Rozdział 18

193 12 8
                                    

- Ron? Co ty tu robisz? - Zapytał Potter, przekraczając próg salonu. Zdziwił się ogromnie widząc swojego najlepszego przyjaciela na środku pomieszczenia, czekającego jak na skazanie przed bandą ślizgonów z Luną pomiędzy. Był to zdecydowanie zabawny widok zważywszy na fakt, że wężowi uczniowie rozłożeni na kanapach i fotelu wyglądali na szczerze zainteresowanych tym co właśnie mówił im Weasley.

- Harry, dobrze że już wróciłeś. - Rudy najwyraźniej bardzo się ucieszył przybyciem prefekta, gdyż od razu na jego widok wykrzywił twarz w szczerym uśmiechu. Ale oczy miał zaskakująco smutne. Szczerze za coś chciał przeprosić.

Potter znał jego dumę, ale wiedział również, że gdy potrzeba, syn lwa potrafił zachować się jak należy. I dało się to zobaczyć zaraz po tym jak za plecami Harry'ego do pomieszczenia wszedł również wyraźnie przybity Malfoy. Z zaskoczeniem spojrzał na rudzielca, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do obecności kogoś spoza swojej ekipy. Oprócz znajomej prefekta Hufflepuffu nikt tu raczej nie przychodził. Tylko bruneta i Lunę czasem odwiedzali Hermiona i Neville.

- Bardzo się cieszę, że jesteś. - Zaczął Ron i szybko paroma krokami zbliżył się do przybyłych, stojąc twarzą w twarz z blondynem. - Chciałem przeprosić za Ginny. Jej zachowanie nie było tym co powinna reprezentować. Zachowała się okropnie. - Wyrecytował Weasley, z zadziwiająco rozsądnym tonem. Słysząc te słowa nawet zielonooki musiał szerzej otworzyć oczy, nie do końca rozumiejąc co się właśnie przed nim wydarzyło.

Z jednej strony był bardzo dumny z przyjaciela, że zachował się w tak dojrzały sposób, jednak zastanawiał się jak to się stało, że człowiek, którego traktował jak brata tak szybko zmieni nastawienie. Nienawidził ślizgonów najbardziej z ich całej trójki. A teraz przyszedł z podkulonym ogonem i robił za wzór na tle rodzeństwa.

- Chyba czegoś nie rozumiem. - Zaczął arystokrata stojący zaraz po prawicy Pottera. Jego szare oczy na chwilę poszybowały w kierunku mężczyzny, z którym jeszcze niedawno przeżywał te niesamowite chwile, jednak widząc brak zainteresowania tylko mocniej zacisnął szczękę, starając się nie wybuchnąć.

A Harry to widział. Może starał się nie patrzeć, ale widział wyraźnie każdy odruch blondyna, czy jego reakcje na słowa swojego przyjaciela. W głębi serca układał sobie swoje myśli, rozdzielając je na te prawidłowe, oraz marzenia, którymi nie powinien się kierować. W stronę tych wyimaginowanych zachcianek szły właśnie takie chwilę jak te które przeżył w zakazanym lesie.

Stojąc na przeciwko swojego rudowłosego kompana tak bardzo zrozumiał, że nie chciał stracić swojej magicznej rodziny. Tego głupkowatego uśmiechu Ronalda, na którego ostatnimi czasy leciało coraz więcej dziewczyn. Czy tego jak Molly zajmowała się nimi w wakacje. Jak Artur bronił ich walecznie, jakby Potter naprawdę należał do rodziny.

Nie wiedział jak ma połączyć te dwa światy razem.

- Ty mnie przepraszasz? Ty nas nienawidzisz. - Wycedził Draco. Najwyraźniej to naprawdę całkiem nie mieściło mu się w głowie. Zresztą nawet po jego twarzy było widać, że wygląda jakby stanęła przed nim niedźwiedzica w spódnicy i zaczęła tańczyć kankana.

- Tak... - Przyznał piegus kiwając powoli głową, zgadzając się całkowicie że stojącym przed nim mężczyzną.

- Ale Harry z jakiegoś powodu stoi po waszej stronie. A jest moim przyjacielem. Skoro on widzi czegoś czego ja nie widzę, powinienem spróbować spojrzeć na to z jego perspektywy. To nie jest tak, że nagle was uwielbiam. - Oznajmił chłopak, zaciskając dłonie na krawędzi swojego podartego swetra, który najpewniej był jeszcze po starszym bracie. Wyglądał niepewnie stojąc w salonie pełnym ślizgonów, jednak najwyraźniej nie przestraszył się tego wyzwania. Podjął się i postanowił powiedzieć to co myśli.

Amortencja | 𝑑𝑟𝑎𝑟𝑟𝑦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz