25. Przyszedłem cię zabić

20 2 0
                                    

Dante wymiotuje na trawę.

Podczas całej opowieści chłopaka zwymiotował trzy razy. Wszystko, co wcześniej zjadł, opuściło już dawno jego żołądek. Teraz próbował się pozbyć jedynie wielkiej guli, która nie chciała wyjść, a która blokowała mu dostęp powietrza.

Mężczyzna ociera usta rękawem i patrzy przed siebie.

Zaczyna już świtać. Noc przechodzi w chłodny poranek spowity delikatną mgiełką oplatającą drzewa, kwiaty i rozciągające się w oddali góry.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – choć Dante nie chce brzmieć oskarżycielsko, mimowolnie jednak to robi. – Wtedy, gdy dałem ci kakao. Dlaczego nie powiedziałeś?

– A uwierzyłbyś mi?

Czy uwierzyłby dziecku, które twierdziłoby, że jeden z najbardziej znanych i szanowanych kardiochirurgów w całej Norwegii dopuszcza się na nim takich okropnych rzeczy?

Najprawdopodobniej nie.

– Bałem się – mówi chłopak, chowając głowę pomiędzy kolanami – Bałem się to powiedzieć, nie tylko ze względu na to, że kto mógłby mi nie uwierzyć. Bałem się, że gdy ktoś się dowie to będzie się mną brzydzić.

– Jak można się tobą brzydzić? – ton Dantego mięknie – Jesteś najpiękniejsza osobą, jaką, kiedykolwiek poznałem.

– Ty też, Dante. Ty też – odpowiada cicho i unosi głowę, jednak nie patrzy na mężczyznę – Powiedziałem ci wszystko, a teraz po prostu chcę byś o tym zapomniał. Tej rozmowy nigdy nie było.

– Nie mogę tego zrobić – mężczyzna kręci zdecydowanie głową – Nie po tym, czego się dowiedziałem. To nierealne.

– Oczywiście, że realne – chłopak wstaje z trawy i otrzepuje spodnie – Wystarczy, że będziesz udawał, że o tym nie wiesz. Po prostu bądź, taki jak zawsze, bez tego cholernego współczucia w oczach.

– Przepraszam, ale nie mogę – mężczyzna również wstaje z trawy – Mam w tym swój udział. Nie wymażesz mi wspomnień.

– To, co proponujesz? – chłopak niebezpiecznie zwęża oczy w wąskie szparki.

– Sam nie wiem – wzdycha przeciągle – Szczerze mówiąc, jestem kurewsko zmęczony i jedyne, o czym jestem teraz my myśleć to o spaniu.

Ares się wzdryga, bo Dante bardzo rzadko przeklina. Robi to tylko w wyjątkowych sytuacjach, a ta sytuacja, w której obaj się znajdują... cóż, jest bardzo wyjątkowa. Chłopak sam bardzo chciałby porzucać kilkoma epitetami, rozpłakać się, a potem przytulić się do mężczyzny i nigdy go nie puszczać. Ale nie może. Ogranicza się jedynie do chłodnej i rzeczowej informacji:

– Nic dziwnego, jest chyba coś po czwartej rano.

– Po prostu chodźmy spać. Podobno noc rozwiązuje wszystkie problemy.

Pomijając to, że noc już dawno minęła, a nastał ranek.

Pomijając to, że noc nie rozwiązuje problemów, a tylko je stwarza.

Pomijając to, że obaj za kilka godzin zaniosą się płaczem tak ogromnym, że nawet wodospady się zawstydzą.

– Dobrze, Dante – odpowiada jedynie – Chodźmy spać.

***

Mężczyznę budzą leniwe promienie wiosennego słońca wpadającego przez zakurzone szyby. Przeciąga się, mruczy, jak to ma w zwyczaju i ręką szuka śpiącego obok chłopaka. Natrafia, jednak na puste i chłodne prześcieradło. Przesuwa dłonią dalej, jakby w nadziei, że Ares śpi zwinięty w kłębek i leży na skraju łóżka. Ale tam też go nie ma. 

Wstaje i idzie do kuchni, by jak co rano wypić swoją gorzką, czarną kawę. Odpala papierosa i wygląda przez okno. Jest południe. Chłopak pewnie wyszedł od razu, gdy tylko Dante zasnął. Teraz już mógł być u Sofie. Albo u Bakkera. Albo na komisariacie policji. Albo leżał gdzieś martwy. Jest wiele opcji, co mogło się przez te kilka godzin stać z Aresem. Niestety żadna z nich nie jest optymistyczna.

Spodziewał się tego. Od samego początku ich relacji wiedział, że ten dzień kiedyś nastąpi. Nie sądził jednak, że będzie to tak szybko i że chłopak nawet się z nim nie pożegna. Wystarczyłby głupi list, zwykła karteczka, nawet taka, jaką zostawił mu, gdy pojechał do Sofie. Tymczasem nie zostawił po sobie nic.

Zupełnie, jakby nigdy go tutaj nie było.

***

Dziewczyna podaje mu małe zawiniątko i krzywi się.

– Nie wiesz, nawet jak bardzo trudno było to zdobyć.

Tam, gdzie milczą owceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz