Rozdział 5

212 11 34
                                    

Harry po prostu wgapiał się w sufit. Nie wiedział co innego mógłby wykombinować w tej sytuacji. Został sam, miał własny pokój, dormitorium prefektów, ale nie czuł się dobrze.

W tym momencie wolałby być z Ronem i Hermioną. Cieszyć się powrotem do szkoły, siedzieć razem na kanapie przy kominku i rozmawiać o tym co zobaczyli w wielkiej sali po przyjeździe. Fajnie by było obgadać pół szkoły, oraz tego jak się zmienili. Powspominać stare czasy. Porozmawiać o tych których stracili. Ale nie miał takiej możliwości.

Jego znajomi akurat dzisiaj postanowili być źli na cały świat i nie odzywać się do siebie nawzajem.

Wzdychając głęboko podniósł się na łokcie na materacu i rozejrzał po przytulnym pokoju. Był on średniej wielkości, idealny dla jednej osoby. Na środku pod ścianą znajdowało się spore łóżko, otoczone bordowym baldachimem z grubego materiału. Drewnianą podłogę pokrywał ciemnoczerwony dywan, zakończony złotą nicią, a wzdłuż jednej ze ścian ciągnęła się szeroka, wysoka szafa, najwyraźniej na cały dorobek chłopaka. Wystarczyło również obejrzeć się na drugą ścianę, by zobaczyć ciężkie biurko, wyglądające wygodnie krzesło, obite ciemno złotym materiałem. No i najważniejsze. Wielkie, zamkowe okno. Z którego miał wrażenie widzieć naprawdę całe niebo.

O tej godzinie było na zewnątrz czarno, ale właśnie to znaczyło, że było najpiękniej. Niby taka mała rzecz, a tak cieszyła.

Szkoda tylko, że Potter przez to wszystko poczuł się znowu samotny...

Nie chcąc jednak za długo myśleć o smutnych rzeczach, wstał z łóżka, rozkoszując się miękkim dywanem, na którym wylądowały jego stopy. Chciał się zająć rozpakowaniem walizek, które stały obok biurka, oraz tuż obok drzwi wejściowych, jednak przez chwilę musiał pomacać dywan palcami stóp. Poruszał nimi po mięciutkich włuknach, uśmiechając się sam do siebie. Chociaż w ten sposób mógł poprawić sobie humor.

Podczas rozpakowywania się, co zajmowało mu całkiem sporo czasu, biorąc pod uwagę fakt, że nie miał ze sobą aż tyle rzeczy, usłyszał dźwięk stukania w szybę. W tym świecie oznaczało to tylko jedno.

Odwracając głowę w stronę okna nie zdziwił się specjalnie. Po drugiej stronie szyby, machając szybko skrzydełkami, znajdowała się mała sóweczka. I to naprawdę nie byle jaka sówka. Należała ona do Gin. Wyraźnie poznał ją po pięknych szarych piórkach, spod których dało się zobaczyć niebieski meszek. Ruda byla wielce dumna, że udało jej się zdobyć ptaszka o tak wyjątkowym umaszczeniu, często chodziła z nią na ramieniu.

Widząc małą podopieczną swojej kobiety, Potter bez zastanowienia wstał i poszedł do okna, by otworzyć je. Chciał wiedzieć co tam jego ukochana ma do powiedzenia. Może wszyscy się pogodzili i chcą się spotkać przed pójściem spać? Wszyscy wiedzieli, że prefekci mają pozwolenie na łażenie nocą po korytarzach zamku. Co jeśli chcieli by przyszedł i spędził z nimi wiele godzin na śmianiu się przy kominku?

Mała sówka szybko usiadła na biurku i wystawiła zgrabnie nóżkę, by pozwolić Potterowi wziąć mały zwitek pergaminu, zapisany od wewnętrznej strony zgrabnym pismem najmłodszego dziecka Weasley'ów.

Powoli odczytując tekst, czuł jak uśmiech, który dopiero co pojawił się na jego twarzy, zaczyna jeszcze wolniej znikać.

Harry. Rozumiem twoje podenerwowanie całą sytuacją, która zdarzyła się w pociągu. Dalej nikt ze sobą nie rozmawia, Hermiona i Ron nie chcieli nawet na chwile razem usiąść. Ale nie ważne. Możemy spotkać się w ten weekend w Hogsmeade? Obiecałeś mi randkę.

W tym momencie Potter całkiem nie wiedział co powiedzieć. Po pierwsze, to co właśnie przeczytał wcale nie było dobrą nowiną. A po drugie, dalej nie chciał widywać się z Ginny. Cieszyłaby go myśl spędzenia czasu z przyjaciółmi, jednak jej obecność wywoływała nieprzyjemny stres.

Amortencja | 𝑑𝑟𝑎𝑟𝑟𝑦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz