1. Zagubiona owieczka

257 16 21
                                    

CZĘŚĆ PIERWSZA - PRÓBA MORDERSTWA 

///

Dante ociera krew z wargi. Nie spodziewał się aż tak mocnego uderzenia w szczególności, że zwierzę nie wygląda na szczególnie silne. A jednak w przypływie zaskoczenia i chwilowego szoku zatoczył się do tyłu. 

–  Dante! Nic ci nie jest? 

– W porządku – odpowiada, łypiąc złowrogo na owcę, która z radosnym beczeniem podbiega do mężczyzny. 

– Jesteś pewien, że to ją chcesz? Mam jeszcze inne, jeśli... 

– Nie, ta jest odpowiednia. Wezmę ją od razu. 

Starszy mężczyzna wzrusza ramionami, bo po tylu latach współpracy zdążył się nauczyć, że jeśli Dante coś postanowi, to nie ma sensu się z nim spierać. Dante bierze jagnię na plecy i zanosi do przyczepy, którą kupił właśnie na takie okazje. Idealnie sprawdza się w zimie, gdy trzeba przewieźć zwierzęta, nie narażając ich tym samym na niskie temperatury. Zima w Norwegii nieraz potrafi zaskoczyć samego rdzennego mieszkańca, więc każdy, a tym bardziej hodowcy muszą być przygotowani na każdą ewentualność. Zamyka drzwi, a następnie podchodzi do mężczyzny. 

 – Jakbyś miał jakieś trudności, to zadzwoń – mówi, przyjmując plik banknotów. 

Dante ma ochotę wywrócić oczami, bo dobrze wie, że to się nigdy nie stanie. To nie tak, że nie ma telefonu. On go po prostu go nie używa, bo nie odczuwa takiej potrzeby. Po co ma dzwonić, gdy może załatwić sprawę osobiście? Zresztą kable telekomunikacyjne często zamarzają, więc nawet gdyby chciał to nie wiadomo czyby, to się udało. Ale nie chce i nie wie, co musiałoby się stać, żeby zmienił zdanie. Wraca do samochodu i odpala silnik. 

Czeka go długa jazda przez coś, co równie dobrze mogłoby robić za szlaczek narysowany przez dziecko. Niestety droga trolli, którą będzie musiał po raz kolejny tego samego dnia jechać nie jest bazgrołem przedszkolaka, a rzeczywistą trasą. Nie, żeby zakręty sprawiały mu trudność, ale zdecydowanie łatwiej się po niej jedzie, gdy nie ciągnie się za sobą przyczepy ze zwierzęciem. Sam też chciałby dojechać w jednym kawałku i nie przeżywać mini ataków serca za każdym razem, gdy jakiś kretyn jedzie po tej trasie nieprzepisowo. Włącza radio, które zawsze jest ustawione na tej samej stacji i ignorując beczenie przewożonego pasażera zaczyna się wsłuchiwać w wiadomości.

OSKAR BAKKER ZOSTAŁ PRZEWIEZIONY DO SZPITALA. NA CIELE LEKARZA ZNALEZIONO SZESNAŚCIE RAN KŁUTYCH. STAN MĘŻCZYZNY JEST KRYTYCZNY. SPRAWCY NIE ODNALEZIONO. PODEJRZEWA SIĘ, ŻE TEŻ MOŻE BYĆ RANNY. INFORMACJE ŚWIADKÓW PROSIMY KIEROWAĆ POD NUMER... 

Wyłącza radio. 

Oskar Bakker... gdzieś już słyszał to nazwisko. Czy to nie on sprzed sześciu laty leczył go z nadciśnienia? Tak, to musi być on, bo innego Oskara Bakkera nie zna. Czym musiał podpaść kardiolog, żeby zasłużyć sobie na szesnaście dźgnięć? Z tego, co kojarzy to mężczyzna szczycił się nienaganną opinią dobrego specjalisty. Pamięta, że na biurku trzymał zdjęcie z piękną żoną, dwiema córkami i wielkim, czarnym nowofundlandem. Czyżby dobra opinia była tylko pozorna?

Potrząsa głową. To nie jego sprawa i nie powinno go to interesować, ale nawet pomimo tego towarzyszące mu uczucie niepokoju wzrasta, gdy tylko przekracza tabliczkę z napisem Valldal informującą, że za niedługi czas znajdzie się w swojej samotni z dala od rannych lekarzy, zbiegów i płonących kościołów, których ostatnio, ku uciesze duchownych, jest coraz mniej. Nie, żeby płonące kościoły go jakoś szczególnie interesowały, bo nawet nie interesują go te, które nagle nie stają w ogniu. Za bardzo ceni sobie spokój i wolałby po raz kolejny nie witać na swoim progu policji jak to miało miejsce w przeciągu ostatnich kilku lat. Jeżeli byłby fanem black metalu, to sam oddałby się w ich ręce, bo już samo słuchanie takiej muzyki powinno podchodzić pod paragraf. Z rozmyślań wyrywa go ostre szarpnięcie samochodu. Dodaje gazu, co nie jest dobrym posunięciem, bo pojazd natychmiast gaśnie. 

Tam, gdzie milczą owceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz