11. Początek planu

8 0 0
                                    

To było niczym uśmiech...
Uśmiech, który mu posyłała, gdy był mały.
Uśmiech jest jego największym wrogiem.
Uśmiech, który starał się u niej wywołać.
Uśmiech był w stanie pokazać tylko jej.

~~~~~

Samuel

Znowu nie mogę spać.

Te jej usta, malinowe, cholernie dobre.

Ta dziewczyna ma być, do chuja, tylko pieprzoną kartą przetargową, niczym więcej. Ale chęć pocałowania jej była silniejsza niż ja. Ona pewnie nic nie będzie pamiętać, jednak mnie to zżera od środka, a spać nie mogę od dwóch godzin.

Kręcę się z boku na bok, myśląc jak nie przepaść dla jakiejkolwiek relacji z tą dziewczyną. Jednak udawanie tego wszystkiego okazuje się znacznie trudniejsze niż się wydawało. Gdyby tylko nie była aż tak pociągająca wizualnie, to w ogóle nie byłoby problemu, ale jej ciało... Cholera bajka. Na samą myśl o jej krągłych pośladkach i tej talii, krew spływa mi na dół.

O siódmej muszę się stawić w warsztacie, jest piąta, będę zadowolony, jak w ogóle dam radę tam dotrzeć.

Wiedząc, że już raczej nie zmrużę oka, poszedłem prosto pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę, która w mig mnie rozbudziła, ostudzając erekcję. Odchyliłem głowę do tyłu, pozwalając kropelkom spływać po moim brzuchu. Oparłem dłonie na kafelkach, gdy dziwne rzeczy zaczęły się pojawiać w mojej głowie. Mianowicie ona, wypięta w moją stronę, prosząca o mnie całego.

— Kurwa... — zakląłem pod nosem, oddychając szybciej. Nie mogąc się opanować, złapałem za swojego kutasa i zacząłem go pocierać. Z każdą sekundą coraz szybciej.

Kolejne wizje wlatywały jedna po drugiej, tworząc popierdolone scenariusze. Byłem jeszcze bardziej sztywny, a po chwili doszedłem z głośnym warknięciem i jej twarzą przed oczami.

Opłukałem się dokładnie, wyszedłem z kabiny i owinąłem biodra ręcznikiem. Wstałem, a raczej zwlokłem się z łóżka najszybciej, pozostali jeszcze śpią. Prawdopodobnie jako jedyny będę pracował, bo reszta niestety musi wyleczyć kaca. Szczególnie Simon, który wypił chyba najwiecej w całym swoim życiu, miał doborowe towarzystwo. Ten kolega Kiary jest ciekawy, dużo gada, ale nie w irytujący sposób, co chyba podobało się Simon'owi, bo nie odstępował go na krok.

Sam uwielbiałem imprezy, ale ta jakoś nieszczególnie mi podeszła, może to ze względu na nią?

Szybko się ubrałem, wypiłem duży kubek kawy i ruszyłem do warsztatu. Chłód owiał moje ramiona, a promienie słońca ledwo wychodziły zza innych budynków. Otworzyłem metalowe drzwi, wchodząc do środka. Przebrałem się w roboczy kombinezon, zabierając się za naprawianie samochodu.

*

Po jakiś dwóch godzinach rzuciłem klucz francuski do skrzynki, podnosząc się z ziemi. Gdy przecierałem twarz ze smaru, ktoś wszedł do środka i głośno chrząknął.

Odwróciłem ku niemu głowę, marszcząc brwi.

— Co tu robisz? — zapytałem, czując jak napinają mi się mięśnie.

— Szef chce Cię widzieć, jeszcze dzisiaj.

— Blake, nie rób w chuja, mów co chce.

— No mówię, po prostu się tam staw, najlepiej teraz. — jego wzrok uciekał co i rusz w bok, co świadczyło, że od tego zależy jego życie. Oczywiście, sam się podłożył pod bycie posłańcem, teraz ma pistolet przy głowie.

Revenge [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz