiem w stronę prawnika.

- Przykro mi. Pan Craig ma ważne spotkanie. - Drżący głos przejmuje nade mną kontrole, więc czym prędzej muszę uciec do łazienki. - Przepraszam na moment.

Biegnę do łazienki i zamykam się na klucz. Podbiegam do umywalki i nie zważając na makijaż, odkręcam wodę, aby przemyć twarz zimną wodą. Łzy ciekną mi z oczu strumieniami, choć doskonale wiem, że nie powinny.

To on zniszczył moje dawane życie.

Olivier zaprzepaścił moją szansę na bycie prezesem w nowym oddziale. Chciał, żebym straciła swoją szansę - i tak się stało.

Nie mówił mi prawdy.

Kłamał.

Olivier cały czas kłamał.

Kłamał i będzie to robić nadal.

I w tym momencie, gdy stoję przed lustrem z rozmazanym tuszem do rzęs pod oczami, uświadamiam sobie, że się zakochałam.

Zakochałam się we własnym wrogu.

Kurwa, jestem skończona.

PERFECT ENEMIES Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz