6

1.2K 48 3
                                    


Vania pojawił się w salonie jednej z willi swojego szefa z papierową gazetą w ręku. Przeczytał pierwszy nagłówek, od razu parskając śmiechem.

- Masz nowe przezwisko - oznajmił swojemu przyjacielowi, który w najlepsze palił blanta na rozległej sofie w swoim mieszkaniu. Oparł głowę o szeroki zagłówek, rozkoszując się mieszanką ziół. - Rzeźnik.

Ciemnowłosy uniósł zaciekawiony głowę, uśmiechając się szeroko na nowy przydomek.

- Podoba mi się - uznał, zerkając na przyjaciela, który rozłożył gazetę, by przeczytać resztę tekstu. - Nie czytaj tego gówna.

- Nie jesteś ciekawy opinii publicznej? - spytał, unosząc jedną brew do góry.

- Mam ją gdzieś.

Chłopak wzdychnął, odkładając papier na komodę i zasiadając na fotelu, naprzeciwko przyjaciela.

- Masz jakieś plany, co do dziewczyny? - ciemnowłosy uniósł głowę, posyłając chłopakowi pytające spojrzenie. - Pytam, bo znając ciebie, wpadłbyś już tam pierwszego dnia, zagroził i odebrał własność.

- Tym razem chcę się trochę pobawić - odparł, wypuszczając kłębek dymu.

- Masz zamiar ją zabić? - Vania nie próbował ukryć swojego niezadowolenia. To nie tak, że miał czyste sumienie i nikogo, nigdy nie zabił. Zawsze jednak miał powód do tego.

Mężczyzna, a raczej według tutejszych gazet - Rzeźnik, otrzepał blanta, pozwalając spaść spalonemu zielsku na popielniczkę. Zerknął na przyjaciela, dostrzegając jego zaciśniętą szczękę i wyostrzone oczy. Poprawił się na kanapie, rozkładając ramiona po bokach.

- Mam zamiar ją zabić? - powtórzył pytanie, dręcząc towarzysza. - Nie.

- Więc na co czekasz?

- Na idealny moment - stwierdził. - Chcę ją bliżej poznać. Los postanowił nas ze sobą bliżej poznać.

Rzeźnik błysnął białymi zębami. Vania przewrócił oczami na zachowanie przyjaciela. Zachowywał się tak jak on, pewny siebie, arogancki i tajemniczy. Pamiętał, jak spotkał go pierwszy raz i jego postać przyprawiała u niego zimny dreszcz na plecach. Na pewno nie należał do osób, które chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce.

Jude w tym czasie kończyła swoją zmianę. Schowała mopa do składzika, wracając za bar. Kiara odstawiała ostatnie szklanki.

- Wszystko dobrze? - tym razem osobą pytającą była Jude.

Kiara zdziwiona zerknęła na znajomą. Vaugh już od rana próbowała złapać kelnerkę, ale nie było czasu na krótkie pogawędki. Tym bardziej, jak szef kręcił się po barze.

- Taaa, tak - uśmiechnęła się sztucznie, próbując zbyć dziewczynę. Jude nie była głupia i ślepa, widząc, że kłamie prosto w jej oczy.

- To Harrison? - przybliżyła się w jej stronę, patrząc wyczekująco.

Dziewczyna kiwnęła nieznacznie głową.

- Ostatnio zaproponował mi kilka tysięcy za przespanie się z jego znajomymi. Odrzuciłam, ale zaczęli rzucać okropne teksty i dotykać wszędzie, gdzie mogły trafić ich ręce! - rzuciła wściekle.

Jude objęła dłońmi jej ramię, próbując okazać odrobinę wsparcia i współczucia. Nie była dobra w okazywaniu uczuć. Tak naprawdę nie znała prawidłowych relacji, jakie można stworzyć w rodzinie czy w gronie znajomych.

- Rzucę tę robotę - warknęła, zrzucając z siebie mundurek. - Wrócę już do domu, muszę odpocząć.

Zamknęły bar kilka minut później, żegnając się krótko i oddalając w swoją stronę.

W mieszkaniu dostrzegła zmianę, a raczej - poczuła. Rzuciła się w stronę kaloryferów, które były ciepłe. Niedowierzająco, sprawdziła wszystkie. Ciepłe.

Nie była w stanie uwierzyć, że właściciel mieszkania włączył ogrzewanie.

Dzisiaj nie musiała zakładać grubych dresów, by wytrzymać mróz w salonie. Jednak, gdy około drugiej w nocy miała położyć się spać, usłyszała głośne rozmowy na klatce. Nie zareagowała przez chwilę, ale gdy usłyszała poruszanie się klamki od drzwi, znieruchomiała. Ktoś właśnie próbował dostać się do jej mieszkania.

Przełknęła ślinę z trudem, zerkając w stronę przedpokoju. Rozmowy stały się głośniejsze.

- Gdzie mieszka ta dziwka? - ktoś ryknął za ściany, aż dziewczyna podskoczyła na skrzypiącej kanapie. Złapała za nóż, który dalej leżał pod jej poduszką. Zacisnęła palce na rękojeści, obserwując poruszającą się klamkę.

Nastała cisza, w której myślała, że nieznajomi odeszli. Jednak drzwi trzasnęły, gdy ktoś uderzył w nie całą siłą.

- Natja, otwieraj! - ktoś warknął za drzwi. - Wisisz mi pierdolone trzy tysiące!

Od razu zrozumiała, że mężczyźni próbują dostać się do jej sąsiadki. Na drżących nogach podeszła bliżej drzwi.

- To nie to mieszkanie - odkrzyknęła, mając nadzieję, że nieznajomi odejdą w popłochu.

- Nie pierdol, otwieraj te jebane drzwi! - kolejne uderzenie.

Zamki tyle nie wytrzymają.

- Natja mieszka kilka numerów dalej - specjalnie nie podała liczby, nie chcąc przysporzyć kobiecie więcej problemów. - Nie ma jej nawet dzisiaj w mieszkaniu. Nie wróciła.

Po drugiej stronie nastała chwilowa cisza. Jude słyszała jedynie kapiącą wodę w kuchni i swoje bijące serce. Bała się, że zmienią zdanie i to do niej spróbują zawitać. Wielokrotnie mylili numery mieszkania. Dlatego zawsze sprawdzała, czy zamknęła drzwi.

- Mała kurwa - warknął na odchodne, a kobieta odetchnęła.

Zerknęła na nóż, który dalej dzierżawiła w swojej prawej ręce.

W kamienicy zaczęło robić się coraz niebezpieczniej. Potrzebowała szybkiego przepływu pieniędzy. W barze brała nadgodzinny i weekendy, by zabierać jak najwięcej. To jednak było za mało. Kompletnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.

Od kilku dni jej głowa krąży wokół koperty z pieniędzmi, nieznajomym, który włamał się do jej mieszkania. Nie czuła się nigdzie bezpiecznie. Nie miała ani jednej osoby, której mogłaby zaufać.

- Może Kiara? - pomyślała.

Jakby nie patrzeć nie miały złych relacji. Kiara wiele razy jej proponowała pomoc, ale upartość i samodzielność Jude nie pozwalały jej przyjąć.

- Może powinnam się zgodzić? - wyszeptała, spoglądając na szafkę, gdzie znajduję się pudełko z kopertą. - Albo uciec z pieniędzmi?

Kilka razy rozmyślała, czy nie uciec z kopertą i rozpocząć wszystkiego od nowa. Jednak coś ją blokowało. Nie byłaby w stanie tak po prostu wydać pieniędzy, które nie należały do niej i nie znała ich pochodzenia.

Powróciła do łóżka, w tym samym momencie, gdy pod jej kamienicę podjechał on. Przez chwilę obserwował budynek, nadający się do pewnej rozbiórki. Nie był w stanie uwierzyć, że w tym czymś, siedzi ona. Wcale nie dziwił go fakt, czemu dziewczyna chodzi smutna.

Trzasnął drzwiami, od razu kierują się pod jej numerek. W klatce śmierdziało alkoholem i dymem papierosowym. Stanął pod drzwiami, do których miał już czelność zawitać. Nasłuchiwał dźwięków z drugiej strony. Cisza. Śpi.

To nie był dla niego i jego ludzi problem by, wyrobić klucz pod jej zamek. Przekręcił go, jak najciszej umiał, otwierając drzwi. W pomieszczeniu było ciemno, ale przyzwyczaił się do niej już dawno.

Stawiał kroki pewnie, zachowując się jak prawdziwa pantera, przed atakiem. Lata roboty zrobiło z niego najlepszego zawodnika. Podszedł w stronę rozkładanej kanapy, gdzie dostrzegł jej sylwetkę. Tym razem bez grubych dresów, a w dopasowanych legginsach i startej koszulce.

Rozejrzał się po małych pomieszczeniach, dostrzegając, w jakim pustym mieszkaniu się znalazł. Bardzo mała ilość mebli, dekoracji, tylko najważniejsze rzeczy. Brak zdjęć, pamiątek czy dodatków.

Gdzie mogłaby schować kopertę?

Wrócił wzrokiem do dziewczyny. Jej twarz, śpiąca, różniła się od tej, którą widział w barze. Była spokojna, opanowana. Rozluźniła brwi, dając swojej twarzy bardziej dziewczęcego uroku.

Nie mógł się powstrzymać, by nie zabrać kosmyka włosów z jej twarzy. To był błąd, o którym dobrze wiedział. Nie powinien jej dotykać.

Zerknął na jej mały nos, który zmarszczył się, wyczuwając nieznany ruch na twarzy. Nie spodziewał się, że aż tak szybko dziewczyna otworzy oczy.

KOPERTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz