19

1K 53 2
                                    


Jude wtuliła się jeszcze mocniej w materiał marynarki, którą kilka minut temu, Killian zarzucił na jej ramiona. Dalej drżała z zimna, ale było to lepsze, niż chodzenie w podartej na pół bluzce.

Nie odezwała się słowem do Killiana, który od dobrego czasu, próbował złapać zasięg. Nie należało to do prostych rzeczy, gdy znajdowali się w samym środku porośniętego krzakami lasu. Jude nawet nie chciała spoglądać na swoje poranione stopy i łydki. Nie pisnęła nic w stronę mężczyzny. Nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego. Czuła, że jego pięść w każdej sekundzie, zaciska się coraz mocniej na biednym telefonie.

- Jeszcze chwila - mruknął, dalej brnąc między drzewami. Robił to bardziej zwinnie niż Jude, potykająca się o każdy, wystający korzeń.

- Kim byli ci ludzie? - Jude spytała, zerkając nieśmiało na mężczyznę.

Ciemnowłosy nie oderwał nawet wzroku od komórki, dalej próbując skontaktować się z kimkolwiek.

- Nie mam pojęcia, ale gdy tylko dodzwonię się do tej blond cizi, dowiem się wszystkiego.

- Mieli złe zamiary?

- Wątpię, by przyszli sobie porozmawiać przy herbatcę - burknął. - Podjechali bez świateł w ciemnym, terenowym aucie. Zgaduję, że w tej chwili sprawdzają cały dom, a gdy skapną się, że wpadliśmy do lasu, przeszukają go.

Jude zamarła, zdając sobie sprawę, w co się wkopała. Zaczęła bawić się w najlepsze w kryminalnym towarzystwie zbyt dobrze. Przecież zabiła człowieka, teraz spacerują po lesie z poszukiwanym mordercą, normalna sprawa.

- Co, jeśli nie byłoby cię ze mną? - spytała, zaskakując tym samego Killiana. Przystanął, odrywając wzrok z ekranu i przenosząc go na dziewczynę. Teraz dostrzegł jej rozgrzane policzki, błyszczące oczy i drżące ciało.

- Jude - zaczął, próbując zbliżyć się w stronę kobiety.

- Zostań tam - warknęła. - Miałam być bezpieczna! To wszystko miało się różnić od tego wcześniejszego gówna.

- Jude, uspokój się.

- Uspokój? - wybuchnęła. - Mam dość tego wszystkiego! Każdy mnie oszukuję, kłamie prosto w oczy, pomiata i wykorzystuję! Nie chce tak żyć!

Jude poczuła łzy cieknące po jej rozgrzanych policzkach. Stopy ją piekły, mimo że nadal miała na sobie grube skarpety, a głowa pulsowała. Traciła panowanie nad swoim ciałem, myślami. Pragnęła po prostu spokoju. Pragnęła żyć jak normalna nastolatka. Pragnęła mieszkać w małym, jednorodzinnym domku z dwójką, kochających rodziców. Pragnęła chodzić do normalnej szkoły. Pragnęła wyjść ze swoimi znajomymi do kafejki, obgadując nauczycieli.

- Nie mam nic - zaczęła, ciągnąć dalej, wylewając wszystkie swoje żale. - Drazgov nie żyję, ale to nic nie zmieniło. Dalej nie mam znajomych, rodziców, nikogo, kto by się przejął moim życiem! Dalej jestem nikim.

- Nawet tak nie mów! - warknął ostro, wbijając w nią ciemne tęczówki. - Wywaliłem na zbity pysk Kelly'ego, Kellin właśnie pływa sobie w pobliskiej rzece, a przed chwilą wyciągnąłem cię z mieszkania, pod który podjechali nieznajome typki. Sądzisz, że mam gdzieś twoją osobę?

Jude, widząc jego ostre spojrzenie, zaniżyła głowę, wgapiając się w mokre runo leśne. Czuła jednak rozpalające się ciepło w jej sercu.

- Czemu? - wyszeptała niepewnie.

- Moja, droga Jude, już ci to mówiłem. Wymierzam sprawiedliwość, a ty nie zasłużyłaś na takie życie. Dlatego zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.

Może Killian Morozov nie był diabłem, zesłanym prosto z piekieł?

