5. Petunia

14 2 2
                                    

To było niczym cień...
Cień, który ciągnął się za nią, jak druga skóra.
Cień był jej jedynym przyjacielem.
Cień, który przypominał koszmar.
Cień jej miłości.

~~~~~

Nie mogłam opanować oddechu, gdy obudziłam się w samym środku nocy. Sny o posiadłości zdarzały mi się rzadko, a ostatnio prawie wcale. Jednak w ciągu czterech dni nie mogę się go pozbyć. Zielonego pojęcia nie mam, dlaczego śni mi się akurat teraz.

Przetarłam twarz, wstałam i zeszłam z łóżka. Rozejrzałam się dookoła, to nie był mój pokój. Byłam u niej...

Nawet nie traciłam czasu, żeby zastanawiać się, jak tutaj przyszłam. Od razu ruszyłam do drzwi, opuszczając sypialnię. Pomińmy fragment, w którym prawie się zdupcyłam ze schodów i przejdźmy do tego, gdy byłam w kuchni.

Wzięłam szklankę z szafki, podstawiłam ją pod kran i nalałam wody. Opróżniłam ją duszkiem, wciąż czując zawroty głowy. Nie cierpiałam tych cholernych koszmarów.

Nie było opcji, że zasnę, nie teraz. Przeszłam do salonu, wcześniej zabierając laptopa i usiadłam na kanapie, biorąc go na kolana. Po włączeniu weszłam na przeglądarkę, wpisałam kilka nieruchomości na drugim końcu kraju. Oczywiście mogłabym poszukać gdzieś bliżej, ale chcę raz na zawsze zapomnieć o tym mieście.

Było kilka ładnych mieszkań w centrum Los Angeles, San Diego i jedno w Henderson. Oczywiście wszyscy deweloperzy chcieli mnóstwo pieniędzy, a mi zależało na spokojnym miejscu w przystępnych dla mnie cenach. Właściwie czego ja się spodziewałam po największych miastach w stanie?

Otworzyłam pocztę, a moje usta uformowały się w literkę ,,o". Wiadomość była od kogoś pod nazwą ,,anonimowy55":

Od: anonimowy55@gmail.com

Do: K.R.21.000@gmail.com

Lawenda była i zawsze będzie najpiękniejszym kwiatem. Jednak... Kiaro, czy wiesz, że jest też bardzo łatwopalna? W końcu to roślina.

Przeczytałam te kilka zdań raz jeszcze. Zmarszczyłam brwi, analizując słowo po słowie, ale nic. Postanowiłam zająć się tym rano, albo po prostu później, a teraz marzyłam, by wrócić do łóżka.

*

— Czy ty autentycznie zawsze musisz narzekać na każdą rzecz jaką ci daje? — warknęła głośno Pousley, gdy mijałyśmy kolejne alejki z sukienkami.

— A czy ty w końcu możesz uszanować moją wolę? Nie znoszę sukienek.

— I ciągle nie mogę ogarnąć dlaczego.

Wywróciłam oczami, zostawiłam ją na tym piekielnym dziale i poszłam w coś odpowiedniego dla mnie. Bluzy i dresy, tak może nie byłam zbyt dziewczęca, ale w dzisiejszych czasach nikt nie patrzy jak się ubierasz.

Na szerokim stole leżało sporo ubrań, głównie w kolorze fioletowym i zielonym. Mamy wiosnę, więc jest na to moda. Osobiście kocham te odcienie, pastelowe. Chwyciłam w dłonie kangurkę, na przodzie miała drzewo wiśni, a na plecach jakiś napis. Był to chyba chiński, mogłam się mylić, nie znam żadnego azjatyckiego języka. Wybrałam odpowiedni rozmiar i przewiesiłam ją sobie na przedramieniu, po czym ruszyłam po jakieś spodnie.

Po drodze minęłam kolejne kiecki, tym razem dużo droższe. Zatrzymałam się przy nich. Może Pous ma rację? W końcu jestem kobietą, jedna ładniejsza rzecz nikomu nie zaszkodzi. Wybrałam kilka opcji i ruszyłam do przebieralni.

Westchnęłam, ściągając czarną mini z wieszaka. Miała przyjemny materiał, podobny do weluru, ale to nie było to. Ściągnęłam z siebie swoje ubrania i nałożyłam sukienkę.

Revenge [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz