ROZDZIAŁ 24. LAVENDER

13 1 0
                                    

     Zamknęłam drzwi na klucz, po czym oparłam się o nie zjeżdżając w dół. Łzy strumieniami spływały mi po policzkach. 

Płakałam po raz kolejny tego wieczoru.

Najpierw nasłuchałam się od Jasona, jak bardzo go zawiodłam i zraniłam, że wiedział jak to się skończy, gdy Harris wróci do miasta. Później pocieszałam Mel, na której widok także pociekło mi kilka łez, a teraz jeszcze to. 

Ucisk w klatce piersiowej był nieznośny, czułam ból w każdym zakończeniu nerwowym mojego ciała. 

Okłamał mnie. Kłamał mi prosto w oczy twierdząc, że nie złamie danego słowa. Osoba, którą darzyłam największym zaufaniem, która najbardziej mnie wspierała i troszczyła się o mnie. 

Cóż, są ludzie ważni i ważniejsi. Najwidoczniej Matthew był wyżej ode mnie w hierarchii mojego brata. 

Kolejny facet, który udowodnił mi, aby nie ufać im bezgranicznie, że słowa, składane obietnice, nic nie znaczą. 

Przetarłam twarz dłońmi jeszcze bardziej rozmazując swój makijaż. 

Przetrwam to, przetrwam to, przetrwam...

Podniosłam się, aby zmyć makijaż i przebrać w pidżamę. Oczy niemiłosiernie mnie piekły.

Wyjęłam recepty z tylnej kieszeni jeansów i schowałam je do apteczki w szufladzie zamykanej na klucz. Korzystając z okazji wyjęłam najsilniejszą tabletkę nasenną. Przez chwilę rozważałam czy nie zażyć ich więcej, ale nie mogłam narazić moich rodziców, aby znów przechodzili przez to samo. 

Wypaliłam dwa papierosy starając się nie myśleć o dzisiejszych wydarzeniach, co nie było takie łatwe. Na szczęście tabletka pozwoliła mi zapaść, prawie natychmiastowo, w mocny i beztroski sen.

* * *

Całą sobotę spędziłam w łóżku z przerwami na prysznic, korzystanie z toalety i jedzenie w swoim pokoju. 

Totalnie ignorowałam wiadomości od Matta i Nicka. Brat mi nie przeszkadzał myśląc, że pewnie chcę się zresetować. 

W niedzielę było trudniej. 

Przed jedenastą obudziło mnie pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam z łóżka, aby je otworzyć. W progu przywitał mnie uśmiechnięty Nick. 

- Cześć siostrzyczko, sprawdzam czy żyjesz.

Patrzyłam na niego beznamiętnie opierając się o futrynę. Zaskoczony moim milczenie przyjrzał mi się uważnie. 

- Wszystko dobrze? - zapytał z troską.

Minęłam wysoką sylwetkę chłopaka i ruszyłam w stronę schodów. Jak już wstałam to przydałaby się kawa. 

- Lav? - zawołał za mną. 

Wiedziałam, że będzie deptał mi po piętach. W kuchni byli już rodzice. Sięgnęłam po kubek, który tatko postawił na blat, aby wyjąć następny dla swojej żony. Postawiłam naczynie pod ekspres naciskając odpowiednie przyciski. Zdezorientowany mężczyzna rozejrzał się po kredensie.

- Hej, to mój kubek! - oburzył się, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

- Nie, to mój ulubiony kubek, który kupiłam za własne pieniądze i przywiozłam z drugiego końca kraju.

- Ale o swoim starym ojcu już zapomniałaś. - udał obrażonego. 

- Oj tatku, ja po prostu chciałam dać ci okazję do podrózy.

Wyjęłam napełnione naczynie spod dysz i ucałowałam mężczyznę w policzek. 

- Dla kogo jajecznicę? - zawołała mama odwracając się od kuchenki z patelnią w ręce.

Od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz