Sobota zazwyczaj dla wszystkich uczniów była raczej wydarzeniem szczęśliwym. Weekend nikomu nie kojarzył się źle, chyba, że uczniom, których złapał szlaban. Wtedy te dwa dni były koszmarem. Co nie zmieniało faktu, wolne było wolnym. W dosłownym tłumaczeniu.
Jednak nie dla wszystkich był to taki obiecujący w szczęście czas, nawet jeśli nie miało się szlabanu. A na pewno uczniem pod który podlegał ten mały podpunkt zapisany drobnym maczkiem pod spodem umowy był Harry Potter, stojący w bramie ubrany w luźne jeansy oraz czarną bluzę wkładaną przez głowę. Nie ubierał się bardziej dostojnie bo nie uważał, by to miało jakiś sens. I tak nie wiedział sam co ma założyć tego dnia. Wieczór wczesniej Neville doradzał mu co prawda jakiś "look" ale z tego co dyktował mu blondyn, zielonooki nie mial nawet w szafie. Skąd by wziął skórzaną kurtkę.
Więc jedyne co mógł już zrobić to po prostu przytargać swoje cztery litery pod wielkie wejście do zamczyska, skąd mieli spotkać się z Ginny. Ruda wieczorem wysłała mu sowę z informacjami gdzie i jak mają zaplanowane spotkanie, czyli coś bardzo dla niej typowego. Wyznaczyć cel i go osiagnąć. I naprawdę miał nadzieję, że on nie miał być wisienką na torcie w tym planie. Jej ambitna głowa nie pozwoliłaby odpuścić za żadne skarby świata.
Tego dnia od rana było nieco chłodnawo, więc wsunął dłonie w kieszenie spodni, zaciskając je w pięści, w podenerwowany sposób. Sam zastanawiał się jak będzie wyglądać ta randka i czy był gotowy na spotkanie z przeznaczeniem. Hermiona zmusiła go dzień wcześniej do przyznania się Weasley'ównie o swoich uczuciach, ale sam nie wiedział, czy będzie w stanie zrobić coś takiego. Wiewióra była silną i zdecydowaną osobą, ale pamiętał jaka chodziła zapłakana po swoich nieudanych związkach. Wchodziła dość namiętnie w kolejne relacje, szukając szczęścia. Czyli jednym słowem całkowicie inaczej niż żył Wybraniec. On zdecydowanie wolał życie samotnika. Lub chociaż znalezienie tej jednej jedynej osoby.
Stojąc tak w zamyśleniu nawet nie zauważył, że tuż obok niego przeszła grupa znajomych. Nie duża, tylko cztery osoby. Jednak dalej za mała by zajęty tym przejętym myśleniem, bliznowaty zwróciłby uwagę. Jak wielkim zaskoczeniem więc było dla niego, gdy jego zielone oczy spotkały się z adidasami na czyichś stopach. Schludne, zadbane i wyraźnie drogie buty, ze srebrnymi akcentami, niemal błagały by spojrzeć na ich dostojnego właściciela. A gdy tylko to zaciekawione spojrzenie poszybowało wyżej, unosząc za sobą całą głowę, Potter zobaczył przed sobą nikogo innego jak Malfoya. Chłopak patrzył z dziwnym błyskiem w tych chłodnych tęczówkach, które dosłownie w chwilę sprawiły, że przez kręgosłup bruneta przeszedł silny dreszcz. Prawie sam się zakołysał.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Starasz się pokonać jakiś rekord w miernocie, Potter? - Zapytał a z jego pełnych ust dało się słyszeć dziwną emocję. Jak na takie słowa, Harry raczej spodziewał się czegoś na wzór kpiny, gdyż właśnie to najlepiej pasowało, jednak nie. Coś było innego.
To nie zmieniło jednak faktu, że ta uwaga nie spodobała się gryfonowi. Dopiero co miał wrażenie, że Draco starał się jakoś zmienić. Jednak najwyraźniej źle myślał. Był to ten sam gówniarz co parę lat wcześniej.
- Jeszcze ty się napatoczyłeś? - Warknął odwracając się plecami do blondyna z zamiarem odejścia. Jakież więc było jego zdziwienie gdy nie udało mu się postąpić nawet o krok. Silna dłoń zacisnęła się na jego ramieniu powstrzymując gryfona przed odejściem.
- Serio mówię, że źle wyglądasz, idziesz do Hogsmeade? Nie jesteś chory? - Draco nie ustępował. Ale ten cudowny wierszyk z jego ust nie pomagał. Gdy zielonooki odwrócił się mierząc blondyna szorstkim spojrzeniem, zastanawiał się czy po prostu nie rzucić się na niego i nie wyżyć tych wszystkich emocji na jego buziuni.
CZYTASZ
Amortencja | 𝑑𝑟𝑎𝑟𝑟𝑦
FanficHarry od zawsze tak bardzo skupiony był na ratowaniu czarodziejskiego świata, że sam zapominał o własnych potrzebach. Wszystko szło z automatu. Przyjaźń z Hermioną i Ronem, dołączenie do gwardii Dumbledora, wygranie wojny i oczywiście związek z Ginn...