- Potrzebuję teraz butów - zmieniła temat, posyłając mężczyźnie prześmiewcze spojrzenie.

Killian dopiero teraz dostrzegł, że dziewczyna nie miała butów. Nie wiele myśląc, pozwolił dziewczynie wspiąć się na jego plecy. Nawet nie zaprotestowała, czując, że zaraz straci w nich czucie.

Vania wreszcie odebrał wiadomości, a mężczyzna mógł sprawdzić na mapie, gdzie się znajdują.

- Niedaleko jest motel, tam się zameldujemy - wyjaśnił ciemnowłosy.

Po długich, dwudziestu minutach, dostrzegła wysoki, stary budynek z już niedziałającym napisem "Motel Donda".

Oderwała się od ciała mężczyzny, szczelnie okrywając się marynarką. Cieszyła się w duchu, że znajdowali się w odludnionym miejscu, gdzie nikt nie zauważy jej dziwnego stroju.

Killian pchnął drzwi, wybudzając staruszka za okurzonym blatem. Poprawił szybko swoją spraną koszulkę polo i zerkając na wejście.

- Dzień Dobry! Motel "Donda", w czym mogę państwu pomóc? - wyrecytował, rozszerzając śpiące oczy, gdy tylko dostrzegł Killiana.

- Pokój dwuosobowy - nawet nie dał odezwać się staruszkowi, rzucając na ladę plik banknotów. O wiele za dużo, niż kosztował pokój.

Staruszek wybauszył oczy, od razu kierując się w stronę haczyków z numerami pokoi.

- Proszę bardzo - wyjąkał, kładząc na blacie wspomnianą rzecz. Jude zerkała na jego błyszczące z zachwytu oczy, gdy chował pieniądze do saszetki. Co one mogą zrobić z ludźmi, pomyślała. - Miłego pobytu!

Mężczyzna jednak nie przekazał im, że dostali pokój z łóżkiem małżeńskim.

To nie tak, że na to właśnie nie liczył Morozov.

Killian od razu skierował się na balkon, w celu odbycia kilku, ważnych rozmów. Jude natomiast zwróciła się w stronę łazienki, gdzie skoczyła pod szybki prysznic. Założyła na siebie stare ubrania, krytycznie spoglądając na poranioną stopę i łydkę. Krzewy musiały nieźle ją poranić podczas drogi.

Kiedy ona doprowadzała się do normalnego stanu, blond cizia, wreszcie odebrała telefon.

- Zdążyli odjechać, ale technicy zabezpieczają teren - rzucił pośpiesznie Vania, spodziewając się pytania szefa. - Spróbujemy rozpoznać auto po śladach kół.

- Vania, ktoś sobie robi jaja z mojej osoby - syknął. - Pośpiesz chłopaków. Nikt nie będzie zastraszał Killiana Morozova.

- Szefie, chyba mam coś!

- Mów, Vania, mów - warknął.

- Drazgov ostatnio wypłacał duże sumy pieniędzy z serbskiego konta bankowego.

- A co to ma do rzeczy? - zawahał się. - Tylko nie mów. Powiedz, że nie myślimy o tej samej osobie.

- Sądzę, że Yuri postanowił odpłacić się za spalone magazyny. Drazgov miał robić najprawdopodobniej za kreta. Pojawiał się w największych klubach i miejscach, kręcąc się przy wysoko postawionych służbistach. To oczywiste, że próbował nakłonić do współprac z firmą Yuriego.

- Chcę dostać jego współrzędne na talerzu. Wiedziałem, że powinienem go już dawno załatwić. Za dużo szczeka.

- Yuri nie jest taki głupi - zmartwił się Vania. - Spodziewa się, że będziesz próbował uderzyć.

- Wiem, co robię - burknął. - Patrolujcie okolicę i relacjonuj wszystko.

Killian zerknął na dziewczynę, która już dawno wyszła z łazienki, drzemiąc na prawej stronie łóżka. Zamknął drzwi balkonowe, zbliżając się w jej stronę.

Przypomniał sobie moment, gdy po raz pierwszy włamał się do jej mieszkania. Zmieniła się od tego czasu. Skóra przybrała lepszych barw, a jej ciało nie drżało z zimna. Wyglądała na zdrowszą i szczęśliwszą.



KOPERTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz