3. Wiadomość

13 1 0
                                    

To było niczym wiadomość...
Wiadomość, która przyprawiała ją o dreszcze.
Wiadomość z pozoru niewinna mimo, że wcale taka nie była.
Wiadomość, która znaczyła więcej niż gesty.
Wiadomość o nieszczęsnym wypadku.

~~~~~

Strach to jedna z emocji, których w sobie nie lubię. Gdy byłam mała wszystko wydawało się takie kolorowe, pełne szczęścia, ale później doznałam okropnego wstrząsu. Po nim bałam się każdej drobnej rzeczy. Jednak najbardziej przerażało mnie moje odbicie, ja.

Rozglądałam się spanikowana na boki, dokładnie przyjrzałam się każdemu detaliści ulicy, ale wyglądała tak samo, jak zawsze. Żadnego ruchu w pobliżu, czy nawet odgłosu. Pusta droga i głucha cisza.

Jeszcze raz spojrzałam na liścik w mojej dłoni, przeczytałam go jeszcze dwa razy, później będąc w domu jeszcze dziesięć razy. Nie mogłam dotrzeć o co chodzi, a przede wszystkim kto mi to dał. Może to pomyłka? Ale gdyby tak było, to liścik leżałby samotnie, a nie z lawendą. Znam tylko dwie osoby, które wiedzą o tej roślinie to co ja. Jedna z nich... Cóż jednej z nich już nie ma, a druga nawet nie utrzymuje ze mną kontaktu. Aczkolwiek po dokładniej analizie, nawet gdybym chciała, nie jestem w stanie określić czyja to robota.

Siedziałam przy blacie w kuchni, trzymając w jednej ręce tą kartkę, a w drugiej niedopieczonego tosta z serem i szynką. Prawie ugryzłam papier zamiast chleba, ale w porę się opamiętałam. Dokończyłam śniadanie, popiłam herbatą i otumaniona wdrapałam się po schodach do pokoju. Musiałam ubrać się do pracy, a każdy mięsień mojego ciała mówił ,,NIE". W normalnej sytuacji bym się zgodziła, gdyby nie to, że dzięki tej robicie zarabiam na życie.

Wybrałam koszulkę z logiem pizzerii, do tego kawowe spodnie, niebieską katanę z ozdobnymi naszywkami i czapkę, również reklamującą pizzerię. Zabrałam z fotela przy biurku torbę z rzeczami na zmianę, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zbiegłam na dół, chwyciłam kluczyki do Petunii i telefon. Opuściłam dom, uprzednio go zamykając, wsiadłam na skuter i pomknęłam do pracy.

Zadziwiające, jak pusta jest dzisiaj moja dzielnica, tak jakby nikogo nie było. Olałam to, bo szczerze nie obchodzą mnie sąsiedzi, tak samo jak ja ich.

Skręciłam w ulicę, gdzie znajduje się restauracja. Ponownie byłam w lekkim szoku, normalnie dwóch stałych klientów stoi i czeka na otwarcie, a dziś nawet ich nie było. Zwolniłam, gdy byłam bliżej budynku, a później zaparkowałam na moim miejscu.

Nie przeszłam kilku kroków nim zorientowałam się, że faktycznie jest coś nie tak, bo lokal był zamknięty. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na godzinę.

— No kurwa chyba żart. — warknęłam, gdy na wyswietlaczu pojawiła się godzina, nie byle jaka. — Poważnie jest piąta dwadzieścia?! — jęknęłam głośno, uderzając daszkiem o ścianę.

Dlaczego ja wcześniej nie spojrzałam na zegarek? A no tak, pierdolony liścik.

Westchnęłam głęboko, po czym usiadłam na pobliskim murku, wyciągając paczkę Winstonów. Wygrzebałam też moją ulubioną zapalniczkę w pandy, podpaliłam jednego i się zaciągnęłam. Dym wypełnił moje płuca, przyjemnie drapiąc. Na ogół nie paliłam dużo, jedna paczka starczała mi na dwa tygodnie, a przy naprawdę spokojnym okresie na trzy. Co nie zmienia faktu, że zaczęłam w bardzo młodym wieku, miałam może czternaście lat. Podkradałam sąsiadce, gdy sprzątałam u niej. Później płaciłam menelom, którzy z tych kilku groszy się cieszyli, a ja miałam nową paczkę. A dalej już się samo potoczyło...

Wtedy byłam w ogromnym dołku, przeżyłam coś okropnego i... Średnio dwa razy w tygodniu chodziłam po fajki, a dokładniej spore ich ilości. Paczka dziennie do było maksimum. Na szczęście w porę się ogarnęłam. Miałam rzucić, ale jakoś nie jestem w stanie.

Revenge [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz