PROLOG

64 2 2
                                    



     - Na pewno nie chcesz, abym cię odwiózł? - zadał to pytanie po raz kolejny w ciągu dziesięciu minut.

- Na pewno kochanie, potrafię sama dotrzeć do domu. - zapewniłam go wciągając na nogi swoją czarną spódniczkę czując na sobie uważne spojrzenie mojego chłopaka, który ciągle leżał na łóżku.

- Mam szczęście, że Henry wie jak bardzo potrafisz być uparta, inaczej już dawno byłoby po mnie. 

Zaśmiałam się na jego słowa. Moi rodzice uwielbiali Matt'a, nie mieli problemu z tym,  że sama wracam od niego po nocach. Kazali mu zwracać się do nich po imieniu, pozwalali zostawać u nas na noc, a nawet pomieszkiwać przez kilka dni, gdy sytuacja w jego domu go przerastała. 

Cóż, może zmieniliby zdaje wiedząc ile razy byłam zmuszona zasłaniać siniaki, które mi nabił po swoim wybuchu agresji albo kiedy znów wciągał jakieś białe świństwo, po którym odbierało mu zdrowy rozsądek. 

Nie miałam mu tego za złe. Kochałam tego chłopaka, oboje byliśmy wybuchowi. Wiedziałam, że gdybym potrafiła ugryźć się w język to często uniknęłabym jego ciężkich ciosów oraz następujących po nich awantur, płaczu i przeprosin. 

Jednak najgorsze z tego wszystkiego były jego zapewnienia i obietnice, że to był już ostatni raz... Nie jestem w stanie zliczyć ile było już tych "ostatnich" razy.

- Tatko bardzo cię lubi, oboje mamy szczęście. - zapewniłam z uśmiechem. Wciągnęłam na siebie czarną koszulkę i uklękłam na łóżku nachylając się w stronę bruneta. 

- Widzimy się jutro?

Zamiast mi odpowiedzieć złączył nasze usta w pocałunku. Pieszczota wydawała się inna niż zawsze. Matt całował mnie z ogromną namiętnością, ale w bardzo delikatny sposób, jedną ręką gładził moje włosy, a drugą policzek. Wyczułam w tym jakiegoś rodzaju smutek, ale nie miałam pojęcia o co może chodzić.  Byłam przez to lekko zdezorientowana. 

Chłopak odsunął się ode mnie, a jego granatowe tęczówki uważnie zlustrowały moją twarz. Westchnął przeciągle całując mój mały zadarty nos, przez co lekko go zmarszczyłam.

- Kocham cię Lavender, pamiętaj o tym. - szepnął.

- Pamiętam. - czasami chyba aż za nadto - Ale to ja kocham ciebie bardziej Matthew. 

Zaśmiał się krótko, ale nie było w tym wesołości, pokręcił przecząco głową. 

- Mam ogromną nadzieję, że tak właśnie jest. - mruknął jakby sam do siebie.

 - Jest, możesz być spokojny. - powiedziałam z całą pewnością, którą w sobie miałam. Wydawało mi się, że w jego oczach dostrzegłam dziwny błysk bólu, jednak zniknął szybciej niż zdążył się pojawić, więc mogło mi się tylko wydawać.

- Muszę już iść.

- Odprowadzę cię do wyjścia.

Brunet podniósł się z łóżka. Wzrokiem odnalazł swoje bokserki, które wylądowały na podłodze i szybko je na siebie założył. Złapał mnie za rękę prowadząc ciemnym korytarzem do drzwi wejściowych. Znów pocałował mnie w ten dziwny sposób, jednak teraz trwało to o wiele dłużej.

- Bardzo mocno cię kocham. - powtórzył. - Będę cię kochał już na zawsze.

- Ja ciebie też. - cmoknęłam go ostatni raz w usta. - Zadzwonię jutro. 

Skinął głową, ale nie odwzajemnił mojego uśmiechu. 

Wracając do domu odczuwałam dziwny niepokój. Matt zachowywał się dzisiaj wyjątkowo spokojnie, ale miałam wrażenie, że przemawia przez niego smutek. Zastanawiałam się czym mógłby być spowodowany, jednak nic nie przychodziło mi go głowy. 

Od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